W ostatnich latach filmy, w których główną rolę grały samochody, kojarzyły się przede wszystkim z ulicznymi wyścigami i tzw. tuningiem optycznym. Owszem, były w nich opowiedziane historie przyjaźni, pokazane uczucia, ale w kinie słychać było przede wszystkim ryk silnika. Wielu fanów motoryzacji z nostalgią wspomina takie filmy jak „Mistrz kierownicy ucieka”, „Bullitt”, „Znikający punkt” czy „Szybki jak błyskawica”. Sukces „Rush”, czyli historii kierowców Formuły 1 Nikiego Laudy i Jamesa Hunta pokazał, że film biograficzny, którego istotna część toczy się na torze wyścigowym może porwać nie tylko zagorzałych fanów szybkich bolidów. Na ekrany polskich kin właśnie wszedł „Le Mans 66”.
O tym, czy to film tylko dla petrolhead-ów i następcach Steva McQueena rozmawialiśmy z Natalią Mituniewicz, autorką bloga filmowego Skrawki Kina.