Ze wspomnień Józefa Sobieckiego „Dźwiękowe ścieżki pamięci”.
Dom Państwa Bziukiewiczów we wsi Wach odwiedzałem kilkakrotnie. Marianna i Stanisław Bziukiewicz byli znanymi na Kurpiach szlifierzami bursztynu. To był pierwszy powód moich częstych odwiedzin. Drugi – to ich znajomość tradycyjnej medycyny ludowej. Przy czym Stanisław preferował leki oparte na bursztynie, a w pierwszym rzędzie nalewkę na spirytusie, a jego żona – Marianna na pierwszym planie stawiała miód i propolis oraz zioła, nalewkę na mrówkach, bańki i pijawki…
- Wyroby z bursztynu są nie tylko piękną ozdobą, ale ich noszenie jest również dobre dla zdrowia – powiedział mi Zdzisław Bziukiewicz. Mój ojciec zbierał skrupulatnie każdą kruszynkę bursztynu powstałą przy jego obróbce, z których robił nalewkę na spirytusie i uważał ją za dobre lekarstwo na różne schorzenia i chyba miał rację, bo żyje już ponad 80 lat. Ta nalewka jest teraz bardzo modna na różnego rodzaju nerwobóle, bóle w stawach, na korzonki nerwowe, a także na tarczycę, na bóle i nerwicę żołądka. Tych okruszyn i opiłków bursztynu zawsze mi brakuje, bo jest dużo chętnych. Tym bardziej, że służą one również do wyrobu maści bursztynowej, którą już w niektórych aptekach można kupić.
- Żeby zrobić dobrą nalewkę na bursztynie – wyjaśniał mi przed laty Stanisław Bziukiewicz, ojciec Zdzisława - trzeba go zalać spirytusem, bo zwykła wódka się do tego nie nadaje. Ja jednorazowo wypijam sto gramów. Chcąc się wyleczyć to trzeba kupić co najmniej litr spirytusu. Taka nalewka jest dobra na wszystkie choroby. Chorowałem na reumatyzm tak, że musiałem tłuc rękami o deski, teraz nie tłukę. Widzi pan jakie mam krzywe, ale mnie bursztyn pomógł. Nie wystarczy taką nalewkę pić miesiąc, trzeba przez rok, albo i dłużej, aż przestaną stawy boleć. To mniej kosztuje jak doktorzy i lekarstwa z apteki. Niektórzy mówią, że w ten sposób można wpaść w alkoholizm, ale to nieprawda. Sto gramów, a nawet dwieście, ale nie więcej to nie jest groźne. Powąchaj pan dobrze, czuje bursztyn? To jest lekarstwo!... , nie to co tabletki. Tabletki to chemia, która niszczy organizm. Ja piję tylko nalewki na spirytusie, już mam siedemdziesiąt trzy lata i daj Boże do tej pory pracuję i jeszcze potańcować mogę.
Marianna Bziukiewicz - mama Zdzisława.
- Ja uważam, że najlepszym lekarstwem jest miód i kit pszczeli, czyli propolis. Moim zdaniem kit pszczeli to jest najlepszy lek na choroby wewnętrzne i zewnętrzne, na różne wypryski, a na wrzody to jest lek numer jeden, najskuteczniejszy. Na owrzodzenie żołądka, czy dwunastnicy to jest lek szczególnie zalecany. Przekonałam się w ostatnich latach, że medycyna ludowa, jest lepsza od antybiotyków. Ja stosuję również nalewkę na mrówkach. Ona jest szczególnie zalecana na choroby reumatyczne, stawy i na korzonki nerwowe. W tym mam doświadczenie, bo sama się wyleczyłam. Taką nalewkę na mrówkach zrobić to żadna sztuka. Wystarczy butelkę ze słodzoną wodą na noc włożyć do dużego mrowiska, a mrówek nawchodzi pełna butelka. Jednak nie każde mrówki są dobre. Na taką nalewkę, nadają się tylko duże czerwone - zwane kowalami. Później takie mrówki zalewa się spirytusem i po tygodniu nalewka jest gotowa. Taka nalewka nadaje się tylko do nacierania. Pamiętam, że moja babcia stosowała takie lekarstwo i mój ojciec tym się wyleczył. Miał zwyrodnienie kręgosłupa, bóle w krzyżu. Było to lekarstwo znane i stosowane przez wszystkich. Zresztą kiedyś nie było innych leków. Przed laty popularne były pijawki, które są najlepsze na żylaki. Przystawiłam je tylko raz i mi pomogło, a czekała mnie operacja i udało mi się jej uniknąć. Mam do dzisiaj zdrową nogę. Pijawki doradziła mnie pewna babcia. Dzisiaj mało kto stosuje pijawki. Mnie udało się je kupić na rynku i sama ze strachem je sobie przystawiłam, bo już nie wiedziałam co robić. To nie jest bolesne, tylko sam ich widok nie jest przyjemny. Czuje się tylko lekkie uszczypnięcie, a później człowiek jakby się na świat narodził.