„Tym serialem przetarłyśmy szlak dla dojrzałych aktorek”. Małgorzata Potocka w RDC o roli w topowej produkcji Netflixa

  • 27.10.2022 13:06

  • Aktualizacja: 16:55 27.10.2022

Bije rekordy popularności, zbiera znakomite recenzje i otwiera listę Top Ten na Netflixie. Komedia kryminalna „Gang Zielonej Rękawiczki” bawi, ale i skłania do myślenia. W serialu znakomitą kreację stworzyła Małgorzata Potocka. Z aktorką i dyrektorką Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego w Radomiu rozmawiała dziennikarka Radia dla Ciebie Anna Orzeł. – Tym serialem przetarłyśmy szlaki – powiedział aktorka i przyznała, która scena z serialu należy do jej ulubionych.

Anna Orzeł: Na dobry początek mam kilka cytatów widzów: „Nie sądziłam, że serial tak mnie wciągnie”; „Lekki, ale mądry”; „Jedno słowo: re-we-la-cja”; „Małgorzata Potocka wymiata”; „Nie przepadałam za nią – aż do teraz”; „Coś cudnego”. Co Pani na to?

Małgorzata Potocka: Aż mnie dreszcze przeszły. Jestem taka szczęśliwa, bo rzeczywiście ludzie przesyłają mi bardzo wiele wpisów albo dzwonią do mnie i czytają, albo córki mi przekazują, albo robią screeny z przepięknych wpisów na mój temat i jestem naprawdę szczęśliwa, ponieważ wiem, że zmagałam się przez wiele lat z hejtem na różne tematy, a teraz ten serial wiele rzeczy odmienił. Jednak wydaje mi się, że także obudził w ludziach pewną warstwę uczuć głębszych. Spowodował bardzo dziwną sytuację również społeczną. Jak ogląda się seriale kryminalne, romantyczne czy nawet komedie, to po seansie wszystko się kończy. A ten serial ma kolejną warstwę, której my być może nawet nie przewidzieliśmy podczas kręcenia. Nie myśleliśmy, że obudzi w ludziach zastanowienie się nad starością, opuszczeniem, odejściem kogoś bliskiego. Dlatego trzeba się spieszyć z czynieniem radości, zacieśnianiem więzów rodzinnych, byciem sobą. Ale to jest ta warstwa bardzo oczywista.

A.O.: Dla wielu niestety nie. W pewnym wieku ludzie myślą, że tego już nie wypada, tego nie wolno, jestem taka dojrzała, jestem za stara. A tutaj…

M.P.: Jesteśmy narodem trochę skotłowanym psychicznie, pełnym kompleksów, zahamowań, stereotypów. Wydaje mi się, że takie seriale i w ogóle takie postawy powinny być bardzo promowane. Dają one ludziom poczucie własnej wartości, wiarę, szansę, że możesz robić to, o czym marzysz, że powinieneś to robić. Że nie możesz z siebie rezygnować, a wiek nie ma znaczenia, ponieważ miłość i samorealizacja są w każdym wieku. Zawsze możesz zmienić swoje życie i to jest cudowne. Ten serial pokazuje, jak takie tematy są naprawdę ważne.

A.O.: A co pani dała z siebie swojej postaci, czyli Kindze?

M.P.: Wszystko. Wszystko, ponieważ nasze postacie zostały dobrane do nas charakterologicznie właściwie idealnie. Castingi trwały bardzo długo. Ja na początku starałam się o rolę Alicji, czyli takiej osoby, można powiedzieć, osadzonej w mistycyzmie, buddyzmie, uduchowionej. Nawet przyszłam tak ubrana na casting. Córka Małgosi Braunek dała mi bardzo dużo sukienek mamy, jakichś pięknych hinduskich strojów. Przyszłam więc jako „dziecko-kwiat”, taka hipiska. Potem jednak zaproponowano mi próbę do roli Kingi, którą w końcu zagrałam. Na ten casting przyszłam już ubrana zupełnie inaczej. Miałam obcisłą sukienkę, duży dekolt, papieros w dłoni, kieliszeczek, szpilki i przekonałam wszystkich, że to jest właśnie rola dla mnie. Romantowska zawsze się ze mnie śmieje i mówi: „Jak Ty możesz na tych szpilkach latać po Gubałówce?”. Mogę!

A.O.: Z Anną Romantowską grałyście już jakiś czas temu. Czy serial „Matki, żony i kochanki” miał wpływ na wasze spotkanie po latach? Rozumiałyście się bez słów? Czułyście swoje emocje? Było łatwiej czy może trudniej? 

M.P.: Było zdecydowanie łatwiej, ponieważ nie brakowało serdeczności.

Byłyśmy bardzo szczęśliwe, że po latach spotkałyśmy się na jednym planie, razem też z Magdaleną Kutą.

A.O.: Ona nie była do końca pewna, czy będzie mogła zagrać, prawda?

M.P.: Terminy zupełnie nam się nie zgrywały. Magda jest zajęta w TR w Warszawie, jako aktorka w teatrze naprawdę nie ma na nic czasu. Jakoś jednak udało się dopasować wszystkie terminy, choć nieco przedłużył się czas realizacji serialu. Dobrałyśmy się idealnie, nie było między nami żadnych napięć. Rozumiałyśmy się bez słów. Zresztą uwielbiamy ze sobą przebywać, co też widać na ekranie, widać to, że prywatnie tworzymy super trójkę. Choć możemy nie dzwonić do siebie nawet przez lata, nie plotkować o wszystkim, to jednak każde nasze spotkanie jest przepełnione wielką bliskością. Podczas kręcenia serialu spędziłyśmy ze sobą dużo czasu i te nasze więzi jeszcze bardziej się zacieśniły i udowodniły, że powinnyśmy być bliżej siebie.

A.O.: Ten serial dość długo pozostawał jedynie w sferze wizji, a scenariusz był pisany pomału. Aktorzy dostali go na późnym etapie produkcji. Czy to sprawiało wam trudności, czy jak przeczytałyście ten tekst, to powiedziałyście: „Tak, to wszystko da się zrobić”?

M.P.: To było trudne. Scenariusz był wymagający, pisały go osoby, które nas nie znały. Rzeczywistość jednak zawsze zmienia sytuację. Nie realizuje się całego tekstu jota w jotę. Każdy aktor wnosi do niego siebie, swoją emocjonalność, temperament, energię. Do tego dochodzą relacje z innymi i wtedy w niektórych scenach mogą pojawiać się nieco inne dialogi, inne zachowania. My się temu poddawałyśmy, niekiedy same tworzyłyśmy dialogi, a reżyser nas do tego mobilizował. To miało być żywe i autentyczne, a nie „odklepane” na pamięć.

A.O.: Po raz pierwszy pracowała pani przy produkcji zrealizowanej przez Netflixa. Z tego, co wiem, mówiła pani, że plan był świetnie zorganizowany, opiekowano się aktorami, dbano o ich komfort, słowem, wszystko było tak, jak być powinno.

M.P.: To jest tak, że jak człowiek marzy o zagraniu w Hollywood, to myśli sobie, że miałby takie życie jak amerykańscy aktorzy i trochę tutaj tak było. Śmiałam się nawet, że później, jak pójdziemy gdzieś na polski plan, który jest skromniejszy i nie tak świetnie zorganizowany, to będziemy stroiły fochy, kręciły nosem i staniemy się nieznośnymi gwiazdami. Na szczęście nam to nie grozi. Jesteśmy dojrzałymi kobietami, a woda sodowa nie uderza nam do głowy.

Trzeba powiedzieć, że plan był na poziomie unikalnym. Miałyśmy swoje asystentki, kierowców, makijażystki, kampery, w których mogłyśmy odpocząć i się zrelaksować. Byłam otoczona niewiarygodną czułością i empatią. Wystarczyło się rozejrzeć i już padały pytania o to, co przynieść, co podać, czy herbatkę, pantofelek, rękawiczkę, szalik… Czułam się jak królowa!

A.O.: Nie spodziewałam się, że będzie inaczej.

M.P.: To była zawodowa produkcja. Tam nie ma miejsca na to, że ktoś zapomni tekstu, czy nie wie, która teraz jest scena. Rozmawiałam o tym z Magdą Jaracz, fantastyczną nauczycielką tekstów dla aktorów, która pracuje ze wszystkimi największymi aktorami. Ja już dwa miesiące przed serialem uczyłam się swoich tekstów.

A.O.: Jaka scena z serialu należy do pani ulubionych? Czyżby ta z Michałem Żebrowskim? 

M.P.: O, tak! Chciałabym, aby takich scen było więcej. Granie z Michałem jest dla mnie wielką frajdą i przyjemnością. Dobrze wspominam też scenę w kościele z Andrzejem Grabowskim. Takich momentów było wiele, gdzie aktorzy mogli pokazać swój kunszt, gdzie mogliśmy spotkać się z wybitnymi artystami.

No a scena w restauracji jest już właściwie kultowa. Taka z życia wzięta. Ileż to razy słyszy się słowa: „żona mnie nie rozumie”, „za chwilę będę wdowcem, rozwodnikiem, do wzięcia”. To typowe teksty z „Podręcznika zdradzacza”. Ale byliśmy też zmęczeni, bo to była gigantyczna i bardzo skomplikowana scena z deszczem, podjazdem, pelerynami, wozami strażackimi, które mnie do tej restauracji przywożą...

A.O.: Mówi się, że nie tylko w polskich filmach, ale w nich szczególnie brakuje dobrych ról napisanych zwłaszcza dla pań. Czy ten serial pokazał, że można?

M.P.: To delikatna sytuacja. Przez bardzo długie lata był trend, że matka ma dwadzieścia lat, babcia trzydzieści, a ta, która już leży w trumnie – czterdzieści. To się na szczęście odkręca. Na świecie widać, że dojrzałe aktorki, nie tylko w Szwecji, ale też w Europie i Ameryce zaczynają naprawdę grać.

Bardzo się cieszę, że przetarłyśmy szlaki i ten serial stworzył takie role. Nie sądzę, by odkręciło to myślenie naszych producentów czy reżyserów, żebyśmy mogły więcej grać. Te role dla nas są. Wydaje mi się, że entuzjazm widzów wynika nie z tego, że zobaczyli dawno niewidziane aktorki, tylko aktorstwo na wysokim poziomie, o którym niekiedy się zapomina. To ma niesamowitą siłę, a ludzie chcą oglądać prawdziwych aktorów na ekranie. Stworzyliśmy kreacje.

Ludzie zatrzymują mnie na ulicach Radomia i mówią, że cieszą się, że mają mnie tu u siebie i żebym im nie uciekła. To jest wielkie wyzwanie, że jestem tu, gram na scenie w teatrze w Radomiu i jestem tu szczęśliwa.

A.O.: Czy taki scenariusz da się przenieść na deski teatru?

M.P.: Nie da się. Taki scenariusz nie ma szans przeniesienia. Można mieć trzy takie kobiety, zbudować wokół nich jakąś historię, ale nie da się przenieść tamtych lokacji, wnętrz, szybkości czy liczby bohaterów. Tym właśnie kino różni się od teatru i po to są seriale, filmy, teatr, żeby to wszystko się od siebie różniło. Myślę, że ludzie, oglądając ten serial, będą chcieli przyjść do teatru, żeby zobaczyć mnie na żywo. Tak samo dzieje się w Warszawie. Ludzie pędzą do teatru, żeby zobaczyć Magdalenę Kutę.

A.O.: Będzie drugi sezon?

M.P.: Tego dowiemy się po dwudziestu ośmiu dniach. Teraz apelujemy do państwa: oglądajcie, oglądajcie, oglądajcie. Zasada jest taka, że Netflix decyzję o kontynuacji serialu wydaje, jeżeli w ciągu dwudziestu ośmiu dni liczba widzów będzie zadowalająca. Zdjęcia skończyliśmy w październiku, ostatnie „dokrętki” były w listopadzie. Potem serial był montowany, udźwiękawiany, koloryzowany, tłumaczony. 19 października pojawił się na całym świecie, w stu dziewięćdziesięciu krajach o godzinie dziewiątej rano czasu lokalnego. To jest więc gigantyczna praca dystrybucji, promocji, marketingu. Marzymy o tym, żeby była druga część. Ja sama wypisuję do wszystkich na Facebooku, żeby przesyłali zdjęcia reklam tego serialu na ulicach i wysyłali do mnie, bo robimy sobie kolekcję tego, co się działo w różnych miastach.

A.O.: A opinii jest bardzo dużo, widzowie są zachwyceni. Jednym słowem, wszystko się udało. Pięknie dziękuję za rozmowę, życzę wszystkiego dobrego i liczę na ciąg dalszy.

M.P.: Ja również. Bardzo dziękuję.

POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY: Małgorzata Potocka w RDC o roli w serialu Netflixa

Radia dla Ciebie można słuchać w Warszawie na 101 FM, w pasmach lokalnych oraz online na www.rdc.pl/player.

Źródło:

RDC

Kategorie: