Spokój grabarza
Wszyscy kiedyś umrzemy - każdy przedsiębiorca pogrzebowy wie o tym doskonale. Więcej nawet - na to właśnie czeka! Ale co zrobić, kiedy umiera grabarz? Kto go pochowa? I gdzie? W wypadku J. P. Santosa, właściciela małego zakładu pogrzebowego w filipińskim Taguig, rozwiązał się przynajmniej ten ostatni problem. Santos spoczął ostatecznie pod tą samą płytą nagrobną, na której dokonał żywota. Można by rzec, że pochował same
go siebie - i to jeszcze za życia - co zresztą uznaje się powszechnie za przyczynę jego śmierci.
Zanim zszedł z tego świata, Santos zdążył wywołać katastrofę na swoim pogrzebie i spore zamieszki w mieście. Ludność podzieliła się na dwa obozy - tych, którzy uważali, że zginął oraz tych, którzy sądzili, że nie żyje. Wszyscy zgadzali się co do tego, że jeśli ktoś zastrzegł sobie to w testamencie - powinien mieć prawo spocząć obok swej zmarłej przed laty ukochanej.
Największy problem miała jak zwykle policja, która musiała się z całego zajścia ostro tłumaczyć, zarówno przed rodziną zmarłego, jak i obrońcami praw człowieka. Na szczęście miejscowi lekarze oczyścili z zarzutów przynajmniej stróżów prawa. Być może to przywróci wreszcie spokój na cmentarzu.