Ekspert o śmierci dziecka przytrzaśniętego przez drzwi tramwaju: Do tragedii mogło nie dojść

  • 08.07.2023 14:33

  • Aktualizacja: 14:35 08.07.2023

Choć prokuratura twierdzi, że w sprawie śmierci czterolatka przytrzaśniętego drzwiami tramwaju zawinił motorniczy, ekspert i biegły Rafał Bielnik uważa, że gdyby prowadził on nowszy model tramwaju, do tragedii by zapewne nie doszło.

Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia w sprawie wypadku, który miał miejsce niemal rok temu na ul. Jagiellońskiej w Warszawie przy przystanku Batalionu "Platerówek". Drzwi tramwaju starego typu - Konstal 105 - przytrzasnęły 4-letnie dziecko i pociągnęły je wzdłuż torowiska. Chłopczyk zmarł.

Śledczy uznali, że do wypadku doszło z winy motorniczego, który w trakcie jazdy korzystał z telefonu i słuchawek, nieprawidłowo obserwował obszar wokół ostatnich drzwi, którymi wysiadało dziecko, a po zamknięciu tych drzwi nie upewnił się, czy ruszenie z przystanku nie spowoduje zagrożenia dla pasażerów. Na ocenę sytuacji wokół tramwaju motorniczy poświęcić miał niecałe 1,5 sekundy.

Ekspert o wypadku tramwajowym

- Z pewnością prokuratura zgromadziła swoje dowody na poparcie tych zarzutów. Jednak błędy motorniczego nie przesądzają o jego winie - powiedział biegły i ekspert z zakresu rekonstrukcji wypadków komunikacyjnych Rafał Bielnik. W jego opinii, którą wyrobił sobie po zrekonstruowaniu tego wypadku, nie powinno się ich uznawać za jedyną przyczynę wypadku.

- W swojej karierze zawodowej analizowałem już kilkanaście takich przypadków, że drzwi się zamknęły przytrzaskując pasażera i tramwaj pociągnął go za sobą. Tylko ten skończył się tak tragicznie - tłumaczy Bielnik. - Doszło tu do splotu niekorzystnych okoliczności - stwierdził ekspert. Podkreślił, że zasadniczym elementem tego splotu jest jego zdaniem typ tramwaju.

- Teoretycznie tramwaj był sprawny, ale trzeba pamiętać, że mówimy o bardzo starej konstrukcji. Dlatego, choć mechanizm rewersowy (red: zapobiegający przytrzaśnięciu pasażera) działał prawidłowo, podobnie jak blokada ruszenia, to pojazd z przytrzaśniętym dzieckiem, mógł kontynuować jazdę - powiedział Bielnik. Ekspert jest przekonany, że gdyby to był nowoczesny tramwaj, tak by się nie stało. Mechanizmy bezpieczeństwa są tam znacznie doskonalsze.

Stary tramwaj przyczyną tragedii?

Zdaniem eksperta w tramwajach starego typu motorniczy nie zawsze może kontrolować w stu procentach sytuację, bo jest to fizycznie niemożliwe.

- Nowocześniejsze modele są zaś wyposażone w odporne na warunki atmosferyczne kamery, które ułatwiają obserwację tyłu pojazdu. W tym typie tramwaju motorniczy patrząc w lusterko mógł dziecka nie widzieć - podkreśla ekspert.

Dodaje, że tramwaje Konstal są sukcesywnie eliminowane z eksploatacji. Część przewoźników decyduje się na modernizacje, ale jest to rozwiązanie mało opłacalne ekonomicznie, a efekt nie zawsze jest satysfakcjonujący.

- Osiągniecie takiego poziomu bezpieczeństwa jak w nowych modelach jest trudne - mówi Bielnik.

Ekspert podkreśla, że zgodnie z przepisami ruchu drogowego korzystanie z telefonu podczas kierowania jest oczywiście zabronione. I niezależnie od typu pojazdu kierujący ma obowiązek uważnie obserwować otoczenie i zachować ostrożność.

- Jednak, jeśli chcemy poważnie rozmawiać o bezpieczeństwie ruchu drogowego, musimy przyjąć założenie, że człowiek jest w nim słabym ogniwem. Błędy ludzkie się zdarzają i będę zdarzać. Ich nigdy do końca nie wyeliminujemy, ale stary tabor możemy - uważa Bielnik.

Czytaj też: Kontrole w Warszawskim Węźle Kolejowym. PKP przekazało swoje uwagi do UTK

Źródło:

PAP

Autor:

RDC /PA

Kategorie: