Pasażerowie o utrudnieniach na linii otwockiej: to patologia, która staje się normą

  • 18.04.2023 07:56

  • Aktualizacja: 14:30 18.04.2023

Opóźnienia, nerwy, stres, zmarnowany czas i wymówki od szefów i nauczycieli – tak pasażerowie z linii otwockiej podsumowują swoje dojazdy do centrum stolicy. Z ich relacji wynika, że podróż do szkoły czy pracy to loteria. Nigdy nie wiadomo jak, o której i w jakich warunkach dotrą.

Pasażerowie linii otwockiej skarżą się na utrudnienia związane z kursowaniem pociągów.

To, co się dzieje na linii otwockiej to patologia, która staje się normą – komentuje na peronie w Warszawie Radości 45-letni informatyk Michał. Już kupując dom, zakładał, że do pracy w wieżowcu położonym w samym centrum stolicy będzie dojeżdżać podmiejskim pociągiem. Teoretycznie powinno być to bezproblemowe. Na stacji PKP Warszawa Radość zatrzymują się pociągi SKM linii S1 i Kolei Mazowieckich jadące z Dęblina, Pilawy, Celestynowa i Otwocka.

Teoretyczny czas przejazdu do centrum miasta to 25 minut. Od ośmiu lat, od kiedy zamieszkał na swoim zielonym przedmieściu, bezproblemowy dojazd do pracy to miły wyjątek. Rano mam do wyboru albo zapchany do niemożliwości pociąg z Dęblina albo skrócony kurs SKM, który kończy się na Dworcu Wschodnim.

Budowa wiaduktu nad obwodnicą, remont tunelu średnicowego w centrum Warszawy, awarie systemu zarządzania ruchem, drzewa pochylone na tory, remont Dworca Zachodniego, wypadki na torach, a teraz budowa czwartego toru – wylicza kolejne tłumaczenia, jakie w mediach społecznościowych, „oczywiście z opóźnieniem” umieszczają przewoźnicy.

Zamiast 50 minut jechałem wczoraj do pracy 1,5 godziny – skarży się Artur, który codziennie pokonuje trasę z Celestynowa do Warszawy. Dla niego nie ma transportowej alternatywy. Może cierpliwie czekać na pociąg lub jechać własnym samochodem, ale to też nie jest rozwiązanie: drogie paliwo, ciasno na drogach, a w śródmieściu stolicy nie ma gdzie zaparkować.

Jak dojechać z przedmieść do Warszawy?

Na brak alternatyw narzekają też mieszkańcy stołecznych przedmieść.

Przez lata jeździł autobus, najpierw jako C, a potem 521, którym można było dojechać na ochotę. Pani prezydent Gronkiewicz-Waltz chciała go skrócić, zlikwidować całkowicie, bo przecież są pociągi i prywatne minibusy. Teraz prywatny przewoźnik się zwinął, pociągi jeżdżą, jak chcą i tylko dzięki protestom mieszkańców mamy dwa na godzinę autobusy do śródmieścia – opowiada starsza pani.

Licealistka, czekająca razem z nią na peronie doradza, by słuchać, skąd odjeżdża pociąg do lotniska Chopina. Kolejarze traktują go priorytetowo.

Ja każdy dzień zaczynam od profilu facebookowego Koleją przez Otwock – opowiada. Ludzie tam na bieżąco piszą o utrudnieniach, opóźnieniach, awariach. W tę oddolną inicjatywę zaangażowało się już 5,5 tys. pasażerów z linii otwockiej.

Zapchane pociągi na linii otwockiej

Licealistka Kalina ma w zanadrzu też kilka opowieści o tym, co się dzieje w zapchanych pociągach. – Ludzie jadą upchani jak sardynki w puszce, a z głośników lecą ostrzeżenia, by nie opierać się o drzwi. Niby jak!? – opowiada. Coraz częściej pasażerowie w opóźnionych pociągach odmawiają też okazywania biletów. Jak mówi Kalina, tuż przed świętami pewien pan w garniturze i z teczką, w średnim wieku, na prośbę kierownika pociągu o bilet odpowiedział spokojnie: „Jest 17:30, ten pociąg już dawno dojechał do Otwocka, a ja siedzę z rodziną przy obiedzie, więc żadnego biletu nie pokażę”. Konduktor ponoć odszedł bez słowa.

„Horror” na linii otwockiej 

Wiceprzewodniczący sejmiku mazowieckiego Marcin Podsędek bez ogródek nazywa sytuację na linii otwockiej „horrorem”. – Opóźnienia pociągów, zatrzymywanie pociągów i przekierowywanie ich na inne stacje stało się normą, na co absolutnie nie możemy się zgodzić – mówił podczas ostatniej sesji.

Za skandaliczną insynuację uznał tłumaczenia kolejarzy, że chodzi o zbyt dużą liczbę pociągów. Jego zdaniem jest ich tyle, ile trzeba, by dowieźć mieszkańców do pracy i szkoły.

Przewodnicząca sejmikowej komisji rozwoju gospodarczego, infrastruktury i przeciwdziałaniu bezrobociu Anna Katarzyna Brzezińska mówi o skandalu.

Wyobrażam sobie, że prezesi takiej spółki jak PKP PLK wiedzą jak organizować ruch kolejowy, bo w końcu zasiadają na stanowiskach decyzyjnych. Do organizacji ruchu na całym Mazowszu na pewno wcześniej się długo przygotowywali. Niestety efekt był skandaliczny. Ubolewam nad tym, że w efekcie chaosu mieszkańcy narażeni byli na dodatkowy stres, nie wiedząc dokładnie, czy pociągi ich zawiozą i czy na pewno dotrą do celu swojej podróży – podkreśla.

Czytaj też: Kontrola w PKP PLK po chaosie na Warszawskim Węźle Kolejowym

Źródło:

PAP

Autor:

RDC /PA