Pan od przyrody
Audycja skierowana do najmłodszych odbiorców, ale i rodzice znajdą coś dla siebie.
Wiszniewscy z Horyhlad nad Dniestrem
Moja mama była ogromnie przywiązana do Radzymina, ogromnie. Leczyła tam ludzi do siedemdziesiątego piątego roku życia, więc przez trzy pokolenia. Ojciec szybko zmarł, ale też był bardzo cenionym lekarzem. Gdy był na zesłaniu, to Podstawowa Organizacja Partyjna w Radzyminie też się zwracała z uprzejmą prośbą [do władz], aby dali jakiś znak, czy ojciec w ogóle żyje.
(Hanna z Wiszniewskich Sokołowska)
Horyhlady, gdzie to jest?
Zanim jednak był Radzymin, rodzina Wiszniewskich żyła w Horyhladach.
Sama wieś [jest] jak z folderu reklamującego podróż wehikułem czasu, tak jak niegdyś żyli tu dwieście, może trzysta lat temu ludzie, tak i dzisiaj żyją jej współcześni mieszkańcy – napisał Stanisław Wodyński w Kresowym Serwisie Informacyjnym.
Horyhlady należały do powiatu tłumackiego (woj. stanisławowskie) i były samodzielną gminą wiejską, a z dniem 1 sierpnia 1934 roku zostały włączone do nowopowstałej gminy Olesza. Oddalone ok. 14 km na wschód od Tłumacza, położenie mają specyficzne, bowiem leżą na lewym brzegu Dniestru, na półwyspie otoczonym z trzech stron wodami tej rzeki.
Poczta znajdowała się w Niżniowie, w tym miasteczku był również most oraz stacja kolejowa. Jeszcze pod koniec XIX wieku sąd powiatowy i telegraf były w Tłumaczu, ale poczta także w Koropcu, co być może należy wiązać z tym, iż było to centrum rozległych dóbr rodziny hr. Badenich, zaangażowanych w politykę i należących do elity władzy w Galicji.
Tam, gdzie rzeka stanowi o pięknie krajobrazu, ale i jest utrudnieniem w codzienności, ludzie potrafili sobie radzić, nie narzekając na naturę, przeciwnie, starając się do niej dostosować i przyzwyczaić, choćby w podróżowaniu. Między Horyhladami a Niżniowem, we wsi Ostra był prom. Pojazdami konnymi mieszkańcy Horyhlad dojeżdżali do promu i nim przeprawiali się do Niżniowa. I z tej drogi wodnej korzystano najczęściej. Gdy jednak rzeka wylewała, trzeba było pojechać drogą bitą najpierw do mostu w Niżniowie i dopiero w ten sposób docierało się do miasteczka. Droga lądowa była jednak dłuższa o 24 km; z samego Niżniowa pociągiem można było wyruszyć w dalszą podróż.
Korespondencja była przewożona z Horyhlad w torbie skórzanej, w której znajdował się worek zamykany na kłódkę, do której jeden klucz znajdował się w posiadaniu naczelnika urzędu pocztowego w Niżniowie a drugi był w gabinecie ojca.
Posłaniec, który przywoził pocztę do Niżniowa oddawał naczelnikowi worek, który po opróżnieniu przez urząd zostawał napełniony korespondencją przeznaczoną dla Horyhlad i po ponownym zamknięciu na kłódkę oddawany z powrotem temu samemu posłańcowi. Normalnie ekspediowano z Horyhlad pocztę około 14-tej, by około 19-tej otrzymać świeżą.
(ze wspomnień Andrzeja Wiszniewskiego; źródło: lik.info.pl)
Wijący się mocno Dniestr często więc wpływał na życie mieszkających tam ludzi. Rzekę tę we wspomnieniach przywołuje m.in. Andrzej Krzeczunowicz z Bołszowiec, opowiadał o niej Władysław Heydel z Beremian, pisali również bracia, wspomniany Andrzej i Tadeusz Wiszniewscy.
Teren dorzecza Dniestru usłany jest śladami polskiej działalności na rubieżach wschodnich; wystarczy podać kilka ośrodków miejskich, kościelnych (klasztornych) czy majątków ziemskich: Bursztyn (dobra Jabłonowskich), Buczacz (miasto), Beremiany (dobra ziemskie wraz z pensjonatem letnim Heydlów), Chmielowa (dobra Głażewskich), Jazłowiec (klasztor ss. niepokalanek), Koropiec (dobra Badenich), Niżniów (miasto, klasztor ss. niepokalanek, dobra Stefanii z Lanckorońskich Urbańskiej), Torskie (dobra ziemskie z winnicą Rostworowskich), Zaleszczyki (miasto, ośrodek wypoczynkowy) i inne.
Los powstańca wyzutego z majątku
Malowniczo położony majątek Horyhlady wraz z sąsiednim folwarkiem Ostrą, w 1906 roku kupił Leonard Roman Wiszniewski (1835-1914), przeznaczając go dla syna.
Zanim Wiszniewscy osiedli nad Dniestrem, ojciec Leonarda, Jan Wiszniewski (ożeniony z Różą z Ciechanowskich), oficer wojsk napoleońskich, posiadał dobra Kamień, Malinówkę i Jackowicze (pow. owrucki), był również pisarzem ziemskim owruckim.
Leonard Wiszniewski poszedł do powstania 1863 roku, będąc naczelnikiem powiatu owruckiego, przebył długą drogę walki; dowodził m.in. oddziałem powstańczym w bitwie pod Moskalówką, dosłużył się rangi kapitana. W chwili wybuchu powstania, gospodarował w Jackowiczach, które w ramach represji carskich, utracił.
Jego siostra Alojza (o czym w audycji nadmienia H. Sokołowska), zamężna za Janem Mazurkiewiczem, była matką doktora Władysława Mazurkiewicza (1871-1933), który miał wyjechać do Łodzi, ale na prośbę partii wziął udział w organizacji ucieczki aresztowanego Józefa Piłsudskiego, przebywającego od marca 1901 na obserwacji w szpitalu dla umysłowo chorych Mikołaja Cudotwórcy w Petersburgu. Dzięki rozległym stosunkom swego ojca w Petersburgu dostał posadę lekarza w tym szpitalu. W czasie dyżuru lekarskiego 1 (14) maja 1901 wyprowadził Piłsudskiego ze szpitala. Po ucieczce schronił się w Galicji, a następnie udał się na studia w Wiedniu i Pradze. [Wikipedia]
Alojza z Wiszniewskich Mazurkiewiczowa odziedziczyła tę część dóbr rodzinnych, której nie skonfiskowano, czyli Kamień w Owruckiem.
Poza wartościami przyrodniczo-krajobrazowymi, już pod koniec XIX wieku Horyhlady były znane z uprawy tytoniu, hodowli krów i owiec, ale też z wycinankarstwa ludowego. Ta historyczna, stara wieś w przeciągu wieków była we władaniu m.in. Jabłonowskich, Mogilnickich, Rymińskich oraz od 1868 roku Heleny z Mogi(e)lnickich Władysławowej Melbechowskiej. Po niej dwaj synowie, Aleksander i Adam byli współwłaścicielami tych dóbr oraz wsi Odyje. Ze względu na problemy rodzinne, związane z małżeństwami Aleksandra, zdecydowali się oni sprzedać Horyhlady, a nabywcą był właśnie Leonard Wiszniewski. Horyhlady to 391 ha ziemi ornej i 135 ha lasu, zaś Ostra (jako drugi, sąsiedni folwark) to 433 ha ziemi i 138 ha lasu. Ostrą L. Wiszniewski kupił od Dawida Uricha.
Jak pamiętamy, L. Wiszniewski był weteranem powstania styczniowego. Gdy objął nowy majątek, prawdopodobnie „odziedziczył” też innego weterana 1863 roku – Aleksandra Rydla, który zmarł w 1911 roku – donosił „Górnoślązak”. Po przejściach wojennych osiadł on w Horyhladach, będąc przez 27 lat (do śmierci) leśniczym u Melbechowskich, a następnie u Wiszniewskich.
Będąc człowiekiem przedsiębiorczym, wykształconym w Wojskowej Wyższej Szkole Technicznej w Petersburgu, Leonard Wiszniewski pracował w Mołdawii, a następnie jako inżynier rządowy przy budowie kolei w Rumunii. Po powrocie stamtąd, osiadłszy w Drohobyczu, zajął się rozwojem przemysłu naftowego w Galicji, ściśle współpracując z Ignacym Łukasiewiczem. Na założoną spółkę naftową otrzymał kredyt podatkowy w filii w Ołomuńcu Praskiego Banku Kredytowego (bank czeski, finansujący rozwój przemysłu naftowego w Galicji). Posiadał udziały w kopalniach w Uryczu i Sopocie (pow. stryjski), a na spółkę z inż. Kazimierzem Gąsiorowskim (1856-1936, dyrektorem kopalni wosku ziemnego w Borysławiu), szyb naftowy na działce o powierzchni 6000 m² w Schodnicy koło Kropiwnika. Wszystkie ww. szyby naftowe znajdowały się obok siebie, w bliższym lub dalszym sąsiedztwie, w dorzeczu Stryja. Na wiertni w Schodnicy w 1895 roku doszło do wybuchu i pożaru. Poza pracownikami (jeden z nich zginął na miejscu), obrażeń również doznali obaj synowie współwłaściciela, a Jan Wojciech Wiszniewski (1880-1895) zmarł.
Leonard Wiszniewski był aktywnym członkiem organizacji i instytucji gospodarczych, samorządowych oraz politycznych. W ramach działań Izby Handlowej i Przemysłowej we Lwowie zajmował się np. analizą rządowego projektu o ochronie emigrantów, jak również pracował nad projektem statutu Muzeum Technologicznego dla Przemysłu Rękodzielniczego.
W czasach długoletniej prezesury Augusta Gorayskiego w Krajowym Towarzystwie Naftowym, L. Wiszniewski był wiceprezesem, a w latach 1901-1902, z racji nieobecności prezesa głównego, sam kierował Towarzystwem. Dwukrotnie był wybierany posłem na Sejm Krajowy we Lwowie, zajmując się w nim m.in. reformą systemu wyborczego (jedno z burzliwych wydarzeń i dyskusji politycznych Galicji) w ramach Centralnego Komitetu Wyborczego dla Galicji Wschodniej, należąc do grupy posłów tzw. Lewicy Sejmowej, sprzyjającej od pewnego momentu konserwatystom. Wiszniewski był też marszałkiem Rady Powiatowej w Drohobyczu, a w stosunkach finansowych miał opinię człowieka najsolidniejszego.
Pracą i tą solidnością L. Wiszniewski, poza liczną rodziną, osiągnął coś, co pewnie dziś byśmy nazwali sukcesem: stał się człowiekiem dość zamożnym, znaczącym na skalę galicyjską.
Wcześniej zaś, po stracie majątku po powstaniu styczniowym umiał się podnieść, a wykorzystując umiejętności z wykształceniem, włączył się w nurt odbudowy kraju (jak rozumiano wówczas Galicję), co oczywiście w perspektywie miało doprowadzić do wzmocnienia Polski i odzyskania niepodległości. Tego momentu już jednak nie dożył.
Będąc w dobrej sytuacji ekonomicznej, a chcąc uposażyć dzieci, córce Janinie kupił dobra Świtarzów (pow. sokalski), ale z powodu nieuczciwego postępku jednego z adwokatów, po pewnym czasie musiał ten majątek sprzedać.
Początkowo centrum majątku w Horyhladach było w samej wsi, ale L. Wiszniewski przesunął je około jednego kilometra poza nią. Tam powstał dwór oraz zaplecze gospodarcze. Całość założenia pięknie opisał wnuk Leonarda, Tadeusz, z którego wynika, że obie części: mieszkalną i folwarczną oddzielała dokładnie zaplanowana kompozycja drzew i krzewów, rozmieszczonych wzdłuż alej, tworzących niemal ściany zieleni. Oddzielała ona nie tylko folwark, ale i część sportową, czyli kort tenisowy.
Leonard Wiszniewski ożeniony był z Ludmiłą z Zakrzewskich (1850-1936), z którą miał sześcioro dzieci: Marię Helenę (1871), zamężną za 1° Adolfem Weberem, 2° Antonim Giełdanowskim, Helenę Ludwikę (1876-1934), 1° Kuczkiewiczową (potomstwo), 2° Leonową Wąsowską (potomstwo), Jana Wojciecha (1880-1895), Janinę (1888-1951) zamężną za 1° Romanem A. Augustynowiczem, ich syn Krzysztof (1911-1999), wg ustaleń Huberta Niewięgłowskiego, 2° Ludwikiem Wiktorem, synem Tadeusza (1859-1922), gen. por. Wojska Polskiego i Marii Ludwiki z ks. Ponińskich z Horyńca, Zofię Ewę (1874-1910), zamężną za Aleksandrem Onyszkiewiczem (potomstwo) i Marię Ludwika Błażeja, ostatniego właściciela Horyhlad z Ostrą.
Horyhlady w czasach Ludwika
Sytuacja domu i majątku w Horyhladach zmieniła się, gdy Maria Ludwik Wiszniewski (1879-1940) założył rodzinę. Ale po kolei. Będąc jedynym dziedzicem rodzinnych dóbr, aby je prowadzić, zdobył wykształcenie rolnicze we Wrocławiu i Lipsku, zaś wcześniej na Uniwersytecie Lwowskim uzyskał doktorat z obu praw (cywilnego i kanonicznego).
W 1908 roku ożenił się.
Kraińscy z Jabłonki i Niebocka
Wybranką Ludwika Wiszniewskiego została Teresa z Kraińskich (1888-1965), córka Władysława (1842-1926), właściciela dóbr Jabłonka i Niebocko (pow. brzozowski) oraz Wyszatyce (gm. Żurawica, pow. przemyski), i Marii z Trzecieskich z Miejsca Piastowego, córki przemysłowca naftowego.
Ojciec jej był znanym działaczem galicyjskim. Jako pogrobowiec (ojciec Władysława Kraińskiego zmarł jeszcze przed jego urodzeniem), wychowywany był przez matkę, ale pod czujną opieką stryja Maurycego Kraińskiego (1804-1885), polityka galicyjskiego, konserwatysty, wicemarszałka Wydziału Krajowego. Władysław na Uniwersytecie Lwowskim obronił doktorat z obojga praw, a z finansową pomocą stryja kontynuował studia ekonomiczne na Sorbonie.
Początkowo pracował w bankowości. Z czasem podjął się szerokiej działalności na polu społecznym i politycznym w kilku organizacjach, ale przede wszystkim był posłem do Sejmu Krajowego dla Galicji i dożywotnim członkiem austriackiej Izby Panów.
W parlamencie zajmował się sprawą kondycji budżetu (podatki), był zwolennikiem kredytu krótkoterminowego dla włościan. Największe uznanie społeczne przysporzyła mu aktywność w Galicyjskim Towarzystwie Kredytowym Ziemskim, gdzie był prezesem dyrekcji przez kilkanaście lat. Budowa silnego zaplecza ekonomicznego TKZ pod prezesurą Kraińskiego przyczyniła się do poprawy sytuacji rolnictwa Galicji.
Będąc zięciem Tytusa Trzecieskiego (1811-1878), prowadził z żoną majątek w Miejscu Piastowym, potem Władysławostwo Kraińscy przenieśli się do Wyszatyc, podarowanych przez stryja Maurycego Kraińskiego. Tam Władysław rozpoczął swoją drogę publicznej działalności, będąc członkiem Rady Powiatowej i Wydziału Powiatowego w Przemyślu.
Po I wojnie św. nie powrócił do polityki, kontynuował jednak pracę społeczno-religijną. Działał w Sodalicji Mariańskiej, organizacji, odwołującej się do tradycji maryjnej i nauki jezuickiej. W 1920 roku przeniósł się do Niebocka, gdzie zmarł w 1926 roku.
W latach 30. XX w. Niebocko (będące dziedzictwem Anieli z Wiktorów Kraińskiej, babki Teresy Wiszniewskiej) wydzierżawił Tadeusz Czeczel-Nowosielecki (1894-1960), który sam zajmował się głównie interesami naftowymi, a gospodarstwo prowadziła jego żona, Kazimiera z Jaczyńskich Nowosielecka.
Z domu o tradycjach społecznikowskich, politycznych i mocno religijnych, wspartych wykształceniem u ss. Niepokalanek w Jazłowcu, wyszła Teresa Wiszniewska. Być może surowość zasad, o których w audycji mówi jej wnuczka, Hanna Sokołowska wywodzi się właśnie z tych domów w Wyszatycach czy Niebocku.
Z Dźwiniacza do Horyhlad
W okresie I wojny św. Horyhlady zostały mocno zniszczone przez maszerujące tamtędy wojska. Po ślubie więc, Ludwik i Teresa Wiszniewscy zamieszkali w Dźwiniaczu Dolnym koło Ustrzyk Dolnych, majątku (w l. 20. XX w. – 349 ha), który Teresa kupiła z ojcem. Ludwik Wiszniewski jako ochotnik wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej.
Po wojnie przeprowadził odbudowę i remont budynków gospodarczych oraz dworu, założył wodociąg, zaprowadził też sad z karłowatych odmian drzew owocowych.
Jeśli chodzi o dom, to ciekawym, usprawniającym życie rozwiązaniem było połączenie oficyny z dworem oszklonym korytarzem.
Po kilku latach Wiszniewscy postanowili powrócić nad Dniestr, gdzie rolnictwo, ze względu na lessowe ziemie, obiecywało więcej niż w dużej mierze leśny Dźwiniacz.
Dźwiniacz Dolny wydzierżawił Jan Budzyński, a w l. 1936-1939 na terenie leśnej działki (20 ha) Teresa z Wiszniewskich Wąsowska (1910-1987) z mężem Józefem (1910-1944) prowadziła fermę srebrnych lisów.
Aby rozwijającej się rodzinie zapewnić przestrzeń, Ludwikostwo Wiszniewscy w latach 20. przeprowadzili zmiany w domu, polegające na podzieleniu dwóch ogromnych pokoi na pięć mniejszych, stworzenie łazienki, ubikacji i kilku pomieszczeń gościnnych na poddaszu dworu. Nowe rozwiązania zaprojektowali i dopilnowali ich wykonania bliscy rodzinnie i towarzysko: Tadeusz Sroczyński z Markowiec i Antoni Kraiński (1883-1975), brat Teresy Wiszniewskiej.
Na polu aktywności społecznej Maria Ludwik Wiszniewski był kontynuatorem postawy swego ojca Leonarda. Był prezesem Związku Ziemian i członkiem Rady Powiatowej w Tłumaczu, członkiem Rady Nadzorczej Towarzystwa Zaliczkowego i Kredytowego, prezesem gniazda rzeszowskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” (1900-1905), detaksatorem Wydz. Okręgowego Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego w Tłumaczu, członkiem i delegatem na Radę Ogólną Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarczego (GTG), Towarzystwa Zjednoczonych Kół Zjazdów Rolniczych, członkiem Galicyjskiego Towarzystwa Łowieckiego oraz Towarzystwa Kółek Ziemian.
Sam spróbował i polecał innym wprowadzenie innowacji gospodarczych, z których w Horyhladach najbardziej sprawdziła się uprawa rzepaku. Była to reakcja na kryzys, jaki dotknął świat, a w tym i polskie rolnictwo na przełomie lat 20. i 30. XX wieku.
Ze względu na bliskość Dniestru i przepiękne położenie majątku, w przygotowanych na poddaszu pokojach gościli latem członkowie rodziny i inne osoby. Podobnie do Heydlów w Beremianach, w Horyhladach Wiszniewscy zorganizowali mały pensjonat letni.
Wraz z wybuchem II wojny św., ani po wkroczeniu sowietów 17 września 1939 r., Maria Ludwik Wiszniewski nie opuścił Horyhlad, uważając, iż nic mu nie grozi, wobec dobrych relacji z ludnością wiejską. Został jednak aresztowany (w ramach akcji aresztowania grupy ziemian z powiatu tłumackiego), uwięziony najpierw w Tłumaczu, potem w Stanisławowie. Ostatni raz był widziany w Mikołajewsku wiosną 1940 roku. Figuruje w wykazie osób, zamordowanych przez NKWD w 1940 roku na Ukrainie (tzw. Lista Ukraińska).
Potomstwo z Horyhlad
Maria Ludwik i Teresa z Kraińskich Wiszniewscy doczekali się licznego potomstwa:
- Jan Leonard (1908-1941), ukończył Wydział Prawa na Uniwersytecie Lwowskim oraz Akademię Handlu Zagranicznego. Należał do Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie” we Lwowie, będąc w organizacyjnym i przyjacielskim gronie m.in. ze Stefanem Swieżawskim (1907-2004), prof., historykiem filozofii, późniejszym przyjacielem ks. Karola Wojtyły (św. Jana Pawła II, papieża), jak i kuzyna Wiszniewskich, ks. Tadeusza Fedorowicza. Brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku; był pilotem Dywizjonu Bombowego 301 w Anglii. Zginął w ataku bombowym na Hamburg 9 sierpnia 1941 roku. Ożeniony z Wandą z Romaszkanów; potomstwo.
- Teresa (1910-1987), ukończyła Akademię Handlu Zagranicznego we Lwowie, zamężna za Józefem Wąsowskim; potomstwo.
- Anna (1911-1960), ukończyła Szkołę Hotelarską w Krakowie, kierownik pensjonatu „Straszny Dwór” w Tatarowie nad Prutem; niezamężna.
- Krystyna (1913-1997), absolwentka Akademii Handlu Zagranicznego we Lwowie, zamężna za Jóżefem Barcikowskim; potomstwo
- Stanisław (1915-1965), lekarz medycyny, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, ppor., wziął udział w wojnie obronnej w 1939 roku, uczestnicząc jako lekarz w Bitwie pod Kockiem. Po uniknięciu niewoli, najpierw pracował w poliklinice we Lwowie, a po zajęciu miasta przez Niemców, wyjechał do Warszawy. Dostał pracę w Radzyminie pod Warszawą (jako ordynator w klinice dr-a Karpińskiego), gdzie poznał Zofię Zasławską (1918-2005), lekarza, córkę Władysława Józefa (1882-1949), lekarza powiatowego w Radzyminie i Celiny z Leśkiewiczów. Z Zofią wziął ślub w lutym 1944 roku. We wrześniu został wezwany na pozór do chorego i w ten sposób aresztowany przez NKWD. Zesłany, wrócił do Radzymina w listopadzie 1946 roku.
Rodzina Wiszniewskich w Radzyminie mieszkała przy ul. Ks. Eleonory Czartoryskiej, w domu wybudowanym przez Władysława Zasławskiego, tuż przy stacji kolejowej. W mieście, mającym liczną społeczność żydowską, okres okupacji był szczególnie trudny. Na los radzymińskich Żydów odpowiedziała też rodzina Zasławskich. Jak pisze autor „Dziejów Radzymina”, Jan Wnuk, opierając się na książce „Polacy, Żydzi” (Warszawa 1971, s. 317, 318), jedną z osób pochodzenia żydowskiego, ukrywającą się u Zasławskich była Barbara Medyńska, która relacjonowała: W czasie okupacji, gdy byłam poszukiwana przez gestapo z powodu żydowskiego pochodzenia, w domu Wiszniewskich [wówczas jeszcze Zasławskich, a dopiero od lutego 1944 roku Wiszniewskich, PŁ] znalazłam nie tylko schronienie i pomoc we wszystkich trudnościach życia okupacyjnego, ale i najczulszy dom rodzinny. Okres od 1942 aż do Powstania Warszawskiego spędziłam w domu państwa Wiszniewskich. Jak podaje Jan Wnuk, u Zasławskich i Wiszniewskich przechowało się kilkoro Żydów radzymińskich.
Po II wojnie św. doktorostwo Zofia z Zasławskich i Stanisław Wiszniewscy nadal leczyli radzymińską społeczność, często nieodpłatnie i z osobistym, wielkim poświęceniem, co mieszkańcy tego miasta zachowali w jak najlepszej pamięci. Doktorostwo Wiszniewscy z Radzymina mieli czworo dzieci, po nich potomstwo.
- Tadeusz Maria (1917-2006), student rolnictwa na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu (UAM), podczas okupacji pracownik Liegenschaftu w Babsku koło Rawy Mazowieckiej, administrator dóbr Gołyń, więzień Oświęcimia i Buchenwaldu. Pozostał na emigracji, ożeniony z Rosamond Disy Fellowes-Gladstone; potomstwo.
- Andrzej Maria (1920-2006), absolwent Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu, kapral podchorąży 22 Pułku Ułanów Podkarpackich w Brodach, uczestnik kampanii 1939 roku, cudem uratowany z niemal pewnej wywózki w głąb Rosji. W stanie zagrożenia, okupację spędził jako administrator majątków ziemskich w Generalnym Gubernatorstwie (Babsk, Zameczek k. Rawy Mazowieckiej) oraz w Izbie Rolniczej w Warszawie. Ożeniony z Heleną Dudziak; potomstwo.
Klan
Pierwsze spotkanie Ładomirskich i Kraińskich, którzy wśród krewnych mają również rodzinę Wiszniewskich, odbył się w Modlinie w 1975 roku. Wówczas zawiązał się nieformalny związek rodzinny, nazywany Klanem, który z sukcesem trwa do dziś.
Klan ten tworzą potomkowie dwóch ziemian: Władysława Mariana Kraińskiego (1842-1926) i Konstantego Walentego Ładomirskiego (1832-1895). Rodziny połączyły się w ten sposób, że córka pierwszego, Anna z Kraińskich (1875-1959) wyszła za mąż za syna tego drugiego, czyli Zdzisława Ładomirskiego (1864-1950).
Pomysł Zjazdów był jak najbardziej współczesny, wynikający z chęci spotkania się z, po kraju i świecie rozproszonymi członkami rodziny. Niemniej, nie trudno zauważyć, iż jest to też czysta kontynuacja być może wielu spotkań z historii rodziny, ale o jednym pisał ks. Tadeusz Fedorowicz: Wielką uroczystością rodzinną było złote wesele Dziadków Kraińskich w roku 1924. Zjechały wtedy do Jabłonki trzy córki Dziadków: najstarsza Anna, żona Zdzisława Ładomirskiego z Markowiec pod Stanisławowem, z jedenaściorgiem dzieci, moja matka z naszą ósemką i Teresa Wiszniewska, żona Ludwika z Horyhlad nad Dniestrem, z siedmiorgiem dzieci. Antoni [Kraiński] miał pięcioro dzieci, razem więc wnuków było 31. Zabawa była ogromna. Przy tym, było tam wtedy dużo dalszych krewnych i sąsiadów.
Zakończenie tej sagi jest właściwie typowe: nie ma już Markowiec, nie ma Horyhlad, Klebanówki, Niebocko się rozpada, jest Jabłonka, ale w innych rękach. Te stare domy, pamiętające wydarzenia nieraz sprzed wieków, a z pewnością sprzed kilkudziesięciu lat, stanowiły różnorodne, ale przyjazne gniazda rodzinne. Ich mieszkańcy, wyrzuceni przez historię, na ogół nie wynieśli z nich mebli, luster, sreber..., często zostawali bez niczego, ale ze sobą zabrali coś ważniejszego. Zasady – nawet jeśli nieco już niemodne, a przecież skuteczne, wartości oraz tę, opartą na wierze umiejętność takiego życia, aby ono, według tytułu opowieści Izabeli Broszkowskiej o ks. Tadeuszu Fedorowiczu, było szczęśliwe.
O historii rodzinie Wiszniewskich z Horyhlad nad Dniestrem, nieco o Zasławskich z Radzymina i szczyptę o Klanie Kraińskich i Ładomirskich, w programie mówiła p. Hanna z Wiszniewskich Sokołowska, córka Stanisława i Zofii z Zasławskich Wiszniewskich.
PŁ, V 2020.
Lit.:
- Strona internetowa Klanu Ładomirskich i Kraińskich: lik.info.pl;
- Inf. p. Huberta Niewęgłowskiego;
- S. Bartoszewicz, Wspomnienia z przemysłu naftowego (1901-1902), „Przemysł Naftowy”, z. 4, 25.02.1934, Lwów 1934, s. 86;
- Baza Genealogiczna wielcy.pl;
- K. Broński, Rozwój galicyjskiego systemu bankowego w latach 1841-1914 (zarys problematyki), „Zeszyty Naukowe Akademii Ekonomicznej w Krakowie”, nr 749, Kraków 2007, s. 89;
- I. Broszkowska, Szczęśliwe Zycie. Opowieść o księdzu Tadeuszu Fedorowiczu, Warszawa 2018, s. 10 – 11;
- Al. Fedorowicz, T. Fedorowicz, S. Swieżawski, K. Wojtyła, Pełny wymiar. Listy przyjaciół, Tarnów 2002, s. 25, 26, 31;
- K. Jasiewicz, Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939-1956, Warszawa 1995, s. 1121, 1122;
- E. Niewolska, Rodzina Wiszniewskich z Horyhlad, „Zeszyty Tłumackie” (59), Wrocław 2017, s. 1-11;
- M. Semczyszyn, Galicyjskie wybory. Działalność Centralnego Komitetu Wyborczego dla Galicji Wswchodniej w latach 1867-1906, Warszawa 2014, s. 147, 344, 345;
- Sprawozdanie Izby Handlowej i Przemysłowej we Lwowie za rok 1905, Lwów 1906, s. 1, 20;
- S. Swieżawski, Wielki przełom 1907-1945, Lublin 1989, s. 271;
- A. Wiszniewski, Wiszniewski Maria Ludwik Błażej, Wiszniewska Teresa z Kraińskich (biogramy), Ziemianie polscy XX wieku (red. J. Leskiewiczowa), Warszawa 1996, s. 163-168;
- J. Wnuk, Dzieje Radzymina, Radzymin 2015, s. 168;
[gallery ids="337654,337655,337656,337657,337658,337659,337660,337661,337662,337663,337664,337665,337666,337667,337668,337669,337670,337671,337672,337673,337674,337675,337676,337677,337678,337679"]Kategorie:
OGÓLNY OPIS PODCASTU
Rody i Rodziny Mazowsza
Mamy w Polsce i na Mazowszu całą mozaikę rodzin. Są rody wielkie, możne i zasłużone, które przez wieki miały znaczenie polityczne, wsławiały się mecenatem kulturalnym i szeroką działalnością filantropijną. O wszystkich tych rodach staramy się mówić w tej audycji, najczęściej z udziałem ich członków lub z pomocą historyków.
"Długi cień Świętej Góry" to historia trzech rodzin, których tragizm okresu wojennego był spowodowany nieporozumieniami między różnymi partyzantkami, działającymi na Kielecczyźnie: ZWZ-AK, NSZ, BCH, GL, AL. Dzieje te spisał, a w programie opowiedział autor książki, red. Andrzej Nowak-Arczewski.
11.11.2024
47 min 14 s
O dzielnych kobietach z rodziny Jastrzębowskich, które towarzyszyły swym mężom, ale tez potrafiły wybić się same ponad codzienną przeciętność, w programie opowiadała rodzinna biografka, prof. dr hab. Elżbieta Jastrzębowska, archeolog, historyk. Niniejsza opowieść jest kontynuacją pierwszej audycji; posłuchaj: Jastrzębowscy dzieje czterech pokoleń
11.11.2024
51 min 23 s
Co łączyło rodziny Odrowąż-Pieniążków, Krupeckich i Lewickich? Czy Leon Krupecki, warszawski XIX-wieczny kupiec mógł być trzecim z rzędu pierwowzorem postaci Stanisława Wokulskiego z "Lalki" B. Prusa - na te i inne pytania, dotyczące dziejów ww. rodzin odpowiada w programie Rafał Skąpski, autor najnowszej publikacji rodzinno-historycznej pt. "Trzeci Wokulski".
10.11.2024
49 min 32 s
Mnie wcale nie nauczono obchodzić się z pieniędzmi; nie zdawałam sobie zupełnie sprawy z tego, ile mamy dochodu, ile nas będzie kosztowało życie, czy rzeczywiście zostanie coś i ile na fantazje – pisała Anna z Działyńskich Potocka z Rymanowa.
Ród
Anna z Działyńskich była córką Tytusa Adama Działyńskiego (1796-1861) i Celestyny Gryzeldy z Zamoyskich. Ojciec był znakomitą postacią: politykiem, mecenasem sztuki. Największym dziełem Tytusa Działyńskiego jest zamek w Kórniku, służący jako instytucja narodowo-patriotyczna, ale i miejsce ukazania chwały rodu Działyńskich. Realizując pierwszą część wielkiego planu kórnickiego, w zamku gromadził zabytki przeszłości: rękopisy, starodruki, książki, zbroje rycerskie. Na swój koszt wydawał źródła do historii Polski, jak np. Statut litewski (1841), Acta Tomiciana (1852–1869), Źródło pisma do dziejów unii Korony Polskiej i W. Ks. Litewskiego (1856–1861).
Drugą częścią zamysłu była okazała galeria portretów przodków: Działyńskich i rodzin z nimi spokrewnionych. Syn Tytusa, Jan Działyński, a potem Zamoyscy tę galerię uzupełniali. Działania Tytusa skupiały się na walce o polskie interesy (w obszarze aktywności politycznej) oraz na dbałości o polską kulturę, m.in. poprzez wpływ dworu ziemiańskiego.
Dzieciństwo i młodość
Anna z Działyńskich wychowywała się sama, praktycznie bez rodzeństwa, gdyż była najmłodsza i urodzona 10 lat po przyjściu na świat ostatniego przed nią dziecka, czyli siostry Cecylii (1836-1899). Początkowo pod okiem panny Radolińskiej, przesadnie religijnej zubożałej ziemianki, a następnie pod opieką innych guwernantek, wyniosła z dzieciństwa wspomnienia ciągłej walki ze starszymi, kar, moralizatorskich kazań. Uważała swoje dzieciństwo za ponure, a jasną jego stroną były bardzo dobre relacje z ojcem, który zmarł, gdy miała ledwie 15 lat. On był jej pierwszą miłością. Drugą, czyli Stanisława Potockiego, poznała w Dreźnie i mimo niezadowolenia rodziny, związała się z nim, tworząc prawdziwie kochające się małżeństwo.
Oleszyce, Rymanów Dwór i Rymanów Zdrój
Anna była panną posażną, zaś jej mąż, choć nosił znaczące w Polsce nazwisko, jako były powstaniec, nie miał grosza, uchodził też za człowieka niezbyt zaradnego. Młodzi początkowo mieszkali w poznańskim pałacu Działyńskich, i jak uważała Anna, był to najszczęśliwszy dla nich okres. Potem, gdy brat Jan Działyński zrobił podział majątku po ojcu, osiedli w Oleszycach (między Lubaczowem a Jarosławiem), jednym z jej majątków. Gospodarowanie w Oleszycach jednak nie wychodziło. Zresztą sprawy finansowe w ogóle były trudne i wynikały nie tylko z braku pieniędzy po stronie męża, ale sama Anna, wychowywana w dobrobycie, nie radziła sobie z gospodarowaniem funduszami: wielką wadą mego wychowania, a raczej braku wychowania, wypływającego z wielkiego zaprzątnięcia przez interesa czasu mojej Matki było, że mnie wcale nie nauczono obchodzić się z pieniędzmi; nie zdawałam sobie zupełnie sprawy z tego, ile mamy dochodu, ile nas będzie kosztowało życie, czy rzeczywiście zostanie coś i ile na fantazje. Najgorsze było położenie Stanisława; wiedział, że żona wydaje swoje pieniądze, ale nie akceptował jej rozrzutności i niepraktyczności.
Ważnym rysem tego chłodnego wychowania domowego, było pomaganie innym, w czym celowała iście po chrześcijańsku matka Anny, Celestyna Działyńska. Tyle, że Tytusowie Działyńscy na to mieli, a Stanisławowie Potoccy nie, przynajmniej na początku życia w Oleszycach. A mimo to, Anna nie wyobrażała sobie, że można nie wspomóc potrzebującego. Te początkowe, niełatwe doświadczenia domowo-budżetowe nauczyły Annę oszczędności. Do tego stopnia, że w latach późniejszych, gdy była już starszą panią, potrafiła z własnego talerza wziąć kawałek mięsa, zawinąć w serwetkę i zaraz zanieść na wieś, obdarowując kogoś biednego. Z biedą największą spotkała się w Oleszycach, gdzie mieszkała ludność rusińska, greckokatolicka. Mimo, że nie polubiła Oleszyc, z werwą zabrała się do pracy nad podniesieniem tej ludności z nędzy. Odnowiła wiejską szkołę z funduszy dworu (kontynuacja działań jeszcze jej matki Działyńskiej), utworzyła przytułek dla starców, prowadzony przez siostry Felicjanki i rozpoczęła dzieło swego życia – leczenie ludzi na wsi. Początkowo nieufna ludność, z czasem sama ustawiała się w kolejce do dworu, by uzyskać poradę medyczną u Anny Potockiej, która sprowadzała lekarstwa, stosowała zioła, stawiała bańki, sama bandażowała rany, z pomocą zaledwie jednej, przyuczonej pielęgniarki.
Chęć pomocy innym i zdolności społecznikowskie zdominowały zresztą całe jej życie i za to była, i jest do dziś tak bardzo ceniona i szanowana. Tymi cechami zaraziła także swoje dzieci, które za wszelką cenę próbowała wychowywać inaczej, niż ją wychowywały surowe guwernantki w Kórniku i Poznaniu. Wywodząc się z zamożnej Wielkopolski, gdzie od dawna dwór współpracował z wsią, ona w zacofanej Galicji robiła rewolucję, przynoszącą początkowe niezrozumienie, a potem podziw.
Mimo sukcesów, jak się początkowo wydawało, na niwie społecznej, życie w Oleszycach stawało się coraz trudniejsze. Po pierwsze, z powodów ekonomicznych (zadłużenie majątku, lata nieurodzaju), po drugie ze względu na wrastającą niechęć ludności do dworu. W 1872 r. kupili dobra Rymanów, wcześniej rozpoczynając proces sprzedaży Oleszyc. I właściwie ich życie pewnie toczyłoby się podobnie: prowadzenie majątku, szeroko rozwinięta pomoc społeczna, wychowanie dzieci. Ale Rymanów okazał się miejscem szczególnym ze względu na walory przyrodnicze i geologię. W Rymanowie Anna z Działyńskich Potocka rzuciła się w wir tych samych prac społecznych, dokładając jeszcze jedno zajęcie. Widząc zdolności artystyczne u części Łemków, zaczęła ich uczyć rzeźby, wykorzystując swoją wiedzę, nabytą w Dreźnie. Tak powstała rymanowska szkółka rzeźbiarska, której celem był nie tylko rozwój artystyczny, ale przede wszystkim wskazanie ludności wiejskiej dodatkowego sposobu na pracę i zarobkowanie. Z czasem szkółka nabrała rozmachu. Zatrudniono nauczycieli, a wykonywane przedmioty sprzedawano na specjalnie organizowanych bazarach i wystawach.
Kolejnym wyśmienitym pomysłem było uczenie koronkarstwa. Kobiety uczyły się we dworze, potem szkoliły we wsi swoje koleżanki i tak umiejętność ta rozchodziła się po okolicy, także dając możliwość zarobku.
Anna z Działyńskich Potocka jeździła często do Iwonicza, gdzie rodzina Załuskich miała uzdrowisko. Męczyła ją myśl, że może i na terenie Rymanowa jest jakieś źródło wody o właściwościach leczniczych. Zleciła poszukiwania wszystkim: służbie, rodzinie, specjalistom. Podczas odpoczynku w lesie w sierpniu 1876 roku dziewięcioletni syn, Józio spostrzegł, że kamienie w okolicy, w której się zatrzymali na odpoczynek, są czerwone.
Chłopiec pamiętał, że mama bardzo szukała źródła. Rodzinnie rozpoczęli sprawdzanie nawet najmniejszego źródełka, aż znaleźli takie, z którego woda trysnęła najmocniej. Zanim źródło zaczęło funkcjonować, upłynęło kilka lat i było wiele kłopotów, w końcu jednak Potoccy uzyskali odpowiednie zezwolenia i zaczęli przyjmować pierwszych kuracjuszy, a sława wód rymanowskich rozeszła się po kraju. W ten sposób (naturalnie w wielkim skrócie) powstał Rymanów Zdrój.
Współcześnie w Polsce i za granicą żyje ponad 500 osób, będących potomkami Anny z Działyńskich i Stanisława Potockich z Rymanowa (dzielącego się na Rymanów Dwór i Rymanów Zdrój). Są to m.in. rodziny Potockich (w tym znana krakowska gałąź z Olszy), Reyów (w Polsce, ale też w Montresor we Francji), potomkowie Beaty Marii z Potockich i Adama Branickich z Wilanowa, Ceglińskich z Janowa koło Mińska Mazowieckiego, także Mańkowskich z Brodnicy oraz potomkowie Jadwigi z Potockich i Stanisława Grabińskich z Walewic. Co jakiś czas odbywają się prywatne, rodzinne spotkania (zjazdy) potomków Potockich z Rymanowa, co zapoczątkował wnuk Anny z Działyńskich, Ignacy Potocki (1906-1994).
W 1927 roku ukazał się już pośmiertnie Mój Pamiętnik Anny z Działyńskich Potockiej, który był kilkakrotnie wznawiany. Obecnie wydanie, wynikające z zapotrzebowania czytelniczego, bowiem jest to dzieło bardzo ciekawe faktograficznie i dobre literacko, zostało przygotowane na podstawie pierwszej edycji (tekst udostępniła praprawnuczka autorki, Teresa z Krzyżanowskich Malczewska), a wydane przez wydawnictwo SBM – Anna Stanisławowa Potocka z Rymanowa z Działyńskich Ostatnia, Mój Pamiętnik, red. Urszula Roman, Warszawa 2024.
O praprababce, autorce ww. pamiętnika, o jej dziejach i wpływie na dalsze losy rodziny, w programie mówił Andrzej Krzyżanowski, autor posłowia do książki.
27.10.2024
50 min 38 s
Podczas obu Zjazdów Wierusz-Kowalskich, obecni członkowie różnych linii i odnóg rodziny, przedstawiali historie swoich najbliższych. Rzeczą genealogów rodzinnych jest połączenie wszystkich w jedną familię o wspólnych korzeniach, ale nawet te pojedynczo przedstawiane wyimki z historii są niezmiernie interesujące.
W audycji wybór dwóch takich historii, opowiedzianych wspólnie podczas jednej rozmowy.
O rodzinie antykwariuszy, o swoim ojcu, Alfonsie „Alfie” Kowalskim (de facto Wierusz-Kowalskim), znanym i bardzo cenionym muzealniku, etnografie, kolekcjonerze, twórcy m.in. kolekcji obrazów trumiennych w Międzyrzeczu, opowie p. Marta Korwin-Konicka, córka Alfa i Marii z Nowina-Kwiatkowskich ze Lwowa. O prawniczej i lekarskiej rodzinie z Sandomierza zaś, mówi p. Joanna Szymańska, której matka Maria Żuberowa była z domu Wierusz-Kowalska, z linii Albina Wierusz-Kowalskiego.
20.10.2024
44 min 26 s
W 2019 roku w siedzibie Muzeum Okręgowego w Suwałkach odbył się I Zjazd (wówczas nazywany zlotem) rodziny Wierusz-Kowalskich. Jego inicjatorką była Eliza Ptaszyńska, kustosz ww. Muzeum, od lat badająca życie i twórczość Alfreda Wierusz-Kowalskiego oraz innych członków tej rodziny, zajmujących się profesjonalnie lub amatorsko sztuką, głównie malarstwem. Na spotkanie przybyło ponad 40 osób, przy czym nie byli to tylko potomkowie monachijczyka, Alfreda, ale również reprezentanci innych linii rodu, którego korzenie znajdują się na ziemi wieluńskiej (Wieruszów). Sukces pierwszego Zjazdu spowodował, że po 5 latach, a w związku z Rokiem Alfreda Wierusz-Kowalskiego, ogłoszonym przez Radę Miasta Suwałki, liczni członkowie tej rodziny przybyli na II zjazd.
Zjazd jest połączeniem konferencji popularno-naukowej ze spotkaniem czysto rodzinnym, podczas którego uczestnicy opowiadają dzieje swoich linii rodu lub tylko najbliższych: rodziców, dziadków, pradziadków. Poza częścią konferencyjną, wzajemnie odnajdują się, poznają lub odnawiają kontakty, bowiem uwarunkowania historyczne XX wieku spowodowały, że wiele relacji z wcześniejszych pokoleń urwało się. Ponadto, organizatorka i pomysłodawczyni, kustosz Eliza Ptaszyńska, widząc jak jednak silna jest tradycja rodzinna i potrzeba spotkań familijnych, na drugi Zjazd zaprosiła także osoby nie bezpośrednio spokrewnione, ale spowinowacone z rodziną Wierusz-Kowalskich.
Przypomnijmy, że w Muzeum Okręgowym w Suwałkach działa ośrodek badań nad twórczością Alfreda Wierusz-Kowalskiego i innych artystów z tej rodziny: Czesława – syn Alfreda, Joanny z Wierusz-Kowalskich Turowskiej - wnuczki, Janiny Wierusz-Kowalskiej, współczesnej abstrakcjonistki, czy Tadeusza Wierusz-Kowalskiego. Z tego też powodu, aby mieć okazję do zebrania kolejnych informacji biograficznych, z zakresu sztuki (malarzy w tej rodzinie, profesjonalnych, jak i amatorów było i jest wielu), kustosz Eliza Ptaszyńska korzysta ze spotkań z rodziną malarzy, aby uzupełniać wiedzę i zbiory Muzeum.
Pierwszy Zjazd zaowocował książką Wieruszowie-Kowalscy we wspomnieniach, opracowaniach, artykułach (red. E. Ptaszyńska, Suwałki 2024), a z tegorocznego także planowana jest publikacja.
Ważnym elementem obu Zjazdów były wspólne rozmowy i analizy genealogiczne. Ze względu na różnorodność zapisu nazwiska rodziny (Wierusz-Kowalski lub Kowalski), jak też popularność tegoż nazwiska, niekiedy trudno ustalić, kto jest „Wieruszem”, a kto nim nie jest. Stąd też praca nad genealogią, łączenie linii i gałęzi, wyszukiwanie osób, ale i integracja rodziny.
Na rodzinnym spotkaniu zabrakło w tym roku śp. Krystyny Strzembosz (1939-2023), dr nauk medycznych, lekarza pediatry, wnuczki Karola Wierusz-Kowalskiego z Posady, artysty malarza, który swoją twórczość rozpoczynał pod okiem stryja Alfreda. Krystyna Strzembosz wykonała fundamentalną dla tej części rodziny pracę – wydała wspomnienia swego dziadka, który wiele osób z kręgu bliskich i dalszych krewnych wymienia. Jest to jedno z ważniejszych dzieł, opisujących rodzinę Wierusz-Kowalskich. Innym zaś, wspomnienia Edmunda Wierusz-Kowalskiego z powstania styczniowego 1863 roku, opracowane i podane do druku przez Adama Malickiego. Literatury, poświęconej tej rodzinie jest więcej, aczkolwiek jest ona rozproszona, sporo też można znaleźć w rodzinnych archiwach – to kolejna motywacja i potrzeba badawcza, aby kontynuować zjazdy i spotkania rodzinne.
W II Zjeździe Wierusz-Kowalskich w Suwałkach, poza Wierusz-Kowalskimi (noszącymi to nazwisko), uczestniczyli przedstawiciele takich rodzin, jak: Brachowie, Danglowie, Koniccy, Nasierowscy, Rdułtowscy, Rzyscy, Szymańscy, Święciccy, Zechenterowie, Żuberowie i inni.
Przedstawiamy pierwszą część – relację z samego Zjazdu. W jednej z kolejnych audycji opowiemy dzieje dwóch mniej znanych linii Wierusz-Kowalskich, o których będą mówić panie: Marta z Wierusz-Kowalskich Konicka (córka Alfonsa „Alfa” Kowalskiego, znanego muzealnika, etnografa, kolekcjonera, twórcy m.in. kolekcji obrazów trumiennych w Międzyrzeczu) oraz Joanna Szymańska, której matka Maria Żuberowa była z domu Wierusz-Kowalska.
A o II Zjeździe Wierusz-Kowalskich w programie mówią: Eliza Ptaszyńska, kustosz Muzeum Okręgowego w Suwałkach, Marcin Święcicki, b. prezydent Warszawy (prawnuk malarza) z bratem Czesławem, Tadeusz Nasierowski (prawnuk malarza), Andrzej Rzyski (prawnuk Stefanii Milewskiej, rodzonej siostry malarza) z córką Julią Porzezińską, Elżbieta Zechenter, spowinowacona z Wierusz-Kowalskimi przez rodzinę Serafińskich (a więc także rodzina Jana Matejki) oraz Beata Czapska, artystka rzeźbiarka, przyjaciółka Joanny z Wierusz-Kowalskich Turowskiej, malarki, animatorki życia polonijnego we Francji, wnuczki malarza.
Więcej o II Zjeździe rodzinnym, fotografii jak i o historii Wierusz-Kowalskich można znaleźć, wchodząc na link: Wierusz-Kowalscy znani i nieznani
13.10.2024
49 min 46 s
Gdy mała Izabela Mikulska (1931-2019, późniejsza Galicka, historyk sztuki, współodkrywczyni El Grecka), nazywana w rodzinie „Lalą”, 18 czerwca 1940 roku swego ojca - lekarza psychiatrę, wicedyrektora szpitala psychiatrycznego w Gostyninie, doktora Karola Mikulskiego (1901-1940) zobaczyła martwego w jego gabinecie, była przerażona. Samobójstwo lekarza, który nie godził się na rozkaz Niemców, aby przygotował listę pacjentów do eksterminacji, odbiło się cichym, ale wyraźnym echem w środowisku lekarskim i społeczeństwie Gostynina. Ta tragedia jednak przede wszystkim zrujnowała życie rodziny. W pierwszych chwilach i dniach Mikulscy, tj. Jadwiga z Gieysztorów (1900-1981) wraz z synem Jerzym i córką Izabelą, mogli liczyć na wsparcie rodziny dyrektora placówki, doc. dr. Eugeniusza Wilczkowskiego (1895-1957) i jego żony Marii z Gwizdalskich (1898-1981, c. Teodora Edmunda, muzyka, potem zamożnego warszawskiego cukiernika, właściciela majątku Duki k. Tarczyna oraz willi „Wersal” w Skolimowie); m.in. wzięli oni do siebie na jakiś czas małą Lalę, która od zawsze bawiła się z dziećmi Wilczkowskich: Krystyną (1929-1987) i Andrzejem (1931-2022), dobrze czując się w ich towarzystwie.
Udział w wojnie obronnej 1939 roku, dwukrotne aresztowanie prof. Eugeniusz Wilczkowskiego, gostynińska historia Mikulskich, jak i wiele innych wydarzeń okupacyjnych, dotykających rodziny lekarzy i personelu placówek leczenia oraz opieki psychiatrycznej, miały miejsce w obliczu niemieckiej akcji eksterminacyjnej, nazywanej T4. Aktion T4, E-Aktion, prowadzona była przez okupanta w latach 1939-1944 i polegała na fizycznym eliminowaniu „życia niewartego życia”, głównie chorych psychicznie.
Prof. dr hab. Eugeniusz Wilczkowski (s. Jana Bogdana 1863-1940 i Heleny z Goldsteinów), po studiach medycznych, od 1921 roku był związany z psychiatrią: najpierw w Kobierzynie pod Krakowem (tam zresztą została przeprowadzona jedna z największych akcji wymordowania pacjentów szpitala), z kliniką poznańską, ze szpitalem św. Jana Bożego w Warszawie, a w Klinice Psychiatrycznej Uniwersytetu Warszawskiego był asystentem sławy i twórcy warszawskiej szkoły psychiatrii, prof. Jana Mazurkiewicza. Samodzielną placówkę, czyli szpital psychiatryczny w Gostyninie objął 1 marca 1933 roku.
Po II wojnie św. i po powrocie do Gostynina, E. Wilczkowski rozwinął również naukową część swojej aktywności, uzyskując tytuł profesora, będąc prorektorem (1947–1949) Uniwersytetu Łódzkiego, a od 1945 do 1957 roku kierownikiem Katedry i Kliniki Psychiatrycznej tejże uczelni. W lutym 1946 na terenie Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Gostyninie rozpoczął organizację Domu Rozdzielczego dla polskich sierot przywożonych ze Związku Radzieckiego, który funkcjonował do sierpnia tego roku, zapewniając opiekę i leczenie 4645 osobom. Był konsultantem krajowym w zakresie chorób psychicznych, przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, członkiem korespondentem Polskiej Akademii Umiejętności i Towarzystwa Naukowego Warszawskiego.
Jak podaje wnuk wybitnego psychiatry, historycznie ( XII - XV w.) rodzina wywodzi się z ówczesnych województw krakowskiego i sandomierskiego, ale w latach 20. XIX wieku Dominik Antoni Wilczkowski przeprowadził się z Dukli (gdzie był dziedzicem) do Warszawy. Jego pierwszą żoną, z którą 8 maja 1827 r. wziął ślub w katedrze św. Jana w Warszawie, była Anna z Biedrońskich (urodzona w Łowiczu). Dominik był chirurgiem. Mieli aż dziewięcioro dzieci. Potomkowie Dominika do dziś (8 generacja) mieszkają w Warszawie. Zawodowo Wilczkowscy na przestrzeni wieków byli rycerzami, właścicielami ziemskimi, lekarzami, leśnikami, urzędnikami wyższej rangi, naukowcami w różnych dziedzinach. Nie mając dużych majątków, zasilając grupę inteligencji, pozostali wierni wartościom szlacheckim, traktując je nie tyle jako „klanowe”, ale uniwersalne, na podglebiu których przez wieki kształtowała się polska kultura i tradycja narodowa oraz państwowa.
O rodzie Wilczkowskich: jego początkach, szczególnie wybitnych postaciach, cechach charakteru i uczestnictwie rodziny we wszelkich zrywach niepodległościowych, począwszy od czasów rycerskich, a na II wojnie św. skończywszy, w programie mówił Rafał Eugeniusz Wilczkowski, absolwent SGPiS (ob. SHG), były pracownik Ministerstwa Sportu i Turystyki, „Orbisu”, jak też miłośnik historii, autor monografii Historia rodu Wilczkowskich herbu Jelita przez Rafała Wilczkowskiego w jednej księdze spisana (Warszawa 2020).
06.10.2024
53 min 01 s
Ponad 100-letni album z fotografiami rodzinnymi zachował się w rodzinie Jabłońskich dzięki Wacławowi (1911-1976), urzędnikowi miejskiemu, mieszkańcowi Milanówka i Irenie z Nosarzewskich Jabłońskich. Fotografie pochodzą z poprzednich pokoleń i ukazują wizerunki osób z rodzin Nosarzewskich, Pancerów, Czajewiczów i Ehrenbergów. Mimo wielu wydarzeń, zagrożeń wojennych i innych przeciwności, bezcenna pamiątka obecnie znajduje się w rękach syna, Lecha Tomasza Jabłońskiego, który na razie zbiór zdjęć w albumie posiada u siebie, ale zamierza oddać go do archiwum publicznego. Fotografie mniej więcej w połowie są podpisane, inne, choć bezimienne, ze względu na wiedzę o ich autorach (fotografowie - właściciele warszawskich - i nie tylko, atelier) są świadectwem historii XIX i XX-wiecznej inteligencji warszawskiej i międzyrzeckiej.
O tej bezcennej pamiątce rodzinnej w programie opowiadał Lech Tomasz Jabłoński, emerytowany naukowiec Wydziału Geologii Uniwersytetu Warszawskiego, badacz dziejów rodzin własnych (Jabłońskich, Grodzickich, Nosarzewskich i in.), genealog z ponad 50-letnim stażem.
29.09.2024
48 min 52 s
[Pamięci Andrzeja Ludwika Żółtowskiego]
Rozwój społeczny i kulturalny Milanowa na początku XX w. wiąże się z osobą Rudolfa Levitoux, studenta i pracownika majątku, oraz rodziną Czetwertyńskich, którzy roztoczyli opiekę nad jego i innymi inicjatywami społecznymi. Tu właśnie dobrze widać, jak ważną rolę odgrywała współpraca dworu, parafii i mieszkańców wsi.
W XVIII wieku Milanów należał do Seweryna Potockiego, po którym dziedziczyła córka Wanda Julianna, zamężna 1° za Michałem Wielopolskim, 2° za Kajetanem Uruskim, 3° za Bernardem Cabogą. W pamięci milanowian zapisała się ona jak najlepiej, była bowiem fundatorką tutejszego kościoła oraz szpitala. ¹ Jej jedynym synem był Seweryn Uruski (1817-1890), znany bliżej ze swej pracy historyka i genealoga.
Jego córka Maria (1853-1931) poślubiła (1872) Włodzimierza Światopełk-Czetwertyńskiego (1837-1918), Sybiraka, skazanego za udział w powstaniu styczniowym, członka Klubu Myśliwskiego. Małżonkowie osiedli w Milanowie. Zamieszkali w niewielkim, skromnym dworze, który później rozbudowali.
Jednym z problemów, któremu Czetwertyńscy musieli stawić czoła, była sprawa szpitala założonego przez babkę Marii, Wandę J. z Potockich. Szpitalem tym władały katolickie Siostry Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, Szarytki. Władze carskie, w ramach walki z Kościołem katolickim i unitami (czyli katolikami obrządku wschodniego), próbowały zmusić zakonnice do opuszczenia placówki. Zabrały im kapelana, zakazały uczestnictwa we Mszy św. w Parczewie i Radzyniu Podlaskim. Wtedy Włodzimierz Czetwertyński wystarał się o pozwolenie władz kościelnych na nieuczestniczenie we mszy św. W ten sposób siostry nie musiały opuszczać szpitala i nie dopuściły do przejęcia go przez zakonnice prawosławne.
To nie koniec pomocy; Włodzimierz prześladowanym unitom ułatwiał przejście do Kościoła katolickiego, przekazywał grunty pod budowę świątyni. Z kolei Maria z Uruskich Czetwertyńska niosła pomoc prześladowanym unitom, umożliwiając im udział w uroczystościach religijnych w kościele rzymskokatolickim. ²
W dobrach milanowskich Czetwertyńscy zatrudniali ludzi o wysokim poczuciu moralności, nastawionych patriotycznie. Na własny koszt młodych kierowali do szkół, m.in. sześć osób do szkoły rolniczej w Nałęczowie. Spośród takich ludzi wywodzili się późniejsi milanowscy nauczyciele i społecznicy.
Wśród nich trzeba wymienić rachmistrza majątkowego i studenta, Rudolfa Levitoux. Podjął się on realizacji ciekawej inicjatywy, którą Maria Czetwertyńska z mężem postanowili wesprzeć. Levitoux zaproponował zorganizowanie w Milanowie Ochotniczej Straży Pożarnej. Włodzimierz Czetwertyński, słysząc o tych zamierzeniach, powiedział krótko: „wy, panowie organizujcie, a ja koszty będę ponosił”. Zgodę na powstanie straży inicjatorzy uzyskali u władz carskich w 1906 roku. Czetwertyńscy wcześniej kupili tzw. sikawkę, która służyła im w majątku, ale wobec inicjatywy Levitoux, przekazali ją straży. Zakupili też inny sprzęt. Straż pożarna nie tylko gasiła pożary, ale włączała się do życia kulturalnego i oświatowego wsi. Levitoux uczył strażaków czytania i pisania, korzystając z książek Marii Czetwertyńskiej; przy współpracy księdza, mieszkańców wsi i dworu, powstała orkiestra dęta, którą współfinansowała Maria Czetwertyńska.
Kolejnym krokiem w rozwoju oświaty było założenie Macierzy Szkolnej. W 1908 r. powstał teatr, na spektaklach (organizowanych w pomieszczeniach właścicieli majątku) gromadzili się licznie chłopi, okoliczni ziemianie, księża, władze starostwa parczewskiego. Córka Czetwertyńskich, Wanda Jadwiga sprzedawała bilety, dochód ze sprzedaży przeznaczano na rozwój biblioteki, na którą z kolei jej matka ofiarowała lokal. Do tych działań przyłączył się nowy proboszcz, ks. Stefan Dębski (wywodzący się zresztą z ziemiańskiej rodziny), który zainicjował zakup drugiej sikawki. I znów, wszyscy podzielili się kosztami: wieś uzbierała 1000 rubli, Czetwertyńscy ofiarowali drugi tysiąc, a ksiądz 200 rubli. Część pieniędzy z tej zbiórki przekazano na zakup organów do kościoła.
Chociaż kraj nadal był pod zaborami, początek wieku należał dla Milanowa do pomyślnych okresów w jego dziejacj. Kronikarz milanowskiej OSP odnotował później najważniejsze wydarzenia: rok 1906 – zgoda władz na założenie straży, 1910 – pierwsze sukcesy artystyczne orkiestry, 1912 – powstało Koło Młodzieży, 1915 – w Milanowie prowadzono kursy wieczorowe dla dorosłych (historia, przyroda, rolnictwo), 1916 – OSP otrzymała sztandar.
W 1918 roku zmarli Włodzimierz Czetwertyński i ks. Stefan Dębski. Nowym prezesem OSP został administrator majątku, Marian Rudzki. Dnia 12 listopada milanowscy strażacy przystąpili do rozbrajania Niemców, pomagał im Włodzimierz Czetwertyński junior; rodziła się niepodległość. W 1920 r. na czele straży stanął następny administrator majątku, Wacław Niwiński, który zainicjował stworzenie Towarzystwa Budowy Domu Ludowego; tego planu jednak w tym czasie zrealizować się nie udało. U początków niepodległości, w Milanowie działały: teatr, Koło Młodzieży, chór, organizowano zajęcia sportowe.
Po wojnie polsko-bolszewickiej Czetwertyńscy odbudowywali gospodarstwo, w którym brakowało głównie koni i bydła. Nastały trudne czasy, pod koniec lat dwudziestych i na początku trzydziestych, kryzys ekonomiczny dotknął także właścicieli dóbr milanowskich. Utrzymywany przez Czetwertyńskich kościół musiał zostać przekazany gromadzie; w 1928 roku utworzono parafię. Kłopoty miała również Ochotnicza Straż Pożarna, którą, mimo kryzysu, pożyczką wsparła Maria Czetwertyńska wraz z zięciem oraz mieszkańcy wsi. W 1927 roku powrócono do pomysłu budowy Domu Ludowego, pod który Maria Czetwertyńska ofiarowała plac, ale znów się nie udało; zebrane fundusze przeznaczono na piekarnię. W dwa lata później, dzięki swej zaradności i dochodom z zabaw, spektakli teatralnych i składek, milanowianie wybudowali remizę strażacką.
Maria Wanda z Uruskich Włodzimierzowa Czetwertyńska zmarła w 1931 roku. Właścicielką Milanowa została jej najmłodsza córka, Wanda Jadwiga (1890-1979), która poślubiła ziemianina z Wielkopolski, Andrzeja Piusa Żółtowskiego (1881-1941), syna Marcelego z Godurowa i Ludwiki z Czarneckich. Przed I wojną św., chcąc uniknąć pruskiej służby wojskowej, A. Żółtowski przedostał się do zaboru rosyjskiego. Po zakończeniu wojny gospodarował w Mszczyczynie (Wielkopolska), skąd (po śmierci teściowej) przeniósł się do Milanowa (kupując ten majątek, co wyjaśnia gość programu), kontynuując pracę społeczną swoich teściów i żony. Oprócz tego, brał udział w zawodach hippicznych, uchodził za świetnego znawcę koni, był członkiem i skarbnikiem warszawskiego Towarzystwa Wyścigów Konnych.
Mimo kryzysu, Żółtowscy stale współuczestniczyli w działaniach społecznych. Wraz z proboszczem, wójtem i strażakami, weszli do Komitetu Obchodów 25 lat OSP. Przykładów wspólnej działalności całej społeczności Milanowa można wskazać o wiele więcej.
W 1939 roku wybuchła II wojna św. W Milanowie żołnierze Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” przygotowywali się do bitwy pod Kockiem. Po wkroczeniu sowietów rozpoczęły się aresztowania. Proboszczowi sowieci zarzucili ostrzał ich oddziału z wieży kościoła. W 1940 roku - kolejne aresztowania, tym razem niemieckie, którzy równocześnie aresztowali mieszkańców wsi, pracowników folwarku i męża właścicielki majątku, Andrzeja Żółtowskiego. Nad majątkiem okupant roztoczył „opiekę” („doradca” Flasche), gospodarze samodzielni i właściciele majątku zobowiązani zostali do odstawiania kontyngentów żywnościowych okupantowi.
W 1941 roku nastąpiły kolejne aresztowania ziemian powiatu radzyńskiego. Ludziom towarzyszyła groźba wywózek na roboty do Niemiec, rozpoczął też działalność tzw. „kat Podlasia”, Dykow. W majątku Żółtowscy przechowywali Żydów (m.in. prof. Juliusza Kleinera), schronienie uzyskali uciekinierzy z poznańskiego (z Reichu). Około 40 mieszkańców wsi zaangażowało się w działalność konspiracyjną ZWZ-AK, która przeprowadziła wiele udanych akcji, wśród nich jedną z najważniejszych, czyli zlikwidowanie Dykova. W działalności konspiracyjnej uczestniczyli również właściciele majątku. W 1944 roku wkroczyła Armia Czerwona, rząd lubelski wprowadził reformę rolną. Rodzina Żółtowskich opuściła Milanów.
Po wojnie społeczność milanowska powróciła do działalności społecznej. Nie było już jednak protektora, ani pomocy finansowej. Władze komunistyczne inicjatywy społeczne próbowały upolitycznić, dostosowując je do swoich celów propagandowych. W latach stalinizmu ciężkie chwile przechodził Kościół, a rolnicy nękani byli obowiązkowymi dostawami żywności. Mimo kłopotów podstawowa działalność społeczno-kulturalna w Milanowie rozwijała się, opierając się o Ochotniczą Straż Pożarną, której współtwórcami i protektorami byli dawni właściciele Milanowa. Nawet przy zmienionych warunkach politycznych, zasiane na początku stulecia ziarno kiełkowało i kiełkuje. ³
Po wyprowadzeniu się z milanowskiego dworu szkoły (Liceum Ogólnokształcącego, do którego powstania przyczynił się prof. J. Kleiner), zespół dworsko-parkowy zakupiła siedlecka Caritas Polska; ks. Paweł Zazuniak, dyr. siedleckiej Caritas zabiega o fundusze, aby rozpocząć rewaloryzację zespołu dworsko-parkowego, który służyć ma zarówno Caritas, jak i społeczności lokalnej.
O historii rodzin Potockich, przede wszystkim jednak Czetwertyńskich, a potem Żółtowskich – właścicieli dóbr milanowskich, w programie opowiadała dr hab. Bożena Stępnik-Świątek, prof. ucz., chemik, z zamiłowania historyk, działaczka społeczna na rzecz osób z niepełnosprawnością, autorka monografii Dobra ziemskie Milanów. Ród Światopełk-Czetwertyńskich na Nowej Cztwertni h. Pogoń Ruska z gniazda rodowego w Milanowie, Siedlce 2023.
Lit. (wybór):
¹ Bernard Caboga (1785-1855) był austro-węgierskim oficerem, szambelanem dworu austriackiego, marszałkiem szlachty guberni warszawskiej. Po przekazaniu majątku wnuczce Marii Czetwertyńskiej, Wanda Caboga osiadła w Galicji, gdzie również zasłynęła z licznych przedsięwzięć charytatywnych. Dziś jest kandydatką na ołtarze.
² T. Zielińska, „Poczet polskich rodów arystokratycznych”, Warszawa 1997.
³ ks. S. Byczyński, „Ochotnicza straż w Milanowie” (mszp.), zbiory autora.
- R. Jarocki, „Ostatni ordynat. Z Janem Zamoyskim spotkania i rozmowy”, Warszawa 1991, s. 180-181
- K. Jasiewicz: „Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939-1956”, Warszawa 1995, s. 1191
- Jan Zamoyski [w:] „Rody polskie – Zamoyscy”, red. P. Sz. Łoś, Polskie Radio – RR „Radio dla Ciebie”, Warszawa 18.04.1994. i 1.05.1994.
- M. Tarnowska, „Wspomnienia”, red. L. Dukaj, posłowie, przypisy, indeks A. L. Żółtowski, Warszawa 2002, s. 10 i in.
- I. Broszkowska, Żółtowscy z Godurowa, red. B. Żółtowska, 2010, s. 223
- A. Czetwertyński, „Czetwertyńscy na wozie i pod wozem”, edyt. J. Rodziewicz, Warszawa 2004, s. 23
21.09.2024
51 min 23 s
W związku z niedawnym nadaniem honorowego obywatelstwa Radomia Marii Kelles-Krauzowej, o rodzinie Kelles-Krauzów: Michale (powstańcu styczniowym), Kazimierzu (socjologu, socjaliście), Stanisławie (lekarzu, socjaliście, dyplomacie) i Marii z Nynkowskich Kelles-Krauzowej (przewodniczącej Rady Miasta), w programie mówi Przemysław Prekiel, kustosz Muzeum Historycznego w Przasnyszu, biograf Stanisława Kelles-Krauzego.
14.09.2024
42 min 28 s
PODCASTY
Audycja skierowana do najmłodszych odbiorców, ale i rodzice znajdą coś dla siebie.
Towarzyszymy naszym słuchaczom w domu, w pracy i samochodzie. Poruszamy aktualne tematy i gramy świetną muzykę.
Kobiecy wieczór RDC to czas na ważne, pogłębione rozmowy o poszukiwaniu wartości, o relacjach ze sobą i światem. To pełne ciepła spotkania w obszarze psychologii, socjologii, zdrowia i szeroko pojętej kultury.