Wiadomości
Posłuchaj z regionu
Opis odcinka
W krainie trzech muszkieterów
Pojedynki honorowe we Francji w epoce nowożytnej były plagą. Królowie zakazywali ich, gdyż w efekcie personalnych wojen między poddanymi, zmniejszała się populacja szlachty. Pojedynkom sprzeciwiał się również Kościół, nie tylko z powodów moralnych, ale i politycznych.
Królowie wydawali edykty i inne akty prawne, w których walki szlacheckie o honor uznawano za obrazę majestatu monarszego. Chociaż nie wszyscy władcy francuscy ich zakazywali, bo np. Henryk III Walezy zezwolił na nie w jego obecności, ale już w czasach panowania Henryka IV od 1602 roku za pojedynkowanie się groziła kara śmierci lub konfiskata majątku uczestników walk. Ludwik XIV zaś (poza istniejącym trybunałem do rozpatrywania sporów, z którego szlachta nie chciała korzystać) zawiązał Ligę Dobra Publicznego. Jej sygnatariusze zobowiązywali się do zaniechania rozwiązywania napięć przez walkę szpadą. Po śmierci króla wszystko powróciło „do normy” i znów szlachta francuska o honor kobiety, własny czy rodziny, pojedynkowała się, aż do czasu rewolucji francuskiej. ¹
W jednym z pojedynków, którego powodem był międzysąsiedzki, wzięli udział bracia Vacans i dwaj Descours. Ci drudzy byli przedstawicielami starej szlachty francuskiej (w Polsce określilibyśmy ją szlachtą „odwieczną”), ² datującej swe początki przed VI wiekiem nowej ery. Osiedleni byli w prowincji Vivarais, ale po tymże „nieszczęśliwym” pojedynku (jak o nim pisał Bronisław Deskur), jeden z braci – Jan Piotr, oficer gwardii królewskiej we Francji, opuścił rodzinne strony, przybywając na Podlasie. Pamiętnikarz wskazuje, że jako żołnierz i patriota, od razu zaciągnął się do polskiego wojska. ³
Polski indygenat i rozrodzenie rodziny
Jan Piotr musiał sumiennie pełnić służbę, bo dosłużył się rangi generała artylerii wojsk litewskich. Ożenił się dwukrotnie: 1° z Klarą Durzaw (de Turno Tourgautt) ⁴ 2° z Karoliną z Buchowieckich (2° Łukaszową Turską). Poza pięcioma córeczkami zmarłymi w niemowlęctwie i dzieciństwie, miał potomstwo, z pierwszą żoną: Marię (1742-1787), zamężną za Jackiem Kościa-Zbirohowskim, Jana Jerzego (1748-1816), Michała (1749-1794), a z drugą małżonką: Pawła (1756-1829) i Hieronima (1758-1812).
Oni to właśnie, czyli Jan, Michał, Paweł i Hieronim na Sejmie w 1766 roku otrzymali polski indygenat, tj. zatwierdzenie szlachectwa obcego (w tym przypadku francuskiego). Pochodzenie szlacheckie Deskurów zostało też potwierdzone w Królestwie Polskim, którego byli obywatelami i mieli w nim majątki, co – w związku z represjami carskimi wobec Polaków poprzez pozbawianie ich szlachectwa – miało duże znaczenie. ⁵
Jen Jerzy, ożeniony z Salomeą z Opackich miał majątek w ziemi czerskiej, na Mazowszu – Grzegorzewice. W ogóle początek bytowania rodziny w Polsce to obszary Podlasia, ziemi łukowskiej i Mazowsza, jak też Wołynia.
Ruda Talubska – gniazdo braci powstańców
Salomea z Opackich powiła kilkoro dzieci, a wśród nich byli: Andrzej Eligiusz (1776-1850), Feliks (zm. 1808), Jan Stefan (1778-1850), Józef Michał (1779-1858), Kazimierz. Każda z tych postaci to temat na większą lub mniejszą osobną opowieść, więc skupiając się tylko na Janie Stefanie: ożenił się on z Barbarą z Grzymałów, a jego majątkiem w I połowie XIX wieku była Ruda Talubska, położona w obecnym powiecie garwolińskim. ⁶
Tu właśnie wychował się kolejny waleczny Deskur – Andrzej, w rodzinie nazywany Sybirakiem, syn ww. Jana Stefana i Barbary Grzymałówny. Jego młodszy brat, Bronisław Deskur (1825-1895) urodził się również w Rudzie Talubskiej. Napisał wspomnienia dla wnuków, które są świadectwem walk i działalności niepodległościowej jego samego, jak i brata. Być może poprzez popularność na Podlasiu postaci Bronisława (piastował urząd naczelnika cywilnego województwa podlaskiego w 1863 roku), o Andrzeju Deskurze pamięta się mniej. Choć to on miał wyrok śmierci, w ostatniej chwili przed zawieszeniem go na szubienicy, zamieniony na dożywotni pobyt na zesłaniu i katorgę. W chwale bohatera, jako dwukrotny powstaniec i zesłaniec, po powrocie do Królestwa Polskiego, osiadł w Sancygniowie, dając początek małopolsko-świętokrzyskiej gałęzi Deskurów.
Sybirak
Życie Andrzeja Deskura (1825-1903) rozpoczęło się na ziemi czerskiej województwa mazowieckiego, w powiecie garwolińskim. Kształcił się w Łukowie, w Warszawie, w 1844 roku w uniwersytecie w Brukseli. Po powrocie do kraju, za zaangażowanie patriotyczne w 1846 r. został aresztowany, wywieziony na Syberię, wrócił w 1860 r. do rodzinnej Rudy Talubskiej. W 1861 r. zaślubił kuzynkę Barbarę Ksawerę Deskurównę, córkę Józefa Michała z Grzegorzewic i Pelagii z Kosseckich.
Andrzej Deskur był w Sancygniowie od ok. 1860 roku (kupując majątek od brata Jana), a właśnie w tych dobrach, konkretnie w Irzykowicach 1 lipca 1862 roku urodził się jego drugi syn, Antoni Paweł (1862-1890), ochrzczony w Sancygniowie. Bo właśnie zrazu Deskurowie mieszkali w Irzykowicach, gdyż dwór i folwark sancygniowski zostały na kilka lat wydzierżawione Aleksandrowi Rzewuskiemu (zm. 1867). ⁷
W 1863 roku wybuchło powstanie styczniowe, w czasie którego – jako obywatelowi szanowanemu i znanemu - powierzono mu piastowanie urzędu naczelnika cywilnego powiatu miechowskiego. Naturalnie, sam też walczył jako oficer, za co trafił znów na Syberię gdzie był przebywał do 1867 roku. Dopiero wówczas, będąc wreszcie wolnym, choć obserwowanym, mógł zająć się gospodarką w majątku oraz budową pięknego domu, pełnego w swym wyrazie architektonicznym odniesień do historii; ozdobił go rzeźbami postaci patriotów polskich, co było z jego strony wyraźnym i świadomym manifestem poglądów patriotycznych. Deskur utworzył bibliotekę i działał na polu oświaty. Władze carskie oczywiście zaraz zrobiły rewizję w bibliotece, w czasie której skonfiskowały kilkaset książek. Pod koniec życia Andrzeja toczyło się przeciwko niemu śledztwo. Jego legenda urosła szybko, nie tylko w ówczesnym społeczeństwie Królestwa Polskiego, ale i we własnej rodzinie.
Deskurowie z Sancygniowa
Przez małżeństwo wnuka Andrzeja, też Andrzeja Deskura (1895-1969) ze Stanisławą z Kosseckich (1895-1995) z Podola połączyły się dwie rodziny, które zresztą dawniej były ze sobą spokrewnione. Podole zazwyczaj w rodzinach polskich jest wspominane z sentymentem, ale i trwogą, bo tam wydarzyły się tragiczne historie w okresie początku bolszewizmu, kiedy dotychczas przyjaźni na ogół chłopi, podjudzani przez pierwszych rządców komunistycznej Rosji, napadali na dwory, mordowali, niszczyli wielowiekowe polskie stanice kresowe.
Z kolei północna Małopolska, jak opowiadał śp. Michał Żółtowski, to obszar rolniczo dobry, gdzie były niezłe ziemie w proszowskiem i miechowskiem - w okresie zaborów to kraniec zaboru rosyjskiego. Występowały więc represje wobec Polaków, szczególnie po powstaniu styczniowym, czego dowodzi historia Andrzeja „Sybiraka”.
Geny niosły w Deskurach nie tylko waleczność, patriotyzm i odwagę, ale i umiejętności artystyczne. Syn „Sybiraka”, Józef Deskur (1861-1915) zrazu student filozofii, oddał się malarstwu i projektowaniu, przebywając jakiś czas w centrum polskich malarzy w Monachium. Ślady jego twórczości: portretów czy projektów mebli można szukać w samym Sancygniowie, w rodzinie i w muzeach.
Syn malarza, a wnuk „Sybiraka”, Andrzej Deskur był przede wszystkim ziemianinem i hodowcą koni, cenionym i szanowanym, osiągającym w tej dziedzinie sukcesy. A co być może najważniejsze – ta hodowla koni była jego pasją. Zaraził nią również swoje dzieci, a szczególnie jednego z synów, Stanisława.
Wanda Kossecka (1887-1955), specjalizująca się w projektowaniu tkanin, przeważnie kilimów była stryjeczną siostrą żony ostatniego właściciela Sancygniowa, Stanisławy. Pochodziła z Podola, stąd też duch podolskich dworów w Korytnej i Kacmazowie stale był obecny w przekazie rodzinnym i w domu sancygniowskim.
Posłuchaj: O Wandzie Kosseckiej – malarce i twórczyni kilimów
Poza tradycją patriotyczną, związaną z Andrzejem Deskurem „Sybirakiem” i osobą malarza Józefa Deskura, Sancygniów kojarzy się z okresem okupacji 1939-1945. Tam bowiem znalazły się osoby zaangażowanie w konspirację AK, uciekinierzy po wojnie obronnej 1939 roku i po powstaniu warszawskim 1944 roku. Wszyscy członkowie rodziny, mogący brać udział w tych wydarzeniach, nie tylko wspomagali i chronili ludzi, ale sami uczestniczyli w „ukrytym” życiu dworu. Paczki dla jeńców, będących w obozach, tajne nauczanie, zapewnienie prowiantu dla partyzantki i akcja sanitarna – to konkretne przykłady pracy rodziny Deskurów dla Ojczyzny. Trzeba dodać, iż ta niebezpieczna, pełna zagrożenia życia, praca stanowiła część szerokiej działalności paramilitarnej organizacji ziemian „Tarcza”/”Uprawa”. Polegała ona nie tylko na codziennym wsparciu Podziemia, ale też wiązała się ze swego rodzaju podatkiem, który ziemianie uiszczali sumiennie na rzecz „Uprawy”.
Historyczna pamięć rodzinna
Z rodziną, która od pokoleń mieszka we Francji, Deskurowie z Sancygniowa mają stały kontakt. Potomkowie obu gałęzi: polskiej i francuskiej dbają też o pamiątki przeszłości, w tym o nagrobki, czego przykładem może być odnowienie w 2004 roku pomnika i epitafium Feliksa Deskura w Piasecznie koło Warszawy. ⁸ Dzieci i wnuki Andrzejostwa Deskurów z Sancygniowa przekazują wiedzę o rodzinie następnym pokoleniom.
Andrzej i Stanisława z Kosseckich Deskurowie mieli pięcioro dzieci: Józefa (1922-2017), uczestnika konspiracji Armii Krajowej (ps. „Dziecko”), dr. rolnictwa, żonatego z Heleną ze Swieżawskich (córką prof. Stefana Swieżawskiego, filozofa, przyjaciela Jana Pawła II i Marii ze Stadnickich z Nawojowej), Andrzeja (1924-2011), kardynała, wysokiego urzędnika Kurii Rzymskiej i również przyjaciela Jana Pawła II, Stanisława (1927-2021), dr. rolnictwa, znawcę hodowli koni, ożenionego z Heleną z Kęszyckich, Antoniego (1930-2008), prawnika, żonatego z Barbarą z Zydroniów oraz Wandę (1932), zamężną za Hieronimem Wysockim.
O tym, jak w rodzinie przenosiła się na kolejne generacje pamięć o Andrzeju Deskurze „Sybiraku”, o rodzinnym domu i rodzicach, także o sancygniowskich sąsiadach oraz o swoim dzieciństwie, spędzonym w ukochanym domu, ale bez światła elektrycznego, w programie opowiadała p. Wanda z Deskurów Wysocka, najmłodsza z dzieci Andrzeja i Stanisławy Deskurów, depozytariuszka rodzinnej pamięci.
-----------------------------
Dok. (wybór):
¹ P. Skworoda, Pojedynki szlachty francuskiej, https://histmag.org/Pojedynki-szlachty-francuskiej-2703 [dostęp 28.03.2024]; por.: J-P. Gay, La théologie morale dans le pré: la casuistique du duel dans l'affrontement entre laxisme et rigorisme en France au XVIIe siècle [w:] „Histoire, économie et société”, red. A. Colin, nr 2, 2005, s. 171-194; A. d’ Almbert, Physiologie du duel, Paryż 1853.
² B. Deskur, Dla moich wnuków, Lwów 1892, s. 3.
³ Tamże.
⁴ Bronisław Deskur podaje, że Klara była siostrzenicą generała, prawdopodobnie Jerzego hr. Flemminga. Brak potwierdzenia łączności tej osoby z Flemmingami, ale informacja ta może być o tyle prawdziwa, że Jan Piotr Deskur zmarł w Terespolu, który należał do dóbr rodziny Flemmingów. Gdy czyta się monografię parafii Horbów, to historia nieco zbliża te fakty do siebie. Ale jest to rzecz jeszcze do zbadania.
⁵ E. Sęczys, Szlachta guberni augustowskiej, lubelskiej i radomskiej wylegitymowana w Królestwie Polskim w latach 1836–1861, red. A. Belerska, Warszawa 2018, s. 83.
⁶ Rudę Talubską, jak i Guzówkę (pow. łukowski) sprzedała Barbra z Grzymałów Deskurowa, zapewne po tym, jak zmarł syn, mający dziedziczyć Guzówkę, a potem odszedł tez drugi z synów.
P. Ajdacki, Pałace, dwory i folwarki ziemi garwolińskiej, Otwock 2019, s. 464-465; T. Łuniewski, Z Bogiem zaczęty pamiętnik, red. Z. Boglewska-Hulanicka, A. Chojnacki, Siedlce 2020, s. 29.
⁷ Sancygniów, na co zwracają uwagę badaczki, w rękach tej rodziny był już od 1834 roku; majątek wraz z drewnianym dworem zakupił Józef Deskur (1779-1858), pułkownik wojsk polskich. Prawdopodobnie odziedziczył go Jan Deskur, bratanek Józefa, a brat „Sybiraka”.
K. Krzewicka-Romera, A. Michalska, Założenia dworsko-parkowe na obszarze Ponidzia a współczesna świadomość kulturowa [w:] Dwór polski. Zjawisko historyczne i kulturowe, red. A. Sieradzka, M. Maćkowska, Warszawa 2002, s. 44; K. Berkowicz, O rzeźbach na pałacu Andrzeja Deskura (1825–1903) w Sancygniowie, „Świętokrzyskie”, nr 30(34), Kielce 2022, s. 84.
⁸ Porucznik Feliks Deskur był najmłodszym synem pułkownikostwa Jana i Salomei z Opackich, dzierżawców dawnego starostwa korabiewskiego (obecnie powiat żyrardowski). Zmarł w wieku 21 lat od ran postrzałowych, których doznał podczas pogoni za dezerterami, E. W. Bagieńscy, Cmentarz parafialny w Piasecznie, Piaseczno 2007, s. 13.
Kategorie:
OGÓLNY OPIS PODCASTU
Rody i Rodziny Mazowsza
Mamy w Polsce i na Mazowszu całą mozaikę rodzin. Są rody wielkie, możne i zasłużone, które przez wieki miały znaczenie polityczne, wsławiały się mecenatem kulturalnym i szeroką działalnością filantropijną. O wszystkich tych rodach staramy się mówić w tej audycji, najczęściej z udziałem ich członków lub z pomocą historyków.
Odcinki podcastu (502)
-
Długi cień Świętej Góry
"Długi cień Świętej Góry" to historia trzech rodzin, których tragizm okresu wojennego był spowodowany nieporozumieniami między różnymi partyzantkami, działającymi na Kielecczyźnie: ZWZ-AK, NSZ, BCH, GL, AL. Dzieje te spisał, a w programie opowiedział autor książki, red. Andrzej Nowak-Arczewski.
-
11.11.2024
-
47 min 14 s
-
-
Matki, rewolucjonistki, patriotki - kobiety z rodu Jastrzębowskich
O dzielnych kobietach z rodziny Jastrzębowskich, które towarzyszyły swym mężom, ale tez potrafiły wybić się same ponad codzienną przeciętność, w programie opowiadała rodzinna biografka, prof. dr hab. Elżbieta Jastrzębowska, archeolog, historyk. Niniejsza opowieść jest kontynuacją pierwszej audycji; posłuchaj: Jastrzębowscy dzieje czterech pokoleń
-
11.11.2024
-
51 min 23 s
-
-
Krupeccy, Odrowąż-Pieniążkowie, Lewiccy czyli pytania o pierwowzór Wokulskiego
Co łączyło rodziny Odrowąż-Pieniążków, Krupeckich i Lewickich? Czy Leon Krupecki, warszawski XIX-wieczny kupiec mógł być trzecim z rzędu pierwowzorem postaci Stanisława Wokulskiego z "Lalki" B. Prusa - na te i inne pytania, dotyczące dziejów ww. rodzin odpowiada w programie Rafał Skąpski, autor najnowszej publikacji rodzinno-historycznej pt. "Trzeci Wokulski".
-
10.11.2024
-
49 min 32 s
-
-
Anna z Działyńskich Potocka z Rymanowa
Mnie wcale nie nauczono obchodzić się z pieniędzmi; nie zdawałam sobie zupełnie sprawy z tego, ile mamy dochodu, ile nas będzie kosztowało życie, czy rzeczywiście zostanie coś i ile na fantazje – pisała Anna z Działyńskich Potocka z Rymanowa.
Ród
Anna z Działyńskich była córką Tytusa Adama Działyńskiego (1796-1861) i Celestyny Gryzeldy z Zamoyskich. Ojciec był znakomitą postacią: politykiem, mecenasem sztuki. Największym dziełem Tytusa Działyńskiego jest zamek w Kórniku, służący jako instytucja narodowo-patriotyczna, ale i miejsce ukazania chwały rodu Działyńskich. Realizując pierwszą część wielkiego planu kórnickiego, w zamku gromadził zabytki przeszłości: rękopisy, starodruki, książki, zbroje rycerskie. Na swój koszt wydawał źródła do historii Polski, jak np. Statut litewski (1841), Acta Tomiciana (1852–1869), Źródło pisma do dziejów unii Korony Polskiej i W. Ks. Litewskiego (1856–1861).
Drugą częścią zamysłu była okazała galeria portretów przodków: Działyńskich i rodzin z nimi spokrewnionych. Syn Tytusa, Jan Działyński, a potem Zamoyscy tę galerię uzupełniali. Działania Tytusa skupiały się na walce o polskie interesy (w obszarze aktywności politycznej) oraz na dbałości o polską kulturę, m.in. poprzez wpływ dworu ziemiańskiego.
Dzieciństwo i młodość
Anna z Działyńskich wychowywała się sama, praktycznie bez rodzeństwa, gdyż była najmłodsza i urodzona 10 lat po przyjściu na świat ostatniego przed nią dziecka, czyli siostry Cecylii (1836-1899). Początkowo pod okiem panny Radolińskiej, przesadnie religijnej zubożałej ziemianki, a następnie pod opieką innych guwernantek, wyniosła z dzieciństwa wspomnienia ciągłej walki ze starszymi, kar, moralizatorskich kazań. Uważała swoje dzieciństwo za ponure, a jasną jego stroną były bardzo dobre relacje z ojcem, który zmarł, gdy miała ledwie 15 lat. On był jej pierwszą miłością. Drugą, czyli Stanisława Potockiego, poznała w Dreźnie i mimo niezadowolenia rodziny, związała się z nim, tworząc prawdziwie kochające się małżeństwo.
Oleszyce, Rymanów Dwór i Rymanów Zdrój
Anna była panną posażną, zaś jej mąż, choć nosił znaczące w Polsce nazwisko, jako były powstaniec, nie miał grosza, uchodził też za człowieka niezbyt zaradnego. Młodzi początkowo mieszkali w poznańskim pałacu Działyńskich, i jak uważała Anna, był to najszczęśliwszy dla nich okres. Potem, gdy brat Jan Działyński zrobił podział majątku po ojcu, osiedli w Oleszycach (między Lubaczowem a Jarosławiem), jednym z jej majątków. Gospodarowanie w Oleszycach jednak nie wychodziło. Zresztą sprawy finansowe w ogóle były trudne i wynikały nie tylko z braku pieniędzy po stronie męża, ale sama Anna, wychowywana w dobrobycie, nie radziła sobie z gospodarowaniem funduszami: wielką wadą mego wychowania, a raczej braku wychowania, wypływającego z wielkiego zaprzątnięcia przez interesa czasu mojej Matki było, że mnie wcale nie nauczono obchodzić się z pieniędzmi; nie zdawałam sobie zupełnie sprawy z tego, ile mamy dochodu, ile nas będzie kosztowało życie, czy rzeczywiście zostanie coś i ile na fantazje. Najgorsze było położenie Stanisława; wiedział, że żona wydaje swoje pieniądze, ale nie akceptował jej rozrzutności i niepraktyczności.
Ważnym rysem tego chłodnego wychowania domowego, było pomaganie innym, w czym celowała iście po chrześcijańsku matka Anny, Celestyna Działyńska. Tyle, że Tytusowie Działyńscy na to mieli, a Stanisławowie Potoccy nie, przynajmniej na początku życia w Oleszycach. A mimo to, Anna nie wyobrażała sobie, że można nie wspomóc potrzebującego. Te początkowe, niełatwe doświadczenia domowo-budżetowe nauczyły Annę oszczędności. Do tego stopnia, że w latach późniejszych, gdy była już starszą panią, potrafiła z własnego talerza wziąć kawałek mięsa, zawinąć w serwetkę i zaraz zanieść na wieś, obdarowując kogoś biednego. Z biedą największą spotkała się w Oleszycach, gdzie mieszkała ludność rusińska, greckokatolicka. Mimo, że nie polubiła Oleszyc, z werwą zabrała się do pracy nad podniesieniem tej ludności z nędzy. Odnowiła wiejską szkołę z funduszy dworu (kontynuacja działań jeszcze jej matki Działyńskiej), utworzyła przytułek dla starców, prowadzony przez siostry Felicjanki i rozpoczęła dzieło swego życia – leczenie ludzi na wsi. Początkowo nieufna ludność, z czasem sama ustawiała się w kolejce do dworu, by uzyskać poradę medyczną u Anny Potockiej, która sprowadzała lekarstwa, stosowała zioła, stawiała bańki, sama bandażowała rany, z pomocą zaledwie jednej, przyuczonej pielęgniarki.
Chęć pomocy innym i zdolności społecznikowskie zdominowały zresztą całe jej życie i za to była, i jest do dziś tak bardzo ceniona i szanowana. Tymi cechami zaraziła także swoje dzieci, które za wszelką cenę próbowała wychowywać inaczej, niż ją wychowywały surowe guwernantki w Kórniku i Poznaniu. Wywodząc się z zamożnej Wielkopolski, gdzie od dawna dwór współpracował z wsią, ona w zacofanej Galicji robiła rewolucję, przynoszącą początkowe niezrozumienie, a potem podziw.
Mimo sukcesów, jak się początkowo wydawało, na niwie społecznej, życie w Oleszycach stawało się coraz trudniejsze. Po pierwsze, z powodów ekonomicznych (zadłużenie majątku, lata nieurodzaju), po drugie ze względu na wrastającą niechęć ludności do dworu. W 1872 r. kupili dobra Rymanów, wcześniej rozpoczynając proces sprzedaży Oleszyc. I właściwie ich życie pewnie toczyłoby się podobnie: prowadzenie majątku, szeroko rozwinięta pomoc społeczna, wychowanie dzieci. Ale Rymanów okazał się miejscem szczególnym ze względu na walory przyrodnicze i geologię. W Rymanowie Anna z Działyńskich Potocka rzuciła się w wir tych samych prac społecznych, dokładając jeszcze jedno zajęcie. Widząc zdolności artystyczne u części Łemków, zaczęła ich uczyć rzeźby, wykorzystując swoją wiedzę, nabytą w Dreźnie. Tak powstała rymanowska szkółka rzeźbiarska, której celem był nie tylko rozwój artystyczny, ale przede wszystkim wskazanie ludności wiejskiej dodatkowego sposobu na pracę i zarobkowanie. Z czasem szkółka nabrała rozmachu. Zatrudniono nauczycieli, a wykonywane przedmioty sprzedawano na specjalnie organizowanych bazarach i wystawach.
Kolejnym wyśmienitym pomysłem było uczenie koronkarstwa. Kobiety uczyły się we dworze, potem szkoliły we wsi swoje koleżanki i tak umiejętność ta rozchodziła się po okolicy, także dając możliwość zarobku.
Anna z Działyńskich Potocka jeździła często do Iwonicza, gdzie rodzina Załuskich miała uzdrowisko. Męczyła ją myśl, że może i na terenie Rymanowa jest jakieś źródło wody o właściwościach leczniczych. Zleciła poszukiwania wszystkim: służbie, rodzinie, specjalistom. Podczas odpoczynku w lesie w sierpniu 1876 roku dziewięcioletni syn, Józio spostrzegł, że kamienie w okolicy, w której się zatrzymali na odpoczynek, są czerwone.
Chłopiec pamiętał, że mama bardzo szukała źródła. Rodzinnie rozpoczęli sprawdzanie nawet najmniejszego źródełka, aż znaleźli takie, z którego woda trysnęła najmocniej. Zanim źródło zaczęło funkcjonować, upłynęło kilka lat i było wiele kłopotów, w końcu jednak Potoccy uzyskali odpowiednie zezwolenia i zaczęli przyjmować pierwszych kuracjuszy, a sława wód rymanowskich rozeszła się po kraju. W ten sposób (naturalnie w wielkim skrócie) powstał Rymanów Zdrój.
Współcześnie w Polsce i za granicą żyje ponad 500 osób, będących potomkami Anny z Działyńskich i Stanisława Potockich z Rymanowa (dzielącego się na Rymanów Dwór i Rymanów Zdrój). Są to m.in. rodziny Potockich (w tym znana krakowska gałąź z Olszy), Reyów (w Polsce, ale też w Montresor we Francji), potomkowie Beaty Marii z Potockich i Adama Branickich z Wilanowa, Ceglińskich z Janowa koło Mińska Mazowieckiego, także Mańkowskich z Brodnicy oraz potomkowie Jadwigi z Potockich i Stanisława Grabińskich z Walewic. Co jakiś czas odbywają się prywatne, rodzinne spotkania (zjazdy) potomków Potockich z Rymanowa, co zapoczątkował wnuk Anny z Działyńskich, Ignacy Potocki (1906-1994).
W 1927 roku ukazał się już pośmiertnie Mój Pamiętnik Anny z Działyńskich Potockiej, który był kilkakrotnie wznawiany. Obecnie wydanie, wynikające z zapotrzebowania czytelniczego, bowiem jest to dzieło bardzo ciekawe faktograficznie i dobre literacko, zostało przygotowane na podstawie pierwszej edycji (tekst udostępniła praprawnuczka autorki, Teresa z Krzyżanowskich Malczewska), a wydane przez wydawnictwo SBM – Anna Stanisławowa Potocka z Rymanowa z Działyńskich Ostatnia, Mój Pamiętnik, red. Urszula Roman, Warszawa 2024.
O praprababce, autorce ww. pamiętnika, o jej dziejach i wpływie na dalsze losy rodziny, w programie mówił Andrzej Krzyżanowski, autor posłowia do książki.
-
27.10.2024
-
50 min 38 s
-
-
Wierusz-Kowalscy, wybrane opowieści rodzinne
Podczas obu Zjazdów Wierusz-Kowalskich, obecni członkowie różnych linii i odnóg rodziny, przedstawiali historie swoich najbliższych. Rzeczą genealogów rodzinnych jest połączenie wszystkich w jedną familię o wspólnych korzeniach, ale nawet te pojedynczo przedstawiane wyimki z historii są niezmiernie interesujące.
W audycji wybór dwóch takich historii, opowiedzianych wspólnie podczas jednej rozmowy.
O rodzinie antykwariuszy, o swoim ojcu, Alfonsie „Alfie” Kowalskim (de facto Wierusz-Kowalskim), znanym i bardzo cenionym muzealniku, etnografie, kolekcjonerze, twórcy m.in. kolekcji obrazów trumiennych w Międzyrzeczu, opowie p. Marta Korwin-Konicka, córka Alfa i Marii z Nowina-Kwiatkowskich ze Lwowa. O prawniczej i lekarskiej rodzinie z Sandomierza zaś, mówi p. Joanna Szymańska, której matka Maria Żuberowa była z domu Wierusz-Kowalska, z linii Albina Wierusz-Kowalskiego.
-
20.10.2024
-
44 min 26 s
-
-
II Zjazd Wierusz-Kowalskich
W 2019 roku w siedzibie Muzeum Okręgowego w Suwałkach odbył się I Zjazd (wówczas nazywany zlotem) rodziny Wierusz-Kowalskich. Jego inicjatorką była Eliza Ptaszyńska, kustosz ww. Muzeum, od lat badająca życie i twórczość Alfreda Wierusz-Kowalskiego oraz innych członków tej rodziny, zajmujących się profesjonalnie lub amatorsko sztuką, głównie malarstwem. Na spotkanie przybyło ponad 40 osób, przy czym nie byli to tylko potomkowie monachijczyka, Alfreda, ale również reprezentanci innych linii rodu, którego korzenie znajdują się na ziemi wieluńskiej (Wieruszów). Sukces pierwszego Zjazdu spowodował, że po 5 latach, a w związku z Rokiem Alfreda Wierusz-Kowalskiego, ogłoszonym przez Radę Miasta Suwałki, liczni członkowie tej rodziny przybyli na II zjazd.
Zjazd jest połączeniem konferencji popularno-naukowej ze spotkaniem czysto rodzinnym, podczas którego uczestnicy opowiadają dzieje swoich linii rodu lub tylko najbliższych: rodziców, dziadków, pradziadków. Poza częścią konferencyjną, wzajemnie odnajdują się, poznają lub odnawiają kontakty, bowiem uwarunkowania historyczne XX wieku spowodowały, że wiele relacji z wcześniejszych pokoleń urwało się. Ponadto, organizatorka i pomysłodawczyni, kustosz Eliza Ptaszyńska, widząc jak jednak silna jest tradycja rodzinna i potrzeba spotkań familijnych, na drugi Zjazd zaprosiła także osoby nie bezpośrednio spokrewnione, ale spowinowacone z rodziną Wierusz-Kowalskich.
Przypomnijmy, że w Muzeum Okręgowym w Suwałkach działa ośrodek badań nad twórczością Alfreda Wierusz-Kowalskiego i innych artystów z tej rodziny: Czesława – syn Alfreda, Joanny z Wierusz-Kowalskich Turowskiej - wnuczki, Janiny Wierusz-Kowalskiej, współczesnej abstrakcjonistki, czy Tadeusza Wierusz-Kowalskiego. Z tego też powodu, aby mieć okazję do zebrania kolejnych informacji biograficznych, z zakresu sztuki (malarzy w tej rodzinie, profesjonalnych, jak i amatorów było i jest wielu), kustosz Eliza Ptaszyńska korzysta ze spotkań z rodziną malarzy, aby uzupełniać wiedzę i zbiory Muzeum.
Pierwszy Zjazd zaowocował książką Wieruszowie-Kowalscy we wspomnieniach, opracowaniach, artykułach (red. E. Ptaszyńska, Suwałki 2024), a z tegorocznego także planowana jest publikacja.
Ważnym elementem obu Zjazdów były wspólne rozmowy i analizy genealogiczne. Ze względu na różnorodność zapisu nazwiska rodziny (Wierusz-Kowalski lub Kowalski), jak też popularność tegoż nazwiska, niekiedy trudno ustalić, kto jest „Wieruszem”, a kto nim nie jest. Stąd też praca nad genealogią, łączenie linii i gałęzi, wyszukiwanie osób, ale i integracja rodziny.
Na rodzinnym spotkaniu zabrakło w tym roku śp. Krystyny Strzembosz (1939-2023), dr nauk medycznych, lekarza pediatry, wnuczki Karola Wierusz-Kowalskiego z Posady, artysty malarza, który swoją twórczość rozpoczynał pod okiem stryja Alfreda. Krystyna Strzembosz wykonała fundamentalną dla tej części rodziny pracę – wydała wspomnienia swego dziadka, który wiele osób z kręgu bliskich i dalszych krewnych wymienia. Jest to jedno z ważniejszych dzieł, opisujących rodzinę Wierusz-Kowalskich. Innym zaś, wspomnienia Edmunda Wierusz-Kowalskiego z powstania styczniowego 1863 roku, opracowane i podane do druku przez Adama Malickiego. Literatury, poświęconej tej rodzinie jest więcej, aczkolwiek jest ona rozproszona, sporo też można znaleźć w rodzinnych archiwach – to kolejna motywacja i potrzeba badawcza, aby kontynuować zjazdy i spotkania rodzinne.
W II Zjeździe Wierusz-Kowalskich w Suwałkach, poza Wierusz-Kowalskimi (noszącymi to nazwisko), uczestniczyli przedstawiciele takich rodzin, jak: Brachowie, Danglowie, Koniccy, Nasierowscy, Rdułtowscy, Rzyscy, Szymańscy, Święciccy, Zechenterowie, Żuberowie i inni.
Przedstawiamy pierwszą część – relację z samego Zjazdu. W jednej z kolejnych audycji opowiemy dzieje dwóch mniej znanych linii Wierusz-Kowalskich, o których będą mówić panie: Marta z Wierusz-Kowalskich Konicka (córka Alfonsa „Alfa” Kowalskiego, znanego muzealnika, etnografa, kolekcjonera, twórcy m.in. kolekcji obrazów trumiennych w Międzyrzeczu) oraz Joanna Szymańska, której matka Maria Żuberowa była z domu Wierusz-Kowalska.
A o II Zjeździe Wierusz-Kowalskich w programie mówią: Eliza Ptaszyńska, kustosz Muzeum Okręgowego w Suwałkach, Marcin Święcicki, b. prezydent Warszawy (prawnuk malarza) z bratem Czesławem, Tadeusz Nasierowski (prawnuk malarza), Andrzej Rzyski (prawnuk Stefanii Milewskiej, rodzonej siostry malarza) z córką Julią Porzezińską, Elżbieta Zechenter, spowinowacona z Wierusz-Kowalskimi przez rodzinę Serafińskich (a więc także rodzina Jana Matejki) oraz Beata Czapska, artystka rzeźbiarka, przyjaciółka Joanny z Wierusz-Kowalskich Turowskiej, malarki, animatorki życia polonijnego we Francji, wnuczki malarza.
Więcej o II Zjeździe rodzinnym, fotografii jak i o historii Wierusz-Kowalskich można znaleźć, wchodząc na link: Wierusz-Kowalscy znani i nieznani
-
13.10.2024
-
49 min 46 s
-
-
Wilczkowscy: od Władysława, płk JKM po Eugeniusza, wybitnego psychiatrę
Gdy mała Izabela Mikulska (1931-2019, późniejsza Galicka, historyk sztuki, współodkrywczyni El Grecka), nazywana w rodzinie „Lalą”, 18 czerwca 1940 roku swego ojca - lekarza psychiatrę, wicedyrektora szpitala psychiatrycznego w Gostyninie, doktora Karola Mikulskiego (1901-1940) zobaczyła martwego w jego gabinecie, była przerażona. Samobójstwo lekarza, który nie godził się na rozkaz Niemców, aby przygotował listę pacjentów do eksterminacji, odbiło się cichym, ale wyraźnym echem w środowisku lekarskim i społeczeństwie Gostynina. Ta tragedia jednak przede wszystkim zrujnowała życie rodziny. W pierwszych chwilach i dniach Mikulscy, tj. Jadwiga z Gieysztorów (1900-1981) wraz z synem Jerzym i córką Izabelą, mogli liczyć na wsparcie rodziny dyrektora placówki, doc. dr. Eugeniusza Wilczkowskiego (1895-1957) i jego żony Marii z Gwizdalskich (1898-1981, c. Teodora Edmunda, muzyka, potem zamożnego warszawskiego cukiernika, właściciela majątku Duki k. Tarczyna oraz willi „Wersal” w Skolimowie); m.in. wzięli oni do siebie na jakiś czas małą Lalę, która od zawsze bawiła się z dziećmi Wilczkowskich: Krystyną (1929-1987) i Andrzejem (1931-2022), dobrze czując się w ich towarzystwie.
Udział w wojnie obronnej 1939 roku, dwukrotne aresztowanie prof. Eugeniusz Wilczkowskiego, gostynińska historia Mikulskich, jak i wiele innych wydarzeń okupacyjnych, dotykających rodziny lekarzy i personelu placówek leczenia oraz opieki psychiatrycznej, miały miejsce w obliczu niemieckiej akcji eksterminacyjnej, nazywanej T4. Aktion T4, E-Aktion, prowadzona była przez okupanta w latach 1939-1944 i polegała na fizycznym eliminowaniu „życia niewartego życia”, głównie chorych psychicznie.
Prof. dr hab. Eugeniusz Wilczkowski (s. Jana Bogdana 1863-1940 i Heleny z Goldsteinów), po studiach medycznych, od 1921 roku był związany z psychiatrią: najpierw w Kobierzynie pod Krakowem (tam zresztą została przeprowadzona jedna z największych akcji wymordowania pacjentów szpitala), z kliniką poznańską, ze szpitalem św. Jana Bożego w Warszawie, a w Klinice Psychiatrycznej Uniwersytetu Warszawskiego był asystentem sławy i twórcy warszawskiej szkoły psychiatrii, prof. Jana Mazurkiewicza. Samodzielną placówkę, czyli szpital psychiatryczny w Gostyninie objął 1 marca 1933 roku.
Po II wojnie św. i po powrocie do Gostynina, E. Wilczkowski rozwinął również naukową część swojej aktywności, uzyskując tytuł profesora, będąc prorektorem (1947–1949) Uniwersytetu Łódzkiego, a od 1945 do 1957 roku kierownikiem Katedry i Kliniki Psychiatrycznej tejże uczelni. W lutym 1946 na terenie Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Gostyninie rozpoczął organizację Domu Rozdzielczego dla polskich sierot przywożonych ze Związku Radzieckiego, który funkcjonował do sierpnia tego roku, zapewniając opiekę i leczenie 4645 osobom. Był konsultantem krajowym w zakresie chorób psychicznych, przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, członkiem korespondentem Polskiej Akademii Umiejętności i Towarzystwa Naukowego Warszawskiego.
Jak podaje wnuk wybitnego psychiatry, historycznie ( XII - XV w.) rodzina wywodzi się z ówczesnych województw krakowskiego i sandomierskiego, ale w latach 20. XIX wieku Dominik Antoni Wilczkowski przeprowadził się z Dukli (gdzie był dziedzicem) do Warszawy. Jego pierwszą żoną, z którą 8 maja 1827 r. wziął ślub w katedrze św. Jana w Warszawie, była Anna z Biedrońskich (urodzona w Łowiczu). Dominik był chirurgiem. Mieli aż dziewięcioro dzieci. Potomkowie Dominika do dziś (8 generacja) mieszkają w Warszawie. Zawodowo Wilczkowscy na przestrzeni wieków byli rycerzami, właścicielami ziemskimi, lekarzami, leśnikami, urzędnikami wyższej rangi, naukowcami w różnych dziedzinach. Nie mając dużych majątków, zasilając grupę inteligencji, pozostali wierni wartościom szlacheckim, traktując je nie tyle jako „klanowe”, ale uniwersalne, na podglebiu których przez wieki kształtowała się polska kultura i tradycja narodowa oraz państwowa.
O rodzie Wilczkowskich: jego początkach, szczególnie wybitnych postaciach, cechach charakteru i uczestnictwie rodziny we wszelkich zrywach niepodległościowych, począwszy od czasów rycerskich, a na II wojnie św. skończywszy, w programie mówił Rafał Eugeniusz Wilczkowski, absolwent SGPiS (ob. SHG), były pracownik Ministerstwa Sportu i Turystyki, „Orbisu”, jak też miłośnik historii, autor monografii Historia rodu Wilczkowskich herbu Jelita przez Rafała Wilczkowskiego w jednej księdze spisana (Warszawa 2020).
-
06.10.2024
-
53 min 01 s
-
-
Historia rodzinna opowiadana z pomocą fotografii
Ponad 100-letni album z fotografiami rodzinnymi zachował się w rodzinie Jabłońskich dzięki Wacławowi (1911-1976), urzędnikowi miejskiemu, mieszkańcowi Milanówka i Irenie z Nosarzewskich Jabłońskich. Fotografie pochodzą z poprzednich pokoleń i ukazują wizerunki osób z rodzin Nosarzewskich, Pancerów, Czajewiczów i Ehrenbergów. Mimo wielu wydarzeń, zagrożeń wojennych i innych przeciwności, bezcenna pamiątka obecnie znajduje się w rękach syna, Lecha Tomasza Jabłońskiego, który na razie zbiór zdjęć w albumie posiada u siebie, ale zamierza oddać go do archiwum publicznego. Fotografie mniej więcej w połowie są podpisane, inne, choć bezimienne, ze względu na wiedzę o ich autorach (fotografowie - właściciele warszawskich - i nie tylko, atelier) są świadectwem historii XIX i XX-wiecznej inteligencji warszawskiej i międzyrzeckiej.
O tej bezcennej pamiątce rodzinnej w programie opowiadał Lech Tomasz Jabłoński, emerytowany naukowiec Wydziału Geologii Uniwersytetu Warszawskiego, badacz dziejów rodzin własnych (Jabłońskich, Grodzickich, Nosarzewskich i in.), genealog z ponad 50-letnim stażem.
-
29.09.2024
-
48 min 52 s
-
-
Czetwertyńscy z Milanowa
[Pamięci Andrzeja Ludwika Żółtowskiego]
Rozwój społeczny i kulturalny Milanowa na początku XX w. wiąże się z osobą Rudolfa Levitoux, studenta i pracownika majątku, oraz rodziną Czetwertyńskich, którzy roztoczyli opiekę nad jego i innymi inicjatywami społecznymi. Tu właśnie dobrze widać, jak ważną rolę odgrywała współpraca dworu, parafii i mieszkańców wsi.
W XVIII wieku Milanów należał do Seweryna Potockiego, po którym dziedziczyła córka Wanda Julianna, zamężna 1° za Michałem Wielopolskim, 2° za Kajetanem Uruskim, 3° za Bernardem Cabogą. W pamięci milanowian zapisała się ona jak najlepiej, była bowiem fundatorką tutejszego kościoła oraz szpitala. ¹ Jej jedynym synem był Seweryn Uruski (1817-1890), znany bliżej ze swej pracy historyka i genealoga.
Jego córka Maria (1853-1931) poślubiła (1872) Włodzimierza Światopełk-Czetwertyńskiego (1837-1918), Sybiraka, skazanego za udział w powstaniu styczniowym, członka Klubu Myśliwskiego. Małżonkowie osiedli w Milanowie. Zamieszkali w niewielkim, skromnym dworze, który później rozbudowali.
Jednym z problemów, któremu Czetwertyńscy musieli stawić czoła, była sprawa szpitala założonego przez babkę Marii, Wandę J. z Potockich. Szpitalem tym władały katolickie Siostry Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, Szarytki. Władze carskie, w ramach walki z Kościołem katolickim i unitami (czyli katolikami obrządku wschodniego), próbowały zmusić zakonnice do opuszczenia placówki. Zabrały im kapelana, zakazały uczestnictwa we Mszy św. w Parczewie i Radzyniu Podlaskim. Wtedy Włodzimierz Czetwertyński wystarał się o pozwolenie władz kościelnych na nieuczestniczenie we mszy św. W ten sposób siostry nie musiały opuszczać szpitala i nie dopuściły do przejęcia go przez zakonnice prawosławne.
To nie koniec pomocy; Włodzimierz prześladowanym unitom ułatwiał przejście do Kościoła katolickiego, przekazywał grunty pod budowę świątyni. Z kolei Maria z Uruskich Czetwertyńska niosła pomoc prześladowanym unitom, umożliwiając im udział w uroczystościach religijnych w kościele rzymskokatolickim. ²
W dobrach milanowskich Czetwertyńscy zatrudniali ludzi o wysokim poczuciu moralności, nastawionych patriotycznie. Na własny koszt młodych kierowali do szkół, m.in. sześć osób do szkoły rolniczej w Nałęczowie. Spośród takich ludzi wywodzili się późniejsi milanowscy nauczyciele i społecznicy.
Wśród nich trzeba wymienić rachmistrza majątkowego i studenta, Rudolfa Levitoux. Podjął się on realizacji ciekawej inicjatywy, którą Maria Czetwertyńska z mężem postanowili wesprzeć. Levitoux zaproponował zorganizowanie w Milanowie Ochotniczej Straży Pożarnej. Włodzimierz Czetwertyński, słysząc o tych zamierzeniach, powiedział krótko: „wy, panowie organizujcie, a ja koszty będę ponosił”. Zgodę na powstanie straży inicjatorzy uzyskali u władz carskich w 1906 roku. Czetwertyńscy wcześniej kupili tzw. sikawkę, która służyła im w majątku, ale wobec inicjatywy Levitoux, przekazali ją straży. Zakupili też inny sprzęt. Straż pożarna nie tylko gasiła pożary, ale włączała się do życia kulturalnego i oświatowego wsi. Levitoux uczył strażaków czytania i pisania, korzystając z książek Marii Czetwertyńskiej; przy współpracy księdza, mieszkańców wsi i dworu, powstała orkiestra dęta, którą współfinansowała Maria Czetwertyńska.
Kolejnym krokiem w rozwoju oświaty było założenie Macierzy Szkolnej. W 1908 r. powstał teatr, na spektaklach (organizowanych w pomieszczeniach właścicieli majątku) gromadzili się licznie chłopi, okoliczni ziemianie, księża, władze starostwa parczewskiego. Córka Czetwertyńskich, Wanda Jadwiga sprzedawała bilety, dochód ze sprzedaży przeznaczano na rozwój biblioteki, na którą z kolei jej matka ofiarowała lokal. Do tych działań przyłączył się nowy proboszcz, ks. Stefan Dębski (wywodzący się zresztą z ziemiańskiej rodziny), który zainicjował zakup drugiej sikawki. I znów, wszyscy podzielili się kosztami: wieś uzbierała 1000 rubli, Czetwertyńscy ofiarowali drugi tysiąc, a ksiądz 200 rubli. Część pieniędzy z tej zbiórki przekazano na zakup organów do kościoła.
Chociaż kraj nadal był pod zaborami, początek wieku należał dla Milanowa do pomyślnych okresów w jego dziejacj. Kronikarz milanowskiej OSP odnotował później najważniejsze wydarzenia: rok 1906 – zgoda władz na założenie straży, 1910 – pierwsze sukcesy artystyczne orkiestry, 1912 – powstało Koło Młodzieży, 1915 – w Milanowie prowadzono kursy wieczorowe dla dorosłych (historia, przyroda, rolnictwo), 1916 – OSP otrzymała sztandar.
W 1918 roku zmarli Włodzimierz Czetwertyński i ks. Stefan Dębski. Nowym prezesem OSP został administrator majątku, Marian Rudzki. Dnia 12 listopada milanowscy strażacy przystąpili do rozbrajania Niemców, pomagał im Włodzimierz Czetwertyński junior; rodziła się niepodległość. W 1920 r. na czele straży stanął następny administrator majątku, Wacław Niwiński, który zainicjował stworzenie Towarzystwa Budowy Domu Ludowego; tego planu jednak w tym czasie zrealizować się nie udało. U początków niepodległości, w Milanowie działały: teatr, Koło Młodzieży, chór, organizowano zajęcia sportowe.
Po wojnie polsko-bolszewickiej Czetwertyńscy odbudowywali gospodarstwo, w którym brakowało głównie koni i bydła. Nastały trudne czasy, pod koniec lat dwudziestych i na początku trzydziestych, kryzys ekonomiczny dotknął także właścicieli dóbr milanowskich. Utrzymywany przez Czetwertyńskich kościół musiał zostać przekazany gromadzie; w 1928 roku utworzono parafię. Kłopoty miała również Ochotnicza Straż Pożarna, którą, mimo kryzysu, pożyczką wsparła Maria Czetwertyńska wraz z zięciem oraz mieszkańcy wsi. W 1927 roku powrócono do pomysłu budowy Domu Ludowego, pod który Maria Czetwertyńska ofiarowała plac, ale znów się nie udało; zebrane fundusze przeznaczono na piekarnię. W dwa lata później, dzięki swej zaradności i dochodom z zabaw, spektakli teatralnych i składek, milanowianie wybudowali remizę strażacką.
Maria Wanda z Uruskich Włodzimierzowa Czetwertyńska zmarła w 1931 roku. Właścicielką Milanowa została jej najmłodsza córka, Wanda Jadwiga (1890-1979), która poślubiła ziemianina z Wielkopolski, Andrzeja Piusa Żółtowskiego (1881-1941), syna Marcelego z Godurowa i Ludwiki z Czarneckich. Przed I wojną św., chcąc uniknąć pruskiej służby wojskowej, A. Żółtowski przedostał się do zaboru rosyjskiego. Po zakończeniu wojny gospodarował w Mszczyczynie (Wielkopolska), skąd (po śmierci teściowej) przeniósł się do Milanowa (kupując ten majątek, co wyjaśnia gość programu), kontynuując pracę społeczną swoich teściów i żony. Oprócz tego, brał udział w zawodach hippicznych, uchodził za świetnego znawcę koni, był członkiem i skarbnikiem warszawskiego Towarzystwa Wyścigów Konnych.
Mimo kryzysu, Żółtowscy stale współuczestniczyli w działaniach społecznych. Wraz z proboszczem, wójtem i strażakami, weszli do Komitetu Obchodów 25 lat OSP. Przykładów wspólnej działalności całej społeczności Milanowa można wskazać o wiele więcej.
W 1939 roku wybuchła II wojna św. W Milanowie żołnierze Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” przygotowywali się do bitwy pod Kockiem. Po wkroczeniu sowietów rozpoczęły się aresztowania. Proboszczowi sowieci zarzucili ostrzał ich oddziału z wieży kościoła. W 1940 roku - kolejne aresztowania, tym razem niemieckie, którzy równocześnie aresztowali mieszkańców wsi, pracowników folwarku i męża właścicielki majątku, Andrzeja Żółtowskiego. Nad majątkiem okupant roztoczył „opiekę” („doradca” Flasche), gospodarze samodzielni i właściciele majątku zobowiązani zostali do odstawiania kontyngentów żywnościowych okupantowi.
W 1941 roku nastąpiły kolejne aresztowania ziemian powiatu radzyńskiego. Ludziom towarzyszyła groźba wywózek na roboty do Niemiec, rozpoczął też działalność tzw. „kat Podlasia”, Dykow. W majątku Żółtowscy przechowywali Żydów (m.in. prof. Juliusza Kleinera), schronienie uzyskali uciekinierzy z poznańskiego (z Reichu). Około 40 mieszkańców wsi zaangażowało się w działalność konspiracyjną ZWZ-AK, która przeprowadziła wiele udanych akcji, wśród nich jedną z najważniejszych, czyli zlikwidowanie Dykova. W działalności konspiracyjnej uczestniczyli również właściciele majątku. W 1944 roku wkroczyła Armia Czerwona, rząd lubelski wprowadził reformę rolną. Rodzina Żółtowskich opuściła Milanów.
Po wojnie społeczność milanowska powróciła do działalności społecznej. Nie było już jednak protektora, ani pomocy finansowej. Władze komunistyczne inicjatywy społeczne próbowały upolitycznić, dostosowując je do swoich celów propagandowych. W latach stalinizmu ciężkie chwile przechodził Kościół, a rolnicy nękani byli obowiązkowymi dostawami żywności. Mimo kłopotów podstawowa działalność społeczno-kulturalna w Milanowie rozwijała się, opierając się o Ochotniczą Straż Pożarną, której współtwórcami i protektorami byli dawni właściciele Milanowa. Nawet przy zmienionych warunkach politycznych, zasiane na początku stulecia ziarno kiełkowało i kiełkuje. ³
Po wyprowadzeniu się z milanowskiego dworu szkoły (Liceum Ogólnokształcącego, do którego powstania przyczynił się prof. J. Kleiner), zespół dworsko-parkowy zakupiła siedlecka Caritas Polska; ks. Paweł Zazuniak, dyr. siedleckiej Caritas zabiega o fundusze, aby rozpocząć rewaloryzację zespołu dworsko-parkowego, który służyć ma zarówno Caritas, jak i społeczności lokalnej.
O historii rodzin Potockich, przede wszystkim jednak Czetwertyńskich, a potem Żółtowskich – właścicieli dóbr milanowskich, w programie opowiadała dr hab. Bożena Stępnik-Świątek, prof. ucz., chemik, z zamiłowania historyk, działaczka społeczna na rzecz osób z niepełnosprawnością, autorka monografii Dobra ziemskie Milanów. Ród Światopełk-Czetwertyńskich na Nowej Cztwertni h. Pogoń Ruska z gniazda rodowego w Milanowie, Siedlce 2023.
Lit. (wybór):
¹ Bernard Caboga (1785-1855) był austro-węgierskim oficerem, szambelanem dworu austriackiego, marszałkiem szlachty guberni warszawskiej. Po przekazaniu majątku wnuczce Marii Czetwertyńskiej, Wanda Caboga osiadła w Galicji, gdzie również zasłynęła z licznych przedsięwzięć charytatywnych. Dziś jest kandydatką na ołtarze.
² T. Zielińska, „Poczet polskich rodów arystokratycznych”, Warszawa 1997.
³ ks. S. Byczyński, „Ochotnicza straż w Milanowie” (mszp.), zbiory autora.
- R. Jarocki, „Ostatni ordynat. Z Janem Zamoyskim spotkania i rozmowy”, Warszawa 1991, s. 180-181
- K. Jasiewicz: „Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939-1956”, Warszawa 1995, s. 1191
- Jan Zamoyski [w:] „Rody polskie – Zamoyscy”, red. P. Sz. Łoś, Polskie Radio – RR „Radio dla Ciebie”, Warszawa 18.04.1994. i 1.05.1994.
- M. Tarnowska, „Wspomnienia”, red. L. Dukaj, posłowie, przypisy, indeks A. L. Żółtowski, Warszawa 2002, s. 10 i in.
- I. Broszkowska, Żółtowscy z Godurowa, red. B. Żółtowska, 2010, s. 223
- A. Czetwertyński, „Czetwertyńscy na wozie i pod wozem”, edyt. J. Rodziewicz, Warszawa 2004, s. 23
-
21.09.2024
-
51 min 23 s
-
-
Kelles-Krauzowie z Radomia
W związku z niedawnym nadaniem honorowego obywatelstwa Radomia Marii Kelles-Krauzowej, o rodzinie Kelles-Krauzów: Michale (powstańcu styczniowym), Kazimierzu (socjologu, socjaliście), Stanisławie (lekarzu, socjaliście, dyplomacie) i Marii z Nynkowskich Kelles-Krauzowej (przewodniczącej Rady Miasta), w programie mówi Przemysław Prekiel, kustosz Muzeum Historycznego w Przasnyszu, biograf Stanisława Kelles-Krauzego.
-
14.09.2024
-
42 min 28 s
-