Księżycowe kamienie warte są sporo, zwłaszcza jeśli dla zdobycia takiego cacka poświęcasz całą swoją karierę… W takich wypadkach może jednak lepiej wiedzieć ZAWCZASU, że się tę karierę poświęca… tak na wszelki wypadek. Bo może jednak księżycowe kamienie nie są tego warte?
Joseph Pojel, czeski artysta i – jak się poniewczasie okazało – geniusz przestępstwa, dla tego jednego skoku postawił na szali wszystko, co zbudował przez lata występów dla koronowanych głów, arystokracji i ludu habsburskiej monarchii dobrotliwego Kaisera. Często mylono go z flautystą, choć preferował raczej brzmienie trąbki. Gdybyż tylko Mozart mógł go kiedy oglądać – byłby bez wątpienia zachwycony.
Mroczna strona Josepha Pojela – jeśli można oczywiście w ogóle tak powiedzieć, bo koniec obu profesji był w sumie taki sam – dochodziła do głosu, kiedy z szafek, skrytek, a nawet kieszeni możnych mecenasów znikały klejnoty i inne precjoza. Pujol najchętniej przywłaszczał sobie pierścionki i drogocenne zegarki, które “znikał” sprawnie i szybko, tak że znaleźć ich potem nie sposób było nigdzie… Nikt oczywiście nigdy Pojela za rękę nie złapał. Zresztą – nie byłoby to nawet możliwe! Podejrzenia nie padłyby przecież na tak szanowanego artystę!
No, ale ten ostatni skok okazał się dla Josepha grande finale. Nigdy wcześniej nie połasił się na tak cenną zdobycz. I tu się jego passa skończyła, bowiem w wyniku tej afery stracił zupełnie możliwość dalszych występów i zmuszony był przejść na przedwczesną emeryturę. Osładzać mu ją będzie księżycowa poświata i wspomnienia dawnej świetności…