"Łódź podwodna", czyli tajna radiostacja na Żoliborzu z czasów II Wojny Światowej
14.05.2017 14:03
Aktualizacja: 14:11 15.08.2022
W czasie okupacji niemieckiej, na warszawskim Żoliborzu działała znakomicie zakonspirowana tajna radiostacja pod kryptonimem "Łódź podwodna". Pomimo niezwykle dokładnego przeszukiwania terenu, rewizjach w budynku, w którym się znajdowała, Niemcy nigdy jej nie znaleźli. Tę najnowocześniejszą konspiracyjną radiostację Polski Podziemnej wymyślił i skonstruował Stanisław Rodowicz, wuj "Anody". Po wojnie komuniści skazali go na karę śmierci. O losach ludzi pracujących w radiostacji z Mariuszem Olczakiem rozmawiał Wojciech Marczyk.
RDC
"Wybuch amunicji, który 13 października 1923 r. zmiótł z powierzchni ziemi sporą część Cytadeli Warszawskiej, zniszczył także świeżo wybudowany domek przy ul. Fortecznej 4. Rodowiczowie już nie raz rozpoczynali wszystko od nowa, po kilku latach ich odbudowany dom stał się chlubą Żoliborza. Najciekawsza była jednak piwnica. To tam znajdowała się „Łódź Podwodna”. Komfortowo urządzona, znakomicie ukryta. Niezatapialna. Niemcy poszukiwali jej bezskutecznie. Tę najnowocześniejszą konspiracyjną radiostację Polski Podziemnej wymyślił i skonstruował Stanisław Rodowicz. Po wojnie komuniści skazali go na karę śmierci" - pisze w swojej książce „Niezatapialni i Łódź Podwodna” Marcin Ludwicki.
- "Niezatapialni" to określenie, które z jednej strony dotyczy członków rodziny Rodowiczów, którzy prowadzili radiostację na dalekim Żoliborzu, a z drugiej - dotyczy kilku pokoleń tej rodziny. To ludzie, którzy krwią i swoją codzienną pracą, swoimi zdolnościami tworzyli naszą państwowość - mówił w RDC Mariusz Olczak.
Łączność z władzami we Francji
Historyk przyznał, że niewiele osób słyszało o żoliborskiej radiostacji. - Temat "Łodzi podwodnej" i tego, co się działo w domu przy ul. Fortecznej, jest mało komu znany. W kontekście historii II Wojny Światowej to miejsce szczególne, ponieważ właśnie w tym domu stworzono radiostację, która 4 marca 1940 roku nawiązała łączność obustronną z władzami polskimi we Francji. To przez tę radiostację przechodziły wszelkiego rodzaju meldunki, rozkazy i instrukcje dla władz formującego się państwa podziemnego w Polsce - wyjaśniał gość audycji. - W sytuacji, kiedy doszło do szybkiego upadku Francji, przez kilka miesięcy, kiedy łączność kurierska została zachwiana, to było praktycznie jedyne miejsce wymiany informacji i korespondencji - dodał.
Olczak tłumaczył, że nazwa radiostacji to określenie bardzo obrazowe, wynikające z jej położenia. - Ta nazwa nie pojawia się w depeszach, ani w meldunkach. Nie ma oczywiście też adresu, żadnych nazwisk ani pseudonimów - podkreślił.
Szyfrowanie i niebezpieczeństwo
Historyk wyjaśniał, że po sporządzeniu meldunku lub raportu przez komendanta, tworzono tekst ciągły, który łączniczka zanosiła do biura szyfrów. Tam meldunek był szyfrowany i kolejna łączniczka zanosiła go do radiostacji przy ulicy Fortecznej. Dopiero wówczas nadawano go do Francji, a później do Londynu. W drugą stronę działało to podobnie - odebrany meldunek trafiał najpierw do biura szyfrów itd. - Liczba tych meldunków była tak duża, że pracowano nawet po osiem godzin. To było bardzo niebezpieczne, dlatego radiostację trzeba było tak dobrze zakonspirować, aby Niemcy jej nie wykryli - zaznaczył Olczak.
Gość Wojciecha Marczyka podkreślił, że Niemcy zdawali sobie sprawę z tego, że w tym rejonie Żoliborza działa radiostacja. "Łódź podwodna" nie została wykryta, mimo że Niemcy kilkakrotnie byli w domu przy Fortecznej. Jak to się stało? - Wymyślono genialny sposób wchodzenia do radiostacji. Schodziło się po drewnianych schodach do piwnicy i pod ostatnim schodkiem znajdowała się kwadratowa wnęka, w której były umieszczone przebiegające prostopadle dwie rury z kranem. To było urządzenie oparte na szynach przymocowanych do sufitu radiostacji. Dopiero przekręcenie kraniku powodowało zwolnienie blokady i otwarcie drzwi do radiostacji - wyjaśniał Olczak. Dodatkowo, dla zmylenia, pod rurami była woda. - Więc nikomu nie przyszło do głowy, aby ten kwadrat odsunąć - dodał.
Koniec nadawania
Historyk opowiadał, że wnętrze radiostacji było tak przygotowane, że można było w niej przebywać dwa tygodnie bez wychodzenia. - Anteny były ukryte w przewodach kominowych i dodatkowo jedna przy samym płocie. Osoby, znajdujące się w "Łodzi podwodnej", miały do dyspozycji 40 mikrofonów, dzięki którym wiedziały, co się dzieje na zewnątrz - dodał gość RDC. Jak mówił, Niemcy nie mogli sobie poradzić ze znalezieniem radiostacji, więc na tyle utrudnili funkcjonowanie otoczenia, że w 1942 roku "Łódź podwodna" przestała wysyłać meldunki. - Niemcy blokowali tyle posterunków i kontrolowali tyle osób, że niemożliwe się stało dostarczanie meldunków i bezpieczne przemieszczanie się pracowników - podsumował Olczak.