Kiedy młody Maxim, przyjechał z rodzicami – dyplomatami – do Polski (którą znał wcześniej jedynie z opowiadań babci), wszyscy zdawali sobie sprawę, jak trudna będzie asymilacja w naszej rzeczywistości szkolnej… zwłaszcza w przypadku kogoś tak młodego, nie znającego lokalnego języka i w dodatku nieco jąkającego się
Rzeczywistość przerosła wszystkich już pierwszego dnia.
Najpierw szkolna aplikacja do nauki zdalnej ustawiła Maximowi interfejs w piśmie klinowym… i za nic świecie nie chciała inaczej! A spróbujcie wrócić do ustawień początkowych, jak wam się wszystko na ekranie wyświetla w jakimś mezopotamskim dialekcie… Potem się okazało, że to był francuski… tylko przez te klinowe krzaczki nikt tego nie zauważył…
Dalej było już tylko gorzej. Chłopiec, poproszony przez nauczycielkę o przedstawienie siebie i kraju swego pochodzenia, wygłosił pochwalną przemowę na cześć… przywódcy Rosji! “To jedyna rzecz, która naprawdę się mojemu krajowi udała” orzekł zupełnie niespeszony. Możecie sobie wyobrazić miny uczniów… zwłaszcza tych, którzy przyjechali z ogarniętej wojną Ukrainy…
Dopiero długie śledztwo wychowawców klasy, połączone z dokładnym przesłuchaniem nieco zalęknionego chłopca, wyjaśniło całą sprawę! Doszło oczywiście do nieporozumienia, które wyjaśniono wszystkim obiedzie. Zresztą… świat idzie do przodu i nawet tradycja musi ustąpić globalizacji. W końcu wszystkich zwaśnionych połączyły pierogi…
Zdaje się nawet, że ruskie…