Od 2015 roku w Warszawie działa hostel interwencyjny dla osób LGBT, jednak pojawiły się pewne problemy i nie wiadomo, czy nie zostanie zamknięty. Jak wygląda działalność placówki i z jakimi problemami musi się zmierzyć? O tym Elżbieta Uzdańska rozmawiała w gośćmi audycji "Jest sprawa".
- Hostel został otwarty w lutym 2015 z inicjatywy Stowarzyszenia Lambda i Fundacji Transfuzja. Ma 15 miejsc noclegowych - 12 łóżek i trzy maty "awaryjne" - wyjaśniała Agnieszka Duszyńska, koordynatorka hostelu interwencyjnego dla osób LGBT. - Pomysł był odpowiedzią na potrzeby osób nieheteroseksualnych czy transpłciowych, które podczas rozmów z naszymi pracownikami przyznawały, że muszą opuścić miejsce zamieszkania, bo doznają tam dyskryminacji - dodała. Jak podkreśliła, to grupa osób narażona na bezdomność, a także na przemoc ze strony najbliższych, jak i współpracowników.
Jedyne miejsce w Polsce
Gościem audycji była również pani Gabriela, która trafiła do hostelu. -
Musiałam wynieść się z domu - wyznała w RDC. Jak wyjaśniała, po załamaniu nerwowym wyprowadziła się od rodziny. -
Dopiero w hostelu udało mi się znaleźć bezpieczne schronienie - dodała. Placówka - oprócz dachu nad głową - zapewnia wyżywienie, czy pomoc w znalezieniu pracy. Anna Mazurczak, naczelnik Wydziału Prawa Antydyskryminacyjnego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich podkreśliła, że hostel w Warszawie to jedyne takie miejsce w Polsce. -
Młode osoby LGBT z dość specyficznych przyczyn stają się bezdomne - przez przemoc, wykluczenie, dyskryminację - wyjaśniała.
Jednak placówka ma problemy z finansowaniem. -
Przez pierwszy rok to był grant Fundacji Batorego. Teraz fundusze się skończyły, szukamy innego finansowania - przyznała Duszyńska. Koszt utrzymania hostelu to około 20 tys. zł miesięcznie.