Wiadomości
Udostępnij:
„Igrzyska w Pekinie były dla mnie koszmarem”. Natalia Czerwonka w RDC o zakończeniu kariery
-
14.10.2022 10:25
-
Aktualizacja: 12:16 14.10.2022
Natalia Czerwonka – czterokrotna olimpijka, srebrna medalistka olimpijska z Soczi, trzykrotna medalistka mistrzostw świata w drużynie – ogłosiła koniec swojej kariery sportowej. To jednak nie koniec jej przygody ze sportem. W szczerej i pełnej wzruszeń rozmowie z naszą dziennikarką sportową Agnieszką Kobus-Zawojską łyżwiarka opowiedziała o tym, kiedy postanowiła zakończyć karierę, czy jest to decyzja ostateczna i jakie ma plany na przyszłość.
Agnieszka Kobus-Zawojska: Dziś ważny dzień – przechodzisz na sportową emeryturę. Jakie emocje ci towarzyszą?
Natalia Czerwonka: Na pewno nie do końca wszystko ułożyło się tak, jak chciałam. Planujemy sobie różne rzeczy, a życie i tak płata figle. Myślę, że jako sportowcy jesteśmy przygotowani na ciężkie chwile. Ale jestem też dumna z wielu rzeczy, z tego, że zostanę dalej w sporcie, a to przejście jest dość płynne. Jestem dumna, że ta kariera dwutorowa, o której teraz tak często się mówi, pójdzie u mnie dobrze. Nie powiem, że gładko, bo na pewno będzie trudno, ale najważniejsze dla mnie jest pozostanie w całym procesie – jestem asystentką trenerów w kadrze short tracku.
A.K.-Z.: Dlaczego short track, a nie tor długi?
N.C.: Dlatego, że przed igrzyskami olimpijskimi w Pjongjang przygotowywałam się z kadrą short tracku do swoich kolejnych igrzysk. W Soczi Holenderka Jorien ter Mors zdobyła złoty medal na długim torze 1500 metrów i pokazała całemu światu, jak te sporty pięknie się łączą, jak można korzystać z toru krótkiego i wygrywać jednocześnie największe imprezy na świecie na torze głównym. Wtedy świat łyżwiarski zwariował. Z toru krótkiego zaczęto korzystać jako środek treningowy, bo kręcenie się w kółko na torze 111 metrów jest niesamowite. W sporcie wszystko wydaje się łatwe, a w rzeczywistości jest bardzo trudne.
A.K.-Z.: Decyzja o zakończeniu kariery była spontaniczna, czy myślałaś o tym wcześniej? To była decyzja na sto procent?
N.C.: Nie była to decyzja na sto procent. Teraz jest trudny moment. Igrzyska Olimpijskie w Pekinie były dla mnie koszmarem, który naprawdę się wydarzył. Myślę sobie, co by było, gdyby teraz ktoś kazał mi zostać dziesięć dni w pokoju, zupełnie odcięta od świata. Uważam, że nie dałabym rady, ale wtedy, w warunkach ekstremalnych tak się niestety stało. Te igrzyska pozostawiły w moim sercu głęboką ranę, która jeszcze się nie zabliźniła. Powiedziałam sobie wtedy, że nie chcę kończyć z trenowaniem i to nie będą moje ostatnie igrzyska. Musiałam przewartościować sobie pewne rzeczy, zastanowić się nad marzeniami, które już spełniłam. Mam medal olimpijski i znam to piękne uczucie, a jednocześnie gonię kolejne marzenie, którym jest wychowanie pokolenia mistrzów. To jest bardzo trudne. Nie myślałam, że ten proces będzie tak wymagający, teraz trzeba się poświęcić.
A.K.-Z.: Kiedy zmieniłaś zdanie i podjęłaś jednak decyzję o zakończeniu kariery?
N.C.: Myślę, że bardzo szybko. Tylko z jednego powodu po tych igrzyskach nie rozpadłam się na kawałki. Od razu po powrocie do Polski pojechałam ze swoimi podopiecznymi na zawody do Holandii i nie miałam po prostu czasu, żeby o tym wszystkim myśleć. Poza tym praca z dziećmi daje mi dużo satysfakcji. Tylko dzięki nim stanęłam na starcie. Wychodząc z izolacji dzień przed biegiem, do którego trenujesz cztery lata, trudno powstrzymać emocje. Czułam, że nie jestem w tym momencie, że to nie ten czas, nie w takiej sytuacji chciałam się tam znaleźć. Pamiętam jak dziś, że zeszłam z treningu i nie wiedziałam, czy chcę wystartować. Przecież przez dwa tygodnie nie byłam na łyżwach. Każdego dnia, codziennie w małym, ciasnym, brzydkim, ciemnym i brudnym pokoju walczyłam o przetrwanie z wiarą, że wyjdę stamtąd jak najszybciej. W tej całej sytuacji pomogła mi Natalka Maliszewska i mój trener. Dużo czasu spędziliśmy razem, rozmawiając online. Natalia też była w izolacji, a ona tam przyjechała zdobyć medal i ją zamknęli. Ja już miałam medal i mam swoje marzenia, to mi pomogło.
A.K.-Z.: Po igrzyskach chciałaś trenować dalej, ale jednak zmieniłaś zdanie i postanowiłaś, że nie chcesz kontynuować kariery.
N.C.: To nie jest tak do końca, że nie chciałam trenować. Po prostu możliwości, które otrzymałam, które stworzyło ministerstwo, przeważyły. Uznałam, że to droga, dzięki której spełnię swoje kolejne marzenia. Mój problem polega na tym, że siebie i swoje cele zawsze stawiam niżej, zawsze robię coś dla kogoś. Ale wierzę, że mam cel, do którego dojdę. To nie jest zwykła szansa, bo mam możliwość uczyć się od Urszuli Kamińskiej, która przez PKOL została wybrana trenerką roku. Powiedziałam kiedyś swojej przyjaciółce, że chciałabym kiedyś zostać taką trenerką i chcę się od niej uczyć. Praca z nią to dla mnie ogromna szansa.
A.K.-Z.: Czujesz się spełnioną zawodniczką? Jest coś, czego żałujesz?
N.C.: Czuję się bardzo spełnioną zawodniczką. Niczego nie żałuję Z każdej lekcji, od każdego trenera, z którym współpracowałam, starałam się wyciągnąć jak najwięcej. Cała kariera była dla mnie ogromną lekcją. Co cztery lata stawałam się inną osobą, coraz bardziej dojrzałym sportowcem. Żyję życiem, którym chcę żyć. Wiem, że inspiruję kolejne pokolenia sportowców. Kiedy mam swoje kryzysy, myślę o tym i na powrót staję się szczęśliwa.
A.K.-Z.: Gdybyś miała taką możliwość, coś byś zmieniła w swojej karierze?
N.C.: To, czego się nauczyłam, to, aby stawiać siebie na pierwszym miejscu. Przez wiele lat walczyłam o to, by trenować indywidualnie, pod koniec trochę to odpuściłam, ale to nie ma znaczenia, ponieważ ostatnie lata trenowania w grupie bardzo wiele mnie nauczyły. Na pewno było inaczej. Nie wiem, czy teraz podjęłabym taką decyzję, jednak ważne jest to, że otrzymałam od życia lekcję, z której wyciągnęłam wnioski, i to jest dla mnie najważniejsze.
A.K.-Z.: Wspomniałaś, że ostatnie igrzyska były dla ciebie koszmarne, poprzednie również nie należały do najszczęśliwszych. A które przyniosły ze sobą najtrudniejszą dla ciebie lekcję?
N.C.: Na pewno na igrzyskach w Korei byłam bardzo mocna. Indywidualnie na 1500 metrów zajęłam dziewiąte miejsce. Wiem, że gdybyśmy był drużyną, wróciłybyśmy z medalem. Każda z nas była bardzo mocna. Praca zespołowa to wartość, którą chciałabym wpoić swoim podopiecznym. Wierzę w to, że zbuduję drużynę, która prawdziwie będzie się wspierała. Choć nasza dyscyplina należy do sportów indywidualnych, to sami nic nie zrobimy.
A.K.-Z.: Nie masz wrażenia, że trenerzy często o tym zapominają?
N.C.: Również tak uważam. Swoim 12-, 13-letnim zawodniczkom wpajam te wartości – razem pracujemy na sukces. Kiedy parę lat temu jako klub zdobyliśmy pierwszy ważny medal podczas mistrzostw Polski młodzików na rolkach, to zawołałam ich pod podium i powiedziałam, że to jest sukces każdego, bo każdy pomógł tej medalistce, która stanęła na podium.
A.K.-Z.: Które igrzyska były więc dla ciebie najtrudniejszym przeżyciem?
N.C.: Z pewnością te w Pekinie. Izolacja, zamknięcie w tym pokoju było okropne. Czułam się, jakby to był jakiś eksperyment. Pierwszego dnia wchodzisz do tego pokoju, masz serce pełne wiary, że zaraz wyjedziesz, wszystko będzie dobrze i z każdym dniem ta nadzieja i dawka emocji, która cię trzyma przy tym, żeby dalej ćwiczyć, gaśnie. Pamiętam jak po dwóch dniach przyszła do nas Natalka Maliszewska i powiedziała: Mam ze sobą łyżwy, wypuszczą mnie trzydzieści minut przed startem i dam radę, zdobędę medal. A później ty uświadamiasz sobie, że coś jest nie tak, że ten medal oddala się od ciebie. To było okropne.
A.K.-Z.: A jak byś opisała swoją karierę w kilku słowach?
N.C.: W kilku słowach to się nie da. Do Soczi na przykład jechałam tylko po medal. Na pewno była to kariera pełna walki o siebie i wytrwałości. Olać talent, liczy się przede wszystkim praca. Mam prawie 34 lata i pomimo swojego wieku, od dziesięciu lat co roku rozwijałam się i pokonywałam swoje rekordy.
A.K.-Z.: To teraz porozmawiajmy chwilę o miłych wspomnieniach. Które pierwszy przychodzi ci na myśl?
N.C.: Soczi i medal, choć cały czas mówię, że mam o jeden medal mniej od koleżanek z Vancouver. Jednak jakbym dziś miała postanowić, czy chcę medal z Vancouver, czy dzieci i akademię, to zdecydowanie to drugie. Cieszy mnie, że rodzice dzieci, których trenuję, uświadamiają sobie, jak wielkie są to wyrzeczenia, bo wcześniej nie wiedzą, ile jest w tym wszystkim naprawdę ciężkiej pracy ze strony dzieci. Ja w wieku 15 lat poszłam już do szkoły mistrzostwa sportowego do Zakopanego, pięćset kilometrów od domu, do którego przyjeżdżałam tylko na Boże Narodzenie i Wielkanoc. To są wyrzeczenia od najmłodszych lat.
A.K.-Z.: Nie myślisz, że przez to wszystko straciłaś trochę życia towarzyskiego?
N.C.: Na pewno straciłam. Nigdy nie brałam udział w imprezach rodzinnych. Zawsze byłam skoncentrowana na celu i na tym, co chcę osiągnąć. Kiedy mówiłam rodzicom, że nie będzie mnie w domu na święta, bo zostaję w Zakopanem, gdzie mam warunki do trenowania, czy jadę na obóz do Hiszpanii, nigdy nie usłyszałam od nich słowa "nie". Zawsze mnie wspierali i mówili: Rób Natalka, jak uważasz. Zawsze więc robiłam tak, żeby nie mieć do siebie pretensji, że nie dałam z siebie wszystkiego. Brak udziału w imprezach rodzinnych czy spotkaniach klasowych to były trudne wyrzeczenia, ale z drugiej strony, ze szkoły mistrzostwa sportowego zostały mi wyjątkowe i trwałe przyjaźnie z ludźmi, którzy zawsze są przy tobie.
A.K.-Z.: Jakie jeszcze masz plany poza akademią i trenowaniem innych?
N.C.: Chcę stworzyć możliwości rozwoju dla dzieci. Otwieram kolejne oddział akademii, w Poznaniu, we Wrocławiu.
A.K.-Z.: Dlaczego rodzice powinni wysyłać swoje dzieci na łyżwy do Natalii Czerwonki?
N.C.: Dlatego, że tam oddajemy im nasze serca, dbamy o wychowanie i jesteśmy profesjonalistami w swojej dziedzinie. Chciałabym podkreślić, że przede mną też jeszcze bardzo dużo nauki, choć prezesem i trenerem jestem już pięć lat. Za nami duże osiągnięcia na arenie krajowej, ale potrzeba jeszcze sporo cierpliwości. System sportu młodzieżowego w Polsce jest okrutny i trzeba czasu, aby dzieci zdobywały punkty. Jednak już jesteśmy widoczni, w tym roku przed nami pierwsze mistrzostwa Polski młodzików. Jest to dla mnie bardzo ekscytujące i bardzo to przeżywam. Jestem mamą wielu dzieci, mimo że nie mam swoich. Moje zawodniczki pojechały teraz na swój obóz kadrowy, a ja przez pierwszą noc nie spałam, tak się martwiłam. Oddaję temu całe serce i całą siebie.
A.K.-Z.: Jakie jest twój cel pozasportowy?
N.C.: Moje cele związane są głównie z pracą. Chcę tym dzieciom stworzyć warunki i możliwości do rozwoju. Plan jest taki, żeby zdobyć medal mistrzostw świata juniorów, a potem walczyć o medal igrzysk olimpijskich. To jest droga dla mnie i dla nich. Chcę być po prostu szczęśliwa i spełniona w tym, co robię.
A.K.-Z.: Można powiedzieć, że pomimo swoich 34 lat jesteś już sportową emerytką.
N.C.: Myślę, że emerytką zostanę za sześć lat, jak skończę 40 lat, bo wtedy będzie mi przysługiwać olimpijska emerytura.
Czytaj też: Sprinterka Małgorzata Hołub-Kowalik w RDC: Dla mnie drużyna jest najważniejsza
Źródło:
Autor:
PA
Kategorie: