„Takiego kataklizmu nie było od lat”. Kłopoty sadowników przez przymrozki i brak rąk do pracy

  • 18.07.2024 06:19

  • Aktualizacja: 09:46 18.07.2024

To kataklizm, jakiego nie było od lat – tak o sytuacji w sadownictwie mówi prezes Ogólnopolskiego Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski. W wyniku przymrozków i gradobicia niektóre gospodarstwa na Mazowszu straciły wszystko. – Widać to już po tym, co wisi na drzewach. Jabłka przez mróz są bardzo mocno uszkodzone, często spękane, zniekształcone – mówi sadownik Michał Michaluk.

To jeden z trudniejszych sezonów w polskim sadownictwie. Najgorzej jest na Lubelszczyźnie, w województwie świętokrzyskim i części Mazowsza. Chodzi o efekty tegorocznych przymrozków, a potem gradobić.

– Co prawda bywały takie lata, gdzie klęska przymrozków też wyrządzała duże szkody, ale w tym roku dla wielu gospodarstw jest to kataklizm, którego od lat nie notowały. Z klei dla tych gospodarstw, które cudem uratowały swoje plony, tragedią jest to, że ma ich kto zrywać – mówi prezes Ogólnopolskiego Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski.

Chodzi głównie o owoce miękki jak borówki, wiśnie czy porzeczki.

 Konsekwencje dla sadowników są takie, że wiele gospodarstw jest pozbawionych środków do życia. Tam bowiem gdzie nie ma owoców, tam nie ma po prostu co sprzedać i z czego mieć dochodu. Choć w wielu gospodarstwach te straty są nieco mniejsze, to i tak jest duży uszczerbek w skali kraju – dodaje Maliszewski.

W niektórych powiatach sadownicy potracili sto procent zbiorów. Słabo zapowiada się m.in. zbiór jabłek.

– Widać to już po tym, co wisi na drzewach. Jabłka przez mróz są bardzo mocno uszkodzone, często spękane, zniekształcone. Ich jakość w dużej mierze na pewno nie będzie deserowa – przyznaje sadownik z powiatu łosickiego i prezes Związku Sadowników RP oddział w Lipnie Michał Michaluk.

Na Mazowszu przez przymrozki i gradobicia szczególnie dotknięte zostały powiaty lipski, grójecki oraz region siedlecko-łosicki.

Praca przy zbiorach owoców

Jedni sadownicy stracili owoce przez przymrozki i gradobicia, a drudzy – przez brak rąk do pracy – nie mogą zebrać tego, co mają.

 Z punktu widzenia sadowników to ogromny problem. Bardzo mało pracowników przyjeżdża ze wschodu. Cały czas nie możemy przeforsować możliwości zapewnienia pracowników z takich państw jak Indie, Uzbekistan czy Nepal. Bardzo duża część owoców nie zostanie zebrana, bo nie ma kto tego zrobić. Dla sadownika nie ma gorszego widoku, jak dojrzewające wiśnie czy maliny niezebrane przez brak rąk do pracy – przyznaje Maliszewski.

Do wybuchu wojny w Ukrainie to pracownicy z Europy Wschodniej pomagali sadownikom w zbiorach. Teraz jednak sytuacja się zmieniła, a pracowników z Polski nie ma już od lat.

– Praca przy zbiorach jest bardzo ciężka i monotonna. Wydaje mi się, że też stopa życiowa w jakiś sposób się podniosła i dlatego trudno znaleźć pracowników – zauważa Michaluk.

Problem z zatrudnieniem pracowników na przykład z Azji wynika między innymi z restrykcyjnej obecnie polityki wizowej. Ta jest z kolei pokłosiem nieprawidłowości, do których miało dochodzić za czasów poprzedniego rządu.

Czytaj też: 37 mln euro od Unii dla polskich rolników dotkniętych przymrozkami. Kiedy wypłaty?

Źródło:

RDC

Autor:

Beata Głozak/PA