Gdy Oddział Wydzielony Wojska Polskiego pod dowództwem „Hubala” w marcu 1940 roku odjechał z Gałek (gm. Gielniów, pow. przysuski, ob. woj. mazowieckie), gdzie mjr Henryk Dobrzański od płk Leopolda Okulickiego (1898-1946), komendanta łódzkiego ZWZ, usłyszał decyzję o rozwiązaniu Oddziału i zakończeniu walki, wieś tę - w odwecie za przyjęcie żołnierzy Oddziału pod swoje dachy - Niemcy spacyfikowali.
Ci, którzy przeżyli, na długo pamiętali fakt kilkutygodniowego stacjonowania polskiego wojska oraz skutek obecności „Hubala”, czyli pacyfikację i późniejsze represje niemieckie.
Po latach, wnuk „Hubala”, Henryk Sobierajski, do Gałek jechał z trwogą, nie wiedząc, jak starsi mieszkańcy wsi – świadkowie tamtej historii, przyjmą go.
Dla mnie to był duży stres. Gdy wszedłem na spotkanie, panie ze wsi otoczyły mnie kółkiem. Były ubrane odświętnie, w strojach opoczyńskich. W pewnym momencie, pani Laskowska, u rodziców której stacjonował „Hubal” z Oddziałem, przytuliła mnie i powiedziała: dziadek taki duży nie był, ale oczy masz takie same… (Henryk Sobierajski)
W Krubkach w gminie Poświętne (pow. wołomiński) po 1945 roku początkowo niewiele osób wspominało wydarzenia z września 1939 roku, a zwłaszcza oddział ułanów pod dowództwem mjr Henryka Dobrzańskiego „Hubala”, który zjawił się w majątku Zofii Arkuszewskiej (1895-1978), córki Stanisława Arkuszewskiego i Heleny z Bobrowskich. Dopiero, gdy ukazała się książka „Hubalczycy” (1959) Melchiora Wańkowicza, także w Krubkach zaczęto mówić o tym oficerze WP, który nie godząc się z przegraną kampanią wrześniową 1939 roku, postanowił kontynuować walkę.
Henryk Dobrzański „Hubal” (1897-1940) urodził się w Jaśle jako syn Henryka i Marii z hr. Lubienieckich. Był w Legionach Polskich J. Piłsudskiego, uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. W latach 30. znany był ze swych sukcesów jeździeckich. Po wielu sukcesach krajowych i zagranicznych, wyjechał w 1928 roku na olimpiadę do Amsterdamu, gdzie był zawodnikiem rezerwowy, sam więc nie wziął udziału w zawodach, a podstawowa ekipa polskich jeźdźców zdobyła srebrny medal. "Hubal" należał do grona absolwentów Podchorążówki w Grudziądzu.
Po przejściu kampanii wrześniowej 1939, 110 pułk ułanów (w którym służył i z którym szedł z Wołkowyska na pomoc Warszawie) został rozwiązany. Mjr Dobrzański utworzył oddział (Wydzielony Oddział Wojska Polskiego), nazywany potem „Hubalczykami”, prowadząc walki w Górach Świętokrzyskich. „Hubal” poległ w walce z Niemcami pod Anielinem 30.04.1940.
Jego wizyta w Krubkach, choć krótka, była dość ważna. Wraz ze swymi żołnierzami szedł z odsieczą walczącej Warszawie, ale wobec kapitulacji stolicy Polski, marsz okazał się więc bezcelowy. W Krubkach postanowił, że rozpocznie już podziemną walkę. Zmienił zatem formę walki zbrojnej, ale traktował ją nie jako partyzantkę, ale kontynuację wojny obronnej. Swoim żołnierzom dał możliwość wyboru: czy po przegranej wojnie obronnej wracają do domów, czy też idą z nim. Większość żołnierzy zdecydowała się na dalszą walkę. Po krótkim pobycie w leśniczówce, z lasów Zofii Arkuszewskiej, wyruszył ze swym oddziałem, okrążając Warszawę od południa, przeprawiając się przez Wisłę w Maciejowicach i dalej do lasów na Kielecczyźnie.
Przed wyjazdem w Góry Świętokrzyskie, jak opowiadał kuzyn właścicielki Krubek, Antoni Arkuszewski, major „Hubal” wręczył Zofii Arkuszewskiej list do żony i córki Krystyny oraz sygnet z herbem Dobrzańskich, z prośbą, aby go im przekazała. Co też się stało.
W chwili wybuchu wojny Krubki należały do majątków wzorowych, co podkreślali mieszkańcy wsi, byli pracownicy Zofii Arkuszewskiej oraz ich potomkowie: Aleksandra i Antoni Domańscy, Henryk Domański oraz nauczyciel z pobliskich Ręczaj Nowych, Janusz Ludwiniak.
Dziedziczka nie spodziewała się wojska, ułanów. Gdy przyjechali, a była noc, stróże, którzy pilnowali domu, dali jej znać. Trzej oficerowie podeszli do dworu, dziedziczka rozmawiała z nimi przez okno. Po chwili zostali zaproszeni do dworu. Arkuszewska zawiadomiła mego ojca, że są żołnierze polscy. Kazała rozbroić konie i puścić na pola. Żeby ludzie nie zorientowali się, że tu są wojskowe konie. (Antoni Domański)
Park ogrodzony był ceglanym murem, stare wiekowe drzewa, piękne sadzawki, wtedy stał jeszcze dwór. Mieszkańcy wsi byli przerażeni: z jednej strony Niemcy, z drugiej Polacy – spodziewali się czegoś najgorszego, rozlewu krwi. Tymczasem polscy żołnierze rozlokowali się wokół dworu, nie wychodzili na teren wsi, nie przekraczali bramy parku Arkuszewskiej. Napoili konie w sadzawkach, rozłożyli się pod drzewami. Oficerów pani Arkuszewska zaprosiła do siebie, do dworu, tam zjedli kolację. Rano zaczęli przygotowania do odjazdu. Niektórzy opowiadali, że wprawdzie zajmowali się swoimi sprawami (obrządkiem wokół krów, koni), ale widzieli co w głębi parku robią ci żołnierze. Zwyczajne żołnierskie czynności: zbiórki, ustawianie szeregów, odliczanie, pojenie koni, śniadanie itp. No i później (opowiadał mi pan Świadek) jeden z oficerów wyszedł ze dworu, zarządził zbiórkę. Żołnierze się ustawili, on coś do nich mówił, ale mój rozmówca nie słyszał co. I z tego szeregu zaczęli się rozchodzić: część żołnierzy w jedną, część w drugą stronę. Jedna grupa ułanów wsiadła na konie, odjechali, a reszta pozostała jeszcze przez pewien czas. Ale też wyjechali, przez południową bramę parku opuścili gościnny dom Arkuszewskiej i udali się w kierunku lasu. (Janusz Ludwiniak)
Przy niedzieli przyjechali, od razu do parku. Nie wiem ilu było: oficerowie i żołnierze. Potrzebowali owsa dla koni. Pojechaliśmy na drugą wieś, zebraliśmy owies. Oficerowie poszli do dworu, a żołnierze zostali w parku. Mówili, że boją się Niemców. Jak szli do dworu, żeby coś zjeść, prosili, żeby przypilnować, czy nie jadą Niemcy. Byli chyba przez dwa dni. Rozbroili się, sprzedali część koni, zamienili je na chomąta, niektóre zostawili w stajni dworskiej. Wyruszyli w stronę lasu. Dziedziczka skierowała ich do swojej gajówki koło Pustelnika. Stamtąd rozjechali się. Mieli pojechać w Kieleckie.
Jak się potem zorientowałem, Niemcy też byli przestraszeni, bali się potyczki z polskim wojskiem. Po wyjeździe Polaków, Niemcy podeszli bliżej dworu. Pasłem wtedy krowę, trzech Niemców nadjechało, próbowali dowiedzieć się, gdzie odjechało polskie wojsko. Powiedziałem, że nie widziałem żołnierzy polskich. Jeden z nich wymierzył we mnie karabin. Chciał mnie nastraszyć.
Wiedziałem naturalnie o ułanach, ale nie znałem nazwiska dowódcy. Wiedzieliśmy, że nasi i nic poza tym. Dopiero po wojnie dowiedzieliśmy się, że to był major Hubal. (Antoni Domański)
Nikt nie znał nazwiska oficera, którego oddział tak serdecznie przyjęła pani Arkuszewska. Myślałem potem – na ile moi informatorzy opowiadają to, co widzieli, a na ile mówili o tym, co zobaczyli na filmie lub przeczytali u Wańkowicza w opowiadaniu „Hubalczycy”. Uznałem jednak, że ich relacjom można zaufać. To byli przecież starsi, prości ludzie, ich wspomnienia są autentyczne. Opowiadali, że to był jakiś oddział, ale nie wiedzieli jaki, nie znali dowódcy, nic wtedy nie wiedzieli. To był początek wojny, strach gościł w życiu wszystkich. (Janusz Ludwiniak)
W 1945 roku NKWD chodziło po wsi i szukało akowców. Niestety, jeden z mieszkańców wskazał ich, zostali aresztowani. Innym udało się, bo poszli służyć w milicji w Mińsku Mazowieckim.
Po wojnie przyszli tutaj jacyś ludzie twierdząc, że maszerują szlakiem „Hubala”. Byłem wtedy na polu. Oni mówili, że „Hubal” szedł tą drogą, a ja twierdziłem, że szedł w stronę Okuniewa i Pustelnika, do gajówki dziedziczki. Wszyscy to przecież pamiętaliśmy dobrze.
Młodzież z różnych stron przyjeżdżała do parku, pytała, gdzie stacjonował oddział majora. We wrześniu 1939 roku byliśmy dumni, że do Krubek zajechało polskie wojsko. Po wojnie dowiedzieliśmy się, że nasza dziedziczka gościła samego „Hubala”. (Aleksandra i Antoni Domańscy)
Źródło.: Aleksandra i Antoni Domańscy, Henryk Domański, Janusz i Maria Ludwiniakowie, relacja, Krubki 10.01.2001 (zbiory P. Łosia).
Szlak bojowy Wydzielonego Oddziału Wojska Polskiego i mjr Henryka Dobrzańskiego „Hubala” zakończył się jego śmiercią koło Anielina dnia 30 kwietnia 1940 roku z rąk żołnierzy niemieckich. Krubki były jedną z wielu wsi, które znalazły się na szlaku bojowym Hubalczyków. Do tej wojennej tradycji nawiązują Maciejowice, Michałów, Anielin, Hucisko, Gałki i wiele, wiele innych wsi i miejscowości.
Niewątpliwie do utrwalenia pamięci o czynach bojowych majora i jego Oddziału oraz narodzenia się Hubalowej legendy, przyczyniła się popularność opowiadania Melchiora Wańkowicza, a potem filmu fabularnego w reżyserii Bohdana Poręby (1973). Postać „Hubala” stała się symbolem walki o niepodległość, wskazywała też na złożoność wydarzeń politycznych i militarnych u progu wojny oraz w kampanii wrześniowej 1939 roku.
Tradycja rodzinna, której tak bardzo spopularyzowanym elementem stała się historia „Hubala”, była również bardzo żywa w rodzinach Dobrzańskich, Lubienieckich i innych spokrewnionych z majorem. Niestrudzoną depozytariuszką pamięci rodzinnej i czynu wojennego swego ojca, była Krystyna z Dobrzańskich Sobierajska (1932-2020), która wraz z rodziną uczestniczyła w uroczystościach i wydarzeniach, związanych z pamięcią o „Hubalu”. Gdy Jej zabrakło (zmarła zaledwie rok temu), dzieło to na dobre przejął syn z synową i wnuczkami.
W programie historię „Hubala” przypomniał, jak też opowiedział o rodzinnym stosunku do tradycji, Henryk Sobierajski, dziennikarz, menadżer, związany z grupą kapitałową Telewizji „Polsat”, syn ww. Krystyny, a wnuk mjr Henryka Dobrzańskiego.
[gallery ids="420019,420020,420021,420022,420023,420024,420025,420026,420027,420028,420029"]