„Marsz Milczenia — Stop Agresji” przeszedł ulicami Siedlec

  • 31.01.2025 18:03

  • Aktualizacja: 19:31 31.01.2025

Marsz przebiegał w całkowitej ciszy, w wielkim skupieniu. Siedlczanie szli ze łzami w oczach — tymi słowami zrelacjonowała „Marsz Milczenia — Stop Agresji”, który odbył się w Siedlcach, reporterka Polskiego Radia RDC. Mieszkańcy oraz medycy uczcili pamięć zmarłego ratownika medycznego, który został ugodzony nożem podczas interwencji oraz wyrazili swój sprzeciw wobec przemocy. W wydarzeniu wzięło udział ponad 200 osób.

W piątek 31 stycznia odbył się w Siedlcach „Marsz Milczenia — Stop Agresji”. Mieszkańcy oraz medycy uczcili pamięć zmarłego ratownika medycznego, który został ugodzony nożem podczas interwencji oraz wyrazili swój sprzeciw wobec przemocy.

Uczestnicy marszu przeszli z pl. Sikorskiego do ul. Kościuszki i ul. Świrskiego dotarli pod siedzibę RM Meditrans, gdzie pracował ratownik. O 18:00 rozpoczęła się msza w katedrze.

— Marsz przebiegał w całkowitej ciszy, w wielkim skupieniu. Siedlczanie szli ze łzami w oczach. Pomimo że do tragicznych wydarzeń doszło w minioną sobotę, to jeszcze te wspomnienia są bardzo żywe. Uczestnicy przynieśli ze sobą znicze, które ustawili pod stacją pogotowia ratunkowego, gdzie pracował tragicznie zmarły ratownik. Jest też tablica pamiątkowa, chwilę się pod nią pomodlono i skierowano się do katedry — relacjonowała reporterka Polskiego Radia RDC.

— Nie chcemy przed rozpoczęciem dyżuru ze strachem żegnać się ze swoimi rodzinami — mówili naszej reporterce ratownicy z Krakowa, Opola, Łomży i Kielc, którzy dzisiaj przyjechali do Siedlec.

W wydarzeniu wzięło udział ponad 200 osób.

„Nie godzimy się na strach”

Organizatorka i szefowa centrum krwiodawstwa Agnieszka Hawrylewicz-Łuka podkreśliła: „nie godzimy się na strach, nie godzimy się na brak szacunku”.

— Ma on na celu tak naprawdę uczczenie pamięci tragicznie zmarłego naszego kolegi, który stracił życie, ratując życie innych. Chcemy też uwrażliwić ludzi, wyrazić też solidarność z jego rodziną, z bliskimi. Chcemy zwrócić uwagę społeczeństwa problemy dotyczące przemocy, agresji, które istnieją wobec służb ratunkowych — mówiła Hawrylewicz-Łuka.

Marsz miał również zwrócić uwagę na konieczne zmiany w przepisach.

 To jest bardzo bolesne dla nas, bardzo niezrozumiałe wydarzenie, które tak naprawdę stało się symbolem rosnącego zagrożenia, z którym na co dzień mierzą się osoby, które pracują w służbach medycznych. Biorąc pod uwagę w ogóle brutalizację społeczeństwa, która osiągnęła absolutny szczyt, zostały przekroczone granice, to ten marsz jest mówieniem dość, mówieniem stop agresji” — dodała Hawrylewicz-Łuka.

Tragedia w Siedlcach

Do tragedii doszło w sobotę. Pijany 59-latek podczas libacji alkoholowej miał zaatakować nożem 64-letniego medyka, który mimo reanimacji zmarł w szpitalu. Drugi z ratowników został ranny w nadgarstek.

Adam Cz.  trafił do aresztu po tym, jak usłyszał zarzut zabójstwa 64-letniego ratownika medycznego podczas interwencji w Siedlcach oraz napaści na drugiego - 28-latka.

Jak powiedział nam prokurator Arkadiusz Szewczak, podczas niejawnego posiedzenia aresztowego nie wykazał skruchy i nadal zasłania się niepamięcią, choć przyznał się do zarzucanych mu czynów

Adamowi Cz. grozi dożywocie. Najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie.

— Sąd w pełni zaaprobował stanowisko prokuratury i zastosował tymczasowe aresztowanie na okres trzech miesięcy od dnia zatrzymania — powiedział we wtorek po wyjściu z posiedzenia aresztowego prok. Arkadiusz Szewczak z Prokuratury Rejonowej w Siedlcach.

Prokurator wyjaśnił, że u podstaw wniosku prokuratury o areszt legły w zasadzie wszystkie przesłanki ustawowe, „albowiem w pierwszej kolejności podejrzanemu zarzuca się popełnienie zbrodni zabójstwa popełnionej ze szczególnym zamiarem motywacyjnym, co samo w sobie jest już pewnym ewenementem”.

— Dodatkowo zrzuca się mu czynną napaść na drugiego z ratowników medycznych, przy czym w tym przypadku zarzut ten jest powiązany z usiłowaniem co najmniej ciężkiego uszczerbku na zdrowiu — dodał prok. Szewczak

„Wchodziliśmy do niego z policją”

Jak się dowiedzieliśmy, do podejrzewanego wcześniej pogotowie jeździło z policją.

—To nie była pierwsza nasza wizyta u niego, tyle że on zmienił adres zamieszkania. Bo my do tego człowieka jeździliśmy, jak mieszkał na Pułaskiego. I tam zadysponowany został patrol policji. Do niego wchodziliśmy z policjantami. Tutaj, ponieważ to był adres inny, dyspozytor mógł nie wiedzieć — przekazał dyrektor siedleckiego Meditransu Leszek Szpakowski.

Ratownicy boją się pracować

Jak zaznaczył Leszek Szpakowski, siedleccy ratownicy boją się pracować.

— Po pierwsze to próbujemy się wszyscy pozbierać, wspierać moich ludzi, bo oni mnie mówią wprost, oni się boją pracować. To co się wydarzyło, to było przekroczenie jakiejkolwiek granicy i misja, którą my wypełniamy i chcemy wypełniać, wzięła w łeb. Stres pourazowy dotyczy wszystkich i leczenie stresu pourazowego to jest długi proces — tłumaczył.  

Poszkodowany został też drugi ratownik, któremu pijany napastnik uszkodził nożem nadgarstek. 28-latek zdecydował się na wsparcie psychologa.

— No jest załamany, potrzebuje wsparcia psychologicznego, ja mu to wsparcie zapewniam. Wspieramy go jak możemy. Zaproponowałem, żeby wziął urlopu parę dni, żeby odpoczął. Młody człowiek, 28 lat, pracuje u nas od półtora roku — dodał Szpakowski.

„Ratownik jest bezbronny”

Zdaniem Szpakowskiego konieczne są zmiany w prawie, bo teraz ratownicy są bezbronni.

— Ratownik jadąc do pacjenta jest bezbronny, bo pacjent ma w domu nóż, siekierę, maczetę, szable. To są rzeczy, które prawo dopuszcza. A my co mamy? My mamy tylko ręce i rękawiczki, i sprzęt medyczny, którym ratujemy — zaznaczył.

Szpakowski dodał, że pomocne mogłyby być kamery czy paralizatory.

— Kamery nasobne, tak jak policja, bo każdy policjant ma za sobą kamerę podczas interwencji, jakieś paralizatory, czy gaz pieprzowy, czy innego rodzaju atrybuty, które mogłyby obronić czy pomóc się obronić ratownikowi, też o tym było mówione — wskazał..
 

Dyrektor Meditransu uważa też, że potrzebna jest większa świadomość na temat pracy ratowników.

— Kilka takich postulatów, które myślę, że mogą spowodować, że będzie szersza i większa informacja i wiedza społeczeństwa na temat, co robią ratownicy. Niewielka część społeczeństwa wie, jak funkcjonuje ratownictwo medyczne, co to są za ludzie, że muszą kończyć studia, żeby pracować w tym zawodzie, że my tych ratowników szkolimy na okrągło. Mamy najwyższej jakości sprzęt — wyjaśnił.

Problemem są także dwuosobowe zespoły.

Czytaj też: Stop agresji przeciwko ratownikom medycznym. Jakie rozwiązania chcą wprowadzić władze Mazowsza?

Źródło:

RDC

Autor:

RDC /DJ

Kategorie: