La petite mort
Seks na pierwszej randce to znak naszych czasów. Ale Frederico Isandra da Murinha miał na to inny patent. Bogaty plantator tytoniu uważał, że każda kobieta w promieniu kilkunastu kilometrów od plantacji należy do niego.
Nie było sensu się opierać. Mężczyźni, którzy bronili honoru swych córek czy żon, kończyli wybatożeni do krwi, a nie dość uległe niewiasty mogły liczyć na dodatkowe atrakcje – w pakiecie z gwałtem przewidziano dla nich jeszcze gorsze upokorzenia. Miejscowi bali się chutliwego tyrana. Ale Francesca Molina była tu nowa…
Molina przyjechała ledwie miesiąc wcześniej aby objąć posadę miejscowej nauczycielki. Nie tylko nie przestraszyła się Frederica, ale jeszcze miała czelność zagrozić mu karą boską. Atak był więc tylko kwestią czasu. Tydzień po utarczce siepacze plantatora wpadli do budynku szkoły i porwali stamtąd nieszczęsną kobietę. Sęk w tym, że Molina nie dała się tak łatwo podejść. Kiedy żołdacy da Murinhi przybyli pod jej okna, miała już opracowany plan.
Plantator postanowił zhańbić nauczycielkę publicznie. Można więc powiedzieć, że sam sobie zgotował ten los. Wyzionął ducha na oczach spędzonych siłą świadków. Charakter śmierci oraz ślady na ciele niedoszłego gwałciciela wyraźnie wskazywały na karę boską lub ewentualnie działanie sił nieczystych.
Następcy okrutnego Frederica byli już dużo mądrzejsi i nie mieli najmniejszej ochoty zadzierać ani z hardą nauczycielką, ani z siłami wyższymi. Tylko miejscowy biskup w specjalnej odezwie musiał udzielić Francesce Molinie absolucji od ewentualnych konszachtów z diabłem. Być może było to skrupulanctwo, ale lepiej dwa razy pościć, niż raz najeść się za wiele…