Wiesław Drapak znany był w swoich kręgach pod pseudonimem Canaletto. Kręgi te – dodajmy – obejmowały przede wszystkim nocnych bywalców dworców kolejowych, koneserów śmietników oraz konsumentów tanich produktów alkoholowych… O! A wiecie, że można na ulicy pić denaturat? Zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu trzeźwości (taaaa… wiem, zapomniałem, jak brzmiał pełny tytuł) to nie jest alkohol, a więc oficjalnie można go spożywać publicznie! Tak tylko przypominam…
No więc wracając do Canaletta. Jego przydomek brał się ze szczególnej znajomości warszawskich studzienek i węzłów ciepłowniczych, które pozwalało mu (oraz przygodnym towarzyszom) przetrwać wiele ostrych zim w stolicy. Fakt ten okaże się kluczowy dla całej historii…
Naczelną specjalnością Canaletta były natomiast autoimplanty. Na początek potrzebne jest oczywiście auto. Takie auto najczęściej jest zaparkowane nieprawidłowo, nielegalnie, albo po prostu w wyjątkowo niefartownym miejscu. Następnie potrzebny jest implant – ten z kolei może być czymkolwiek. Nadadzą się siatki, sznurki, kawałki ubrań, oraz obowiązkowo duża ilość śmieci. Za pomocą sznurków implantuje się od dołu misterną plątaninę, którą nawet za pomocą noża, czy sekatora trudno jest rozciąć. W plątaninie umieszczamy gruz, złom – co się akurat dało się znaleźć w kanałach.
Następnie czekamy na pojawienie się właściciela pojazdu, po czym oferujemy – za drobna opłatą – uwolnienie od problemu. Cały cymes tkwi oczywiście w specjalnym węźle gordyjskim, który da się rozplątać jedynie znanym sobie sposobem. Znanym oczywiście tylko naszemu Canaletto…
A gdzie tu zagadka? No więc ogarnijcie, że Canaletto jest właścicielem całkowicie legalnej Odznaki Honorowej Zasłużonego dla Miasta Warszawy! Jakim cudem? Ach… o to trzeba by zapytać samego Witolda Lutosławskiego…