Wiadomości
Udostępnij:
Pushbacki na granicy polsko-białoruskiej? Aktywiści: jesteśmy gotowi na rozmowę z rządem
-
28.05.2024 21:34
-
Aktualizacja: 21:03 28.05.2024
Podczas wtorkowej konferencji zorganizowanej przez Grupę Granica, Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, Helsińską Fundację Praw Człowieka i Fundację Ocalenie zaprezentowane zostały zdjęcia i film, który - według aktywistów - pokazuje, że na granicy nadal stosowane są pushbacki. Aktywiści kilku organizacji działających przy granicy polsko-białoruskiej wyrazili gotowość do rozmów z rządem m.in. na ten temat.
Aktywiści kilku organizacji działających przy granicy polsko-białoruskiej wyrazili gotowość do rozmów z rządem. Podczas wtorkowej konferencji zorganizowanej przez Grupę Granica, Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, Helsińską Fundację Praw Człowieka i Fundację Ocalenie zaprezentowane zostały zdjęcia i film, który - według aktywistów - pokazuje, że na granicy nadal stosowane są pushbacki.
Prezes Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego (POPH) Agata Kluczewska powiedziała, że na zdjęciach jest obóz osób, które rozbiły namioty w Polsce przy płocie garnicznym. "Polskiej ziemi jest od 70 cm do 2 metrów za zaporą" - wyjaśniła Kluczewska.
Dodała, że na zdjęciach jest niemowlę i mężczyzna, który porusza się czołgając. "Te osoby są w tej chwili za polską zaporą. Te osoby potrzebują pomocy medycznej" - oceniła.
Zaprezentowano też nagranie, dokonane według Kluczewskiej przez wolontariuszkę. Sfilmowana została migrantka, która źle się poczuła i najprawdopodobniej zemdlała. Wezwano do niej karetkę. Na filmie - jak przekazała prezes POPH - jest też krzyczący z bólu mężczyzna, który - według jej słów - miał złamany kręg i także został przewieziony do szpitala.
"Cztery z osób, których dotyczył film, zostały wrzucone w dużej bezwładności, częściowo bez kontaktu, z powrotem za płot. Nie potrafię powiedzieć, czy zostały wyrzucone na polską czy białoruską ziemię. Natomiast funkcjonariusze wchodzili razem z nimi, co może oznaczać, że przepchnęli je na ziemię białoruską. To najbardziej okrutna wersja pushbacku" - oceniła.
Według Kluczewskiej, odbyło się to przy świadkach. "Proszę sobie wyobrazić, co się dzieje, gdy nie ma świadków" - dodała.
Komentarz Straży Granicznej
Rzecznik prasowy Komendy Głównej Straży Granicznej mjr SG Andrzej Juźwiak, komentując dla PAP wypowiedzi prezes POPH, podkreślił, że nie są znane okoliczności, w jakich powstał ten materiał, dlatego trudno się do niego odnieść. "Priorytetem dla Straży Granicznej jest ochrona granicy państwowej i jej nienaruszalności. Udzielana jest także pomoc osobom, które jej potrzebują" - dodał.
Przekazał, że od początku roku funkcjonariusze Podlaskiego Oddziału SG uczestniczyli w prawie 200 akcjach, udzielając pomocy ponad 250 osobom. "Powołane wiosną tego roku zespoły interwencyjne o charakterze poszukiwawczo-ratowniczym interweniowały prawie 50 razy, pomagając niemal 70 osobom" - zaznaczył.
Podczas konferencji przedstawicielka Fundacji Ocalenie Anna Sikora powiedziała, że nie ma dostępnych bezpiecznych i legalnych dróg do złożenia wniosku, np. na oficjalnych przejściach granicznych. "Wpycha to osoby szukające bezpieczeństwa w ręce przemytników i białoruskich służb, których cel jest dla nas wszystkich jasny" - dodała.
Zaznaczyła, że aktywiści są gotowi na szczerą i uczciwą rozmowę z rządzącymi o kryzysie na polsko-białoruskiej granicy.
Z kolei Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej i grupy Granica przedstawiła dane SG, która raportowała o ponad 3 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy do końca marca. W kwietniu i maju SG podaje informacje o nawet kilkuset próbach przekroczenia granicy dziennie. Od 13 grudnia do początku maja, według informacji SG przekazanej aktywistom, 4117 osób zostało zawróconych do linii granicy. W kwietniu było to ponad 2300 osób.
Jak poinformowała Chrzanowska, według danych grupy Granica od początku roku do połowy maja o pomoc humanitarną prosiło ponad 1850 osób, w tym prawie 200 kobiet i 200 dzieci, z czego 130 małoletnich bez opieki. W kwietniu było to ponad tysiąc osób. Mówiła, że gdy aktywiści są przy takich sytuacjach, to wnioski są przyjmowane, jeśli aktywistów nie ma, to migranci - jka sami twierdzą - są zawracani do granicy.
"Od początku roku ponad tysiąc osób w rozmowach z nami zadeklarowało, że doświadczyło przemocy ze strony polskich mundurowych po polskiej stronie granicy. Te liczby są bardzo podobne do tych z ubiegłego roku" - powiedziała Chrzanowska.
W ocenie obecnego na konferencji prezesa warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej Jakuba Kiersnowskiego, "nieludzkie traktowanie każdego człowieka, nie ma nic wspólnego z kwestiami bezpieczeństwa, z porządkiem prawny i chrześcijańskimi wartościami".
„Na granicy nic się nie zmieniło”
Natomiast aktorka Maja Ostaszewska powiedziała, że wielokrotnie Donald Tusk mówił, iż bezpieczeństwo nie wyklucza humanitaryzmu. "Tymczasem na granicy nic się nie zmieniło. Dzisiejsza Straż Graniczna działa nadal na podstawie niekonstytucyjnie wprowadzonego rozporządzenia Mariusza Kamińskiego, które łamie polskie prawo" - oceniła.
"Każda z osób, w której gestii jest rewizja tego rozporządzenia i wstrzymanie go, jest odpowiedzialna za dzisiejsze łamanie praw człowieka w naszym kraju" - uznała.
Zdaniem Marcina Sośniaka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, rozporządzenie dopuszczające zawrócenia na granicę, to przepis bez adresata. "Nie ma tam określonego, kto jest odpowiedzialny za dokonanie zawrócenia, wyrzucenia człowieka z terytorium Polski. To nie powinno się odbywać w państwie prawa. To rozporządzenie czyni z tego zwykłą czynność, która nawet nie nakłada obowiązku na funkcjonariuszy Straży Granicznej, żeby tę czynność udokumentować" - mówił.
Rzecznik Prasowy Komendanta Głównego Straży Granicznej, mjr SG Andrzej Juźwiak, podkreślił we wtorek w czasie konferencji prasowej poświęconej m.in. atakowi migranta na żołnierza, że funkcjonariusze obserwują nasilenie agresywnych zachowań ze strony osób przebywających na granicy polski-białoruskiej.
"Mamy do czynienia z zachowaniami migrantów, którzy rzucają kamieniami w stronę polskich patroli, rzucane są konary, płonące gałęzie, doszło również do próby podpalenia znaku granicznego" - wyjaśnił. Funkcjonariusze mają również odbierać cudzoziemcom niebezpieczne narzędzia, takie jak kije z przymocowanymi nożami czy pałki zakończone gwoździami.
Atak na polskie służby
Ok. godz. 4.30 we wtorek, na polsko-białoruskiej granicy w okolicach Dubicz Cerkiewnych (Podlaskie) doszło ataku na żołnierza. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
"Widzimy wyraźnie, że służby białoruskie pomagają cudzoziemcom podczas prób przekroczenia granicy, zresztą ci migranci wyposażani są w narzędzia pomagające im sforsować granicę" - wskazał Juźwiak.
Według statystyk podlaskiego oddziału SG, w ostatnich miesiącach poszkodowanych zostało w takich atakach czterech strażników granicznych. "Migranci rzucają kamieniami, gałęziami, butelkami, mają ze sobą niebezpieczne narzędzia zakończone nożami, strzelają z procy. Uszkadzane są też pojazdy służbowe (od początku kryzysu migracyjnego ok. 90), w których m.in. wybijane są szyby i niszczona karoseria" - poinformował POSG.
Czytaj też: Żołnierz z brygady w Warszawie-Wesołej zaatakowany na granicy przez migranta
Źródło:
Autor:
RDC /PL
Kategorie: