Śródmieście, Praga, Żoliborz i Wola - wiemy, gdzie najtrudniej znieść upały w Warszawie. Tam naukowcy Polskiej Akademii Nauk zaobserwowali zjawisko "wyspy ciepła". Może być tam cieplej o nawet 10 stopni Celsjusza - mówi prof. Magdalena Kuchcik, kierownik Zakładu Badań Klimatu.
RDC
- To jest po prostu obszar podwyższonej temperatury powietrza w mieście w stosunku do obszarów otaczających. Wynika on głównie z tego, że wszelkie sztuczne powierzchnie w mieście absorbują promienie słońca w ciągu dnia, a potem oddają to ciepło w nocy. Zjawisko dotyczy głównie pory nocnej - wyjaśnia prof. Magdalena Kuchcik, kierownik Zakładu Badań Klimatu.
- Najwyraźniej widać różnice o poranku - dodaje. - Szczególnie nad ranem jest to widoczne, kiedy już dobrze wychłodzone jest obszar poza miejski, a miasto jeszcze ciągle oddaje ciepło. Bywają okresy ekstremalne, gdy ta różnica sięga 10 stopni Celsjusza, w Warszawie czy innych intensywnie zabudowanych miastach - informuje.
Profesor przyznaje, że to bardzo uciążliwe dla mieszkańców. W mieście mogą być wykończeni nocami tropikalnymi.
- Powoduje nocą to, że ludzie mieszkający w centrach miast nie mają oddechu od upałów. W centrach miast notuje się kilkakrotnie więcej tropikalnych nocy z wysoką temperaturą minimalną niż na obrzeżach - wskazuje.
Zjawisko wyspy ciepła notowane jest też na wielkich betonowych placach. Jak zaznacza profesor, mieszkańcy nie są wcale bezsilni.
- Mogą zrobić bardzo dużo. Nie tylko przez budżet partycypacyjny. Kluczowe znaczenie w redukcji ciepła jest redukcja betonów, zdejmowanie nawierzchni nieprzepuszczalnych i zakładanie nawierzchni przepuszczalnych, wprowadzenie zakrzewień, zadrzewień, piętrowość, bioróżnorodność, to powoduje wzrost wilgotności powietrza - tłumaczy.
Przy 30-stopniowych upałach temperatura - co oczywiste - najniższa jest w cieniu, pod drzewem. Betonowa kostka bauma nagrzewa się do ponad 35 stopni, a asfalt do przeszło 40. Najgorzej jest na placach wyłożonych tartanem, które mogą nagrzać się nawet do 60 stopni.