Łosiowisko
Historia, tradycje, kultura Mazowsza.
„Babcia Przysuska” odchodzi
W 1945 roku Zofia z Tyszkiewiczów Dembińska, prowadzona pod rękę przez teścia swego syna, Wojciecha Gołuchowskiego (1888-1960), przedwojennego wojewodę lwowskiego, na piechotę opuszczała dom i majątek w Przysusze. Od śmierci męża w 1915 roku, była panią, a w każdym razie autorytetem, nestorką i symbolem tego miejsca.
Zofia z Trąbczyńskich Gołuchowska (1923-2012), synowa Wojciecha, pisała, że ludność miejscowa usuwała się na bok, robiąc miejsce swojej „dziedziczce” i patrzyła na tę niemal filmową scenę z rezygnacją. Wiedzieli bowiem wszyscy, że wobec wydarzeń brutalnej wojny i jej zbliżającego się końca, nic zrobić już nie mogą. Milczeli więc: do niedawna służący we dworze i fornale na polach oraz oni – przedstawiciele klasy społecznej, która przez nową, na razie idącą na Berlin, ludową władzę skazana została na tułaczkę, wyniszczenie, a na pewno na planowe wymazanie z pamięci historycznej.
Początki
Najpierw byli Rawiczowie Dembińscy, a XVIII-wieczną autorką sukcesów gospodarczych tej rodziny była Urszula z Morsztynów (1746-1825), która w 1762 roku, będąc zaledwie szesnastolatką, decyzją swego brata – opiekuna (po zmarłym ojcu) została wydana za Franciszka Dembińskiego herbu Rawicz (zm. 1776), syna Jana (zm. 1754), posła na Sejm, starosty wolbromskiego, właściciela Szczekocin, Rusinowa, Przysuchy i in. Wymienione dobra, jako dziedzictwo Czermińskich wniosła do rodziny teściowa Urszuli, Marianna z Krasickich (1° Antoni Czermiński, kasztelan sandomierski).
Postać Urszuli porównywana jest w historii do np. Anny z Sapiehów Jabłonowskiej z Siemiatycz i Kocka. Podkreśla się też zmianę w obyczajowości i roli kobiet, które w Oświeceniu zaczęły nabierać znaczenia, nie będąc już tylko wiernymi towarzyszkami swoich możnych mężów, ale przejmując częściowo niektóre ich zadania.
Urszula z Morsztynów Dembińska, obejmując w ramach intercyzy i jako spadkobierczyni męża, klucze szczekociński, przysuski i rusinowski, wydatnie je powiększyła, stawiając na rozwój przemysłu.
Syn jej, Ignacy Rawicz-Dembiński (1766-1829) wraz z żoną Katarzyną z Gostkowskich nie umieli gospodarować ręką tak wprawną jak matczyna i zaczęły się kłopoty. Jednym z błędów, jak podkreślają historycy, był zakup podupadających dóbr Korytków i Machory (ob. gmina Ruda Maleniecka, graniczna z Żarnowem). Nie dość, że przeważały w nich nieużytki, to złóż rudy żelaza wystarczyło na zaledwie trzy, cztery lata. Postawienie pieca hutniczego, a następnie browaru pochłonęło krocie, a stan finansów dóbr osiągnął prawie dno. Rada Familijna, której przewodniczyła jeszcze Urszula, zdecydowała o zbyciu obu niedochodowych majątków. Urszula z Morsztynów była zresztą do tego przyzwyczajona – choć zapewne niezadowolona z nieudanych interesów, sama bowiem przed laty także pozbywała się nierentownych dóbr, nawet tych rodowych. Ignacemu i Katarzynie, trwoniącej pieniądze na grę w karty, pozostały więc Przysucha i Rusinów, a Urszula zajmowała się Szczekocinami.
Problemy to jednak czas nieco późniejszy. Klucz przysuskich majątków Dembińskich znajdował się na terenie Centralnego Okręgu Przemysłowego. Ze względu na złoża rud żelaza i prowadzone huty, tu właśnie rodzina ta zbudowała swoją zamożność.
Do Machorów, jednego z uprzemysłowionych majątków, jego dzierżawcy Fraenklowie na stanowisko administratora sprowadzili Juliusza Kolberga (1776-1831), geodetę, kartografa, filozofa, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, członka Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Dwaj jego najbardziej znani synowie urodzili się, kolejno: Oskar Kolberg (1814-1890), etnograf w Przysusze, zaś malarz Antoni Kolberg (1815-1882) w Machorach. Stąd bierze się w Przysusze powiązanie historii kultury ludowej przez O. Kolberga z dziejami właścicieli tych dóbr – Dembińskich.
W Przysusze panowali Dembińscy herbu Nieczuja, których z Rawiczami połączyło małżeństwo Amelii Dembińskiej h. Rawicz (1799-1859), wnuczki ww. Urszuli z Ludwikiem Dembińskim h. Nieczuja (1785-1835) z linii z Gór. Wszyscy potomkowie tych dwojga są więc herbu Nieczuja.
Czasy Henryka seniora
Postacią, która być może symbolizowała przejście między XIX i XX wiekiem w Przysusze był wspomniany Henryk Wojciech Dembiński (1866-1915), syn Juliusza (1831-1887) i Heleny z Wodzickich. Dr praw (Innsbruck, UJ), właściciel Przysuchy, poseł guberni kieleckiej do II Dumy Państwowej, izby niższej parlamentu rosyjskiego, jak też z kurii ziemiańskiej powiatu opoczyńskiego do III i IV Dumy.
Poglądy polityczne Dembiński miał konserwatywne w sferze wartości (religia, rodzina, obyczajowość, stosunki społeczne), a liberalne w kontekście gospodarczym oraz praw narodów do samostanowienia o swoim losie; był prezesem (1908) Stronnictwa Polityki Realnej (SPR).
Działalność publiczna była jego domeną, bo ponadto prezesował Towarzystwu Opieki nad Wychodźcami, a jako wiceprezes angażował się w Towarzystwie Popierania Pracy Społecznej. Związał się z Wydziałem Wykonawczym Komitetu Narodowego Polskiego, który pod przywództwem R. Dmowskiego odzyskanie niepodległości Polski widział we współpracy z Rosją. Na krótko przed zbyt wczesną śmiercią, Henryk Dembiński został prezesem Głównego Komitetu Ratunkowego w Lublinie.
Jak pisze dr Agnieszka Zarychta-Wójcicka, Henryk Dembiński „na wystawie w Kielcach uzyskał złoty medal za ziarno siewne jęczmienia. Prowadził gospodarstwo rolne (folwark) i zakłady gospodarcze. W lasach, które zajmowały gros jego dóbr, wprowadził racjonalną gospodarkę. Personel leśny co roku przeprowadzał inwentaryzacje i oceny stanu lasów: jego struktury, budowy wieku, składu gatunkowego i zdrowotnego, warunków glebowo-siedliskowych itp. Na tej podstawie określano wydzielenia, dla których projektowano sposoby dalszego zagospodarowania i ilości drewna do pozyskania. W młodszych drzewostanach prowadzono prace rozluźniające struktury leśne: czyszczenie i trzebieże, w dojrzałych: rębnie regulujące światło i warunki dla nowych pokoleń drzew. Sporządzano mapy urządzania lasu, które zawierały nie tylko opisy lasów i gruntów do zalesienia, ale i zadania z zakresu ich pielęgnacji i ochrony, łowiectwa i infrastruktury leśnej (gajówki, leśniczówki, budynki, dukty leśne itp.)”.
Henryk Wojciech Dembiński dwór przysuski wybudował po ślubie, przekształcając na ten dom dawny magazyn na żelazo. Ciekawe, że nie wszystkie dwory powstawały nowe od fundamentów, np. brat jego zięcia, Artur Radziwiłł, obejmując Rytwiany na dom przeznaczył budynek biura nieistniejącej już cukrowni. Dziś oba dwory czy pałace, jak ludzie różnie je nazywają, są pięknymi obiektami, choć ich początkiem były tak bardzo praktyczne funkcje, bynajmniej nie rezydencjonalne.
Siostry wdowy
W 1897 roku Henryk Wojciech Dembiński pojął za żonę Zofię z Tyszkiewiczów (1874-1958), córkę Józefa (1835-1891) i Zofii z Horwattów (1838-1919). Zofia dzieciństwo spędzała przeważnie w Kretyndze i Połądze na Żmudzi, w majątkach ojca na podróżach, które stanowiły nie tylko przyjemność, ale były również cenioną wśród ziemian formą edukacji młodego pokolenia.
We wspomnieniach Heleny z Tyszkiewiczów Ostrowskiej (1876-1953) z Korczewa nad Bugiem przebija duża siostrzana łączność między Zofią, a właśnie Heleną. Ta obopólna przyjaźń rodzonych sióstr datuje się nie tylko od okresu I wojny światowej, kiedy to siedmioro dzieci Dembińskich z Przysuchy czas działań na froncie spędziło u ciotki w Korczewie, odnajdując tam bezpieczeństwo i prawdziwą, rodzinną więź. Helena zresztą charakteryzuje relacje z Zofią, pisząc o niej, że stanowiła wzór obowiązkowości, była dobra, cicha, spostrzegawcza, inteligentna i nieśmiała.
Zachował się nieduży plik listów Heleny do Zofii z 1893 roku, w których opowiadała ona siostrze niemal każdy dzień swego życia, a gdy kiedyś nie mogła sama napisać, zrobił to za nią mąż. Panny Tyszkiewiczówny weszły do dobrych i zamożnych domów, ale obu los przeznaczył role długoletnich wdów. Aleksander Ostrowski zmarł (z Heleną był zresztą już kilka lat po rozwodzie) w 1904 roku, natomiast ukochany Zofii, Henryk w 1915 roku. Helena Ostrowska w Korczewie (pow. siedlecki), a Zofia Dembińska w Przysusze zostały więc z konieczności jedynymi gospodyniami rozległych dóbr rolno-leśnych, częściowo uprzemysłowionych, które z pomocą administratorów, same wyśmienicie prowadziły, wykazując się gospodarnością, siłą i odwagą. Gdy synowie dorośli, przekazały sprawy gospodarcze im: Korczew przypadł Krystynowi Ostrowskiemu, a Przysucha Henrykowi Antoniemu Dembińskiemu (1911-1986), najmłodszemu z licznego potomstwa Zofii.
Warto dodać, że w pamięci lokalnej Zofia z Tyszkiewiczów Dembińska miała szczególna pozycję. Ona bowiem podarowała ziemię pod budowę cmentarza w Skrzyńsku. I tak go rozplanowała, aby z okna swego pokoju, mogła widzieć rodową kaplicę i prowadzącą doń aleję. Dziś układ ten nie istnieje, tak samo zresztą, jak nie ma już kortów tenisowych. Przez krótki, jeszcze przedwojenny, zaledwie dwuletni okres małżeński, przebywała w Przysusze też Leokadia „Loda” Halama, warszawska aktorka i tancerka, pierwsza żona Andrzej Dembińskiego. Matka zaś jego drugiej żony Zofii, Wanda z Gordziałkowskich Gordziałkowska, w Przysusze znalazła wojenną przystań, co wspomina jej uczennica języka francuskiego, p. Anita Gorzkowska.
Przedwojenne lata w Przysusze i okupacja
Henryk Antoni Dembiński miał 24 lata, gdy w 1938 roku, po spłaceniu rodzeństwa, od matki przejął gospodarstwo. Uprawiał zboża i inne rośliny, ale nastawił się głównie na hodowlę ryb w stawach, gospodarkę leśną oraz sady owocowe, którymi zarządzała jego żona. A ożenił się z nieznaną w Polsce centralnej osobą, pochodzącą ze Lwowa, Marią z Gołuchowskich (1916-1996), mającą ambicje naukowe (rozpoczęte studia historyczne), ale o doskonałych koneksjach. Była bowiem córką Wojciecha Agenora Gołuchowskiego, polityka, wojewody lwowskiego, także zamożnego ziemianina ze Skały i Janowa koło Lwowa, i Zofii z Baworowskich. Wśród znamienitych przodków Marii A. Dembińskiej historia odnotowuje księżniczkę Annę Karolinę Murat (1863-1940), prawnuczkę Joachima Murata, napoleońskiego marszałka Francji, ożenionego z Karoliną Bonaparte.
Początkowo Marii z Gołuchowskich Dembińskiej nie było łatwo w centrum kraju, jako że wychowała się w środowisku lwowskim, różniącym się obyczajami, pamiętającym jeszcze wprawdzie zaborcze, ale jednak czasy częściowej autonomii Galicji. Znaczenie polityczne i społeczne Gołuchowskich na Kresach też było większe. Tzw. Warszawa z kolei nie znała nowej pani przysuskiej, ale jej osobiste przymioty, w tym uroda, obycie, ale przede wszystkim przymioty intelektu, wykształcenie i z czasem poznawane talenty gospodarskie, szybko zniwelowały jakiekolwiek różnice i trudności adaptacyjne.
„Gdy tata wracał z obozów, dla nas był to dzień szczególny i uroczysty. Wiem, że przyjechał pociągiem, a z tego okresu pamiętam go w zielonym swetrze – golfie, który ubierał potem wielokrotnie. Pamiętam też Niemców, którzy wjeżdżali do parku w Przysusze i rozlokowywali się w nim, jak i w naszym domu. Gdy toczyły się walki podczas wojny niemiecko-radzieckiej, kula uderzyła w oparcie tapczanu, na którym leżałem…” – mówił w audycji RDC prof. Piotr Dembiński (1940-2020), syn Henryka i Marii z Gołuchowskich.
Wspomnienia prof. Piotra Dembińskiego i jego żony Elżbiety z Bojanowiczów
Dla rodziny Dembińskich lata wojny i okupacji były czasem najpierw próby ucieczki na wschód, walki zbrojnej (kampania wrześniowa 1939), konspiracji (kontakty z „Hubalczykami”). Były też czasem w miarę spokojnego przebywania w rodzinnym domu, ale i chronienia rzeszy gości, którzy w Przysusze znajdowali przystań. I wreszcie okupacja to ciągłe sąsiedztwo niemieckich żołnierzy, którzy zajmując parterową część dworu, zawsze stanowili zagrożenie. Piotr Dembiński, lubiąc jako dziecko siedzieć na parapecie okna, pamiętał też Żydów, którzy pomiędzy drzewami przysuskiego parku ukrywali się w dramatycznych chwilach ulicznych łapanek w tym niewielkim mieście.
We dworze, zarówno w części parterowej, jak i w tzw. kamienicy przebywała liczna rodzina, m.in. wspomniana Zofia z Tyszkiewiczów Dembińska (tzw. Babcia Przysuska), jej syn i faktyczny gospodarz majątku Henryk Antoni z żoną Marią „Maną” oraz przybyła ze Lwowa rodzina synowej – Gołuchowscy. Niekiedy pojawiali się i inni, jak np. córka Krystyna z mężem Maciejem Radziwiłłem ze Słupi.
Dla pokolenia dzieci Henrykostwa Dembińskich wojna i okupacja były przeżyciem z jednej strony trudnym, z drugiej zaś – w Przysusze, będąc mali czuli się bezpiecznie, bo o to bezpieczeństwo dbali rodzice oraz liczni krewni, przebywający w czasie okupacji w przysuskim domu i majątku. Wojna jednak do świadomości dzieci dochodziła. Może więc właśnie dlatego zapamiętały one Niemców chodzących po domu, ukrywających się w parku Żydów czy wreszcie, moment powrotu ojca z obozu, a potem jego aresztowanie przez sowietów. A mimo tych wydarzeń, dzieciństwo jawi się pogodne.
O historii rodziny Nieczuja-Dembińskich z Przysuchy, tej dawniejszej, jak i wojennej w programie opowiadała dr Agnieszka Zarychta-Wójcicka, kierownik Muzeum Oskara Kolberga, zaś własne wspomnienia o babce, rodzicach, pracownikach dworu, o wojnie oraz o okresach łódzkim i warszawskim, roztaczała p. Anna „Anita” z Dembińskich Jerzowa Gorzkowska, najstarsza z dzieci Henryka i Marii z Gołuchowskich Dembińskich.
------------------
W programie, jak i w niniejszym tekście wykorzystano książki i artykuły dr Agnieszki Zarychty-Wójcickiej, jak też wydawnictwa: Anita z Dembińskich Gorzkowska, Edward Pawlik „Dembińscy z Przysuchy. Między Polską a Ameryką” (Przysucha 2018), Helena z Tyszkiewiczów Ostrowska „Wspomnienia” (Warszawa 2022), Maria z Gołuchowskich Zachorowska „Życie codzienne we dworze rodziny Dembińskich w Przysusze w czasie II wojny światowej” (Przysucha, 2022) i listy Heleny Ostrowskiej do Zofii z Tyszkiewiczów Dembińskiej (rękopis), zbiory śp. Piotra i Elżbiety Dembińskich.
18.02.2023, PŁ
Posłuchaj także:
Wielkanocna opowieść prof. Marii Dembińskiej
Kategorie:
OGÓLNY OPIS PODCASTU
Rody i Rodziny Mazowsza
Mamy w Polsce i na Mazowszu całą mozaikę rodzin. Są rody wielkie, możne i zasłużone, które przez wieki miały znaczenie polityczne, wsławiały się mecenatem kulturalnym i szeroką działalnością filantropijną. O wszystkich tych rodach staramy się mówić w tej audycji, najczęściej z udziałem ich członków lub z pomocą historyków.
O swoich interesujących przodkach opowiadała Małgorzata Karolina Piekarska, historyk sztuki, pisarka, dziennikarka, kierownik Działu Zbiorów Muzeum Niepodległości w Warszawie.
25.12.2023
45 min 39 s
Związek Rodowy Dzieduszyckich herbu Sas, poza działalnością rodzinną, np. integracyjną, realizuje projekty, które nawiązują do historii rodu. W dziejach XIX i XX-wiecznych wysuwa się tu na plan pierwszy postać Włodzimierza Dzieduszyckiego, założyciela Muzeum Przyrodniczego we Lwowie, ale nie tylko. Działania Włodzimierza, jak i innych członków rodziny daleko wybiegają poza tradycję tylko rodzinną, gdyż z założenia były one przeznaczone dla kraju, zwłaszcza po klęsce powstania styczniowego 1863 roku, gdy wartością nadrzędną stało się podtrzymanie ducha patriotyzmu wśród Polaków oraz rozwój społeczno-gospodarczy kraju, będącego pod zaborami. Trzeba pamiętać, że dzięki wywalczonej autonomii w ramach monarchii habsburskiej, polskie społeczeństwo w Galicji, czyli pod zaborem austriackim, mogło w sposób większy niż gdzie indziej, inicjować i realizować zadania natury społecznej, kulturalnej, naukowej i politycznej.
Dzieduszyccy, poza aktywnością polityczną, zajęli się m.in. gromadzeniem pamiątek polskiej przeszłości, tworząc właśnie Muzeum Przyrody, a w swoich domach zbierając dzieła sztuki lub wspomagając artystów.
Mimo ogromnej pracy szczególnie muzealników, którzy nawet czasach ZSRR, jak i po upadku związku sowieckiego, w Ukrainie starali się zachować zbiory Dzieduszyckich, pozostałe poza granicami Polski, to jednak spuścizna rodu, znajdująca się współcześnie w Ukrainie, wymaga troski. Związek Rodowy Dzieduszyckich herbu Sas organizuje konferencje naukowe, wydaje opracowania, poświęcone spuściźnie rodu, ale od kilku lat zajął się również rodzinnymi grobami, głównie we Lwowie. Groby, sarkofagi czy kaplice poszczególnych członków rodu są bowiem nie tylko miejscem ich wiecznego spoczynku, ale także dziełami sztuki rzeźbiarskiej i kamieniarskiej. Warunki atmosferyczne, upływ czasu czy brak bieżącej opieki, spowodowały, że obiekty te wymagają renowacji. Uzyskując fundusze polskie z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz poprzez granty/konkursy Narodowego Instytutu Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą POLONIKA, uratował lub przywrócił świetności już kilkanaście nagrobków. Co więcej, doświadczenia w tym względzie zostały docenione przez stronę ukraińską, która poprosiła o podjęcie się przez Związek Rodowy Dzieduszyckich herbu Sas odrestaurowania przepięknej rzeźby na narożniku kamienicy Szolc-Wolfowiczów we Lwowie, znanej jako rzeźba "Chrzest Chrystusa przez Jana Chrzciciela".
Ponadto, Związek przystąpił do kolejnego etapu opieki nad spuścizną historyczną Dzieduszyckich, uzyskując środki na odnowienie części zachowanego księgozbioru z tzw. Biblioteki Poturzyckiej.
O już odnowionych nagrobkach, o trwających renowacjach kolejnych grobów oraz woluminów z Biblioteki Poturzyckiej, w programie mówili: Anna Kudzia, konserwator kamienia z Pracowni Konserwacji i Restauracji Rzeźby Kamiennej i Elementów Architektury na Wydziale Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki ASP w Warszawie, Janina Wielowiejska, konserwator papieru, były pracownik (emerytura) Instytutu Konserwacji Zbiorów Bibliotecznych Biblioteki Narodowej w Warszawie, Melania Dzieduszycka, sekretarz i Mateusz Dzieduszycki, przewodniczący Rady Związku Rodowego Dzieduszyckich herbu Sas.
23.12.2023
51 min 04 s
Jak Maria z Czetwertyńskich Tarnowska (z Milanowa na Podlasiu), wychodząc z ludnością cywilną z Warszawy po Powstaniu 1944 roku, wyniosła duże pieniądze, należące do polskiego Podziemia? Kto z przywódców paramilitarnej organizacji ziemian "Uprawa"/"Tarcza" jeździł na "Czarnoksiężniku"? Gdzie był początek narodowej epopei "Pan Tadeusz"? - na te i inne pytania, dotyczące osób i całych rodzin ziemiańskich, w programie odpowiadała red. Anna Mieszczanek, autorka książki "Powracanie ziemian. Dziennik sieciowy", gość kolejnego odcinka "Rodów i Rodzin Mazowsza".
16.12.2023
54 min 26 s
W dniach 7-8 grudnia br. zmarły: red. Jolanta Makowska i dr Teresa Życzkowska. Obie panie były gośćmi radiowego cyklu o historii polskich rodów. Pierwsza z nich mówiła o rodzinach Partyków i Wachowiczów, druga zaś głównie o Heydlach i częściowo o Chełkowskich.
Jolanta z Wachowiczów Karolowa Makowska
Redaktor Jolanta z Wachowiczów Makowska (1943 – 2023) była publicystką, socjologiem (absolwentką UW), dziennikarką. Ponad 40 lat pracowała w różnych instytucjach, m.in. w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci, redakcjach czasopism branżowych, w Kancelarii Biura Senatu, szkolnictwie i instytutach naukowych. Swoje doświadczenia zawsze przelewała na papier, a czasem były to również teksty wspomnieniowe. Na pewnym etapie życia zajęła się również historią swojej rodziny, a także rodziny męża, Karola Makowskiego, z którym w małżeństwie przeżyła ponad 50 lat. W audycji przed laty z troską mówiła m.in. o licznych pamiątkach, dokumentach, jak i o drobiazgach, które pozostały w jej rodzinie, a którymi ona się zaopiekowała. Miała nadzieję, że bibeloty, jak i dokumenty, świadczące o dziejach Partyków i Wachowiczów – warszawskich restauratorów, trafią kiedyś do jej wnuków. Z wielką atencją mówiła też (to już poza audycją radiową) o ziemiańskich korzeniach swego męża i o pamiątkach po tej rodzinie, co opisała w jednej z książek.
Będąc już na emeryturze, dokąd zdrowie pozwalało, nadal pisała artykuły i książki, już mniej o tematyce ściśle zawodowej (socjologia, pedagogika), a częściej beletrystykę lub historię oraz wspomnienia własne. Już kilkanaście lat temu swoją aktywność zaznaczyła na jednym z portali społecznościowych, gdzie utworzyła grupę, w której publikowała komentarze na różne tematy (od literatury po bieżącą politykę), ale też udostępniała elementy twórcze swoich znajomych (poezja, fragmenty prozy, rysunki, fotografie obrazów).
Bibliografia twórczości Jolanty Makowskiej jest bogata; ze względu na tematykę audycji, wymieńmy tylko dwa tytuły książkowe: „Chochlą i mieczem” (dzieje Partyków i Wachowiczów) oraz „Świat zapamiętany”.
Teresa Michałowa Życzkowska i Jej krewni Heydlowie
W naszym radiowym cyklu było kilka audycji z członkami rodziny baronów Heydlów, której przodkowie przybyli do Polski z Saksonii, szybko się polonizując. Osiedlili się wówczas w Lataczu, a następnie w Beremianach nad Dniestrem. Z czasem, rodzina ta podzieliła się na dwie linie, umownie nazywane: beremiańską i gardzienicką: pierwsza z nich pozostałą na dawnych Kresach RP, druga przeniosła się do Gardzienic, a potem do Brzózy w Królestwie Polskim.
Spośród współczesnych członków tej rodziny z pokolenia wojennego, którzy byli gośćmi Radia dla Ciebie w cyklu „Rody…”, odeszli już: Władysław Heydel (1926 – 2019), jego siostra Krystyna Zarin (1938 – 2021/22) oraz ich kuzynka (cioteczna siostra), Teresa z Świdrygiełłów-Świderskich Somkowiczowa (1927-2023). Wymienione trzy osoby pochodziły z beremiańskiej linii rodu.
Z kolei, dnia 7 grudnia w Krakowie zmarła dr Teresa Życzkowska (1931 – 2023). Była ona córką Wojciecha Heydla, właściciela dóbr ziemskich Brzóza w powiecie kozienickicm i Wandy z Chełkowskich ze Śmiełowa (pow. jarociński) w Wielkopolsce. Wychowała się w Brzózie i o niej głównie opowiadała w audycji. Po Ii wojnie św. ukończyła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, była dr. nauk chemicznych, emerytowanym naukowcem na UJ, prawie do końca aktywna. Z domu rodzinnego przejęła zdolność i potrzebę działalności społecznej: działała w NSZZ „Solidarność” i w innych miejscach, uhonorowana została medalem „Dziękujemy z Wolność”. Należała również do kręgu przyjaciół papieża św. Jana Pawła II, o czym także opowiadała, dając w ten sposób jedno ze świadectw Jego życia i świętości.
Zamężna za Michałem Życzkowskim, profesorem mechaniki stosowanej na Politechnice Krakowskiej, pozostawiła czwórkę dzieci i liczne wnuki. Zmarła w Krakowie.
Radiowe pożegnanie
W jednym z wywiadów Jolanta Makowska powiedziała: „Współcześni ludzie, podobnie jak ich poprzednicy z wszystkich minionych pokoleń, rozmaicie radzili (lub nie radzili sobie) z ekstremalnymi sytuacjami oraz z kwestią własnej śmierci, swego kresu. Jednym (raczej nielicznym) to się udawało, innym nie. Zależy to od cech osobowości, siły wiary i mnóstwa innych czynników. Teraz jest o tyle gorzej, ponieważ lansuje się ideę kultu zdrowia, piękna, młodości. Wielu ludzi przeżywa dylemat Fausta. I dramat Fausta. Ale chyba nigdy nikomu nie było łatwo pogodzić się z rzeczywistością, w którą wpisana jest śmierć” [M. Szewczuk, „O nadziei i uśpionej wierze”, źródło: Opoka.org.pl, 25.02.2010].
Tak i nam trudno pogodzić się z odejściem obu Pań. Były one niezwykłymi Rozmówczyniami, a przede wszystkim – jak często w tej audycji – Świadkami Historii. Emitując fragmenty programów z udziałem śp. pp. Jolanty Makowskiej i Teresy Życzkowskiej, wyrażam wdzięczność i hołd wszystkim moim zmarłym już niestety Gościom z rodzin Wachowiczów, Heydlów i Świdrygiełło-Świderskich.
Cześć Ich Pamięci!
Piotr Szymon Łoś/”Radio dla Ciebie”
09.12.2023
50 min 58 s
W Muzeum w Nieborowie i Arkadii czynna jest nowa wystawa pt. „Uratować kogo się da, nikogo nie wydać”, która opowiada historię działalności Izabelli z Radziwiłłów Radziwiłłowej (1915-1996) w okresie okupacji niemieckiej na obszarze Nieborowa i powiatu skierniewickiego. Bohaterka tej historii była córką Karola Radziwiłła z Mańkiewicz (ob. Białoruś) i Izabelli z Radziwiłłów z Balic pod Krakowem, a żoną Edmunda Radziwiłła (1906-1971), wójta Ołyki na Wołyniu oraz administratora dwóch rodzinnych majątków: ordynacji w Ołyce i dóbr w Nieborowie.
Izabella Radziwiłłowa w 1993 roku otrzymała Medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, przyznany przez izraelski Instytut Yad Vashem za ukrywanie dzieci żydowskich na terenie majątku w Nieborowie. Była ona (razem z mężem Edmundem) najpierw łączniczką w Batalionach Chłopskich, a następnie w ZWZ AK. W Nieborowie prowadziła ochronkę (tam m.in. ukrywała żydowskie dzieci), przyjmowała zrzuty alianckie, jak też założyła i prowadziła kuchnię w Łowiczu, wydającą codziennie obiady dla ok. 800 osób - uciekinierów z Reichu i innych, potrzebujących strawy w czasie okupacji.
Muzeum w Nieborowie, kojarzone z historią Radziwiłłów z wcześniejszych epok historycznych, po raz pierwszy sięgnęło w formie wystawy do historii tego rodu w okresie II wojny św. i okupacji niemieckiej. Ekspozycja czynna będzie do września 2024 roku (scenariusz plastyczny - scenografia: Elżbieta Bogaczewicz-Biernacka), a o historii działalności konspiracyjnej Izabelli Edmundowej, ale i Janusza i Anny Radziwiłłów, w programie mówili: Monika Antczak, autorka wystawy, kurator Muzeum w Nieborowie i Arkadii Oddział Muzeum Narodowego w Warszawie oraz Maciej Radziwiłł z Fundacji Trzy Trąby, mąż wnuczki bohaterki wystawy.
02.12.2023
50 min 12 s
W związku z Rokiem Aleksandra Fredry, życiu komediopisarza, jego sztukom i ich wystawianiu na scenach teatralnych, wybitnym odtwórcom znanych postaci z komedii mistrza, poświęcono już wiele miejsca - w końcu po to jest ten rok, aby znamienitego twórcę przypomnieć i popularyzować. Jest jednak jeszcze cała rodzina Fredrów i inne, z nią spokrewnione lub spowinowacone: Szembekowie, Jabłonowscy, Szeptyccy. Czy im tradycja wielkiego przodka i kuzyna pomaga, może nieco ciąży? Jak potoczyły się losy rodzeństwa autora "Zemsty", a jak jego potomków? Wątków i tematów tej bardzo bogatej, niekoniecznie w klimacie komedii, historii jest wiele. Gdy odeszły już najstarsze osoby z rodziny, pozostało dziedzictwo, które obecnie jest w rękach następnej generacji. O historii głównie rodziny Fredrów, ale i o tym właśnie dziedzictwie, w programie mówili: Maciej Szeptycki (kustosz rodzinnego archiwum, potomek Aleksandra Fredry poprzez jego córkę Zofię Janową Szeptycką), prezes Fundacji Rodu Szeptyckich wraz z małżonką Katarzyną, współzałożycielką i wiceprezesem Fundacji Rodu Szeptyckich.
25.11.2023
52 min 37 s
Dnia 23 listopada br. w Czarnkowie (pow. czarnkowsko-trzcianecki, woj. wielkopolskie) odbędą się uroczystości 100-lecia urodzin red. Adama Słodowego, popularyzatora majsterkowania na antenie Telewizji Polskiej, autora m.in. programu „Zrób to sam” (1959-1983). Na domu, w którym mieszkała rodzina Słodowych zostanie odsłonięta pamiątkowa tablica, w tamtejszym kościele będzie odprawiona msza św., a członkowie rodziny popularnego dziennikarza przybliżą jego postać w formie wspomnień.
Adam Stanisław Słodowy (1923-2019) urodził się w Czarnkowie, był synem Antoniego, naczelnika Urzędu Skarbowego oraz Zofii z Winieckich, pochodzącej z rodziny również związanej z tym miastem.
Pradziad A. Słodowego, Józef był stelmachem, budował powozy konne, a ojciec Antoni ponadto napisał książkę „Krótki zarys dziejów powiatu czarnkowskiego i miasta Czarnkowa” (1926), pasjonując się lokalnymi dziejami.
Początkowo rodzina Słodowych mieszkała w kamienicy Winieckich (tam właśnie zawiśnie tablica pamiątkowa), ale w 1928 roku wybudowali osobny dom, również istniejący do dziś.
Adam Słodowy do szkoły powszechnej uczęszczał w Czarnkowie, zaś do gimnazjum w Bydgoszczy, gdzie kontynuował rozpoczętą jeszcze w Czarnkowie działalność harcerską. Już wówczas na obozach harcerskich dał się poznać jako zdolny manualnie i umiejący koncepcyjnie rozwiązywać problemy techniczne. Zaczął konstruować i budować różne drobne przedmioty użyteczne człowiekowi.
Podczas okupacji niemieckiej w latach 1939–1944 pracował w fabryce maszyn rolniczych w Baczkach (gm. Łochów), znanej jako fabryka Perlisów. Jeszcze w czasie wojny, w 1944 roku na ochotnika wstąpił do wojska, a wojnę ukończył w Szczecinie jako oficer artylerii. Od 1950 r. przez 8 lat wykładał w Oficerskiej Szkole Artylerii Przeciwlotniczej w Koszalinie, a następnie w Wojskowej Akademii Technicznej. Zarówno w czasie okupacji, jak i w latach późniejszych w wojsku (w tym w Ludowym Wojsku Polskim) zajmował się majsterkowaniem, popularyzacją umiejętności technicznych oraz dziennikarstwem (np. redagowaniem czasopism). Będąc majorem WP, nie przyjął propozycji mianowania na stopień podpułkownika i odszedł z armii.
W 1959 roku, kiedy skrytykował jeden z programów telewizyjnych na temat techniki, zaproponowano mu, aby napisał scenariusz własnego programu. Projekt przyjęto i tak zaczęła się emisja 505 odcinków programu „Zrób to sam”. Popularyzacja majsterkowania (zarówno w TVP, jak i poprzez wydawnictwa książkowe; wydał ok. 10 książek, skonstruował samochodów, był konsultantem w USA i dla polskich firm) stała się jego pasją, a jednocześnie zawodem.
Adam Słodowy był ożeniony 1° z Jadwigą z Komosińskich (1925–1968), spokrewnioną z rodzinami Rozbickich i Smoleńskich, z którą miał synów: Piotra i Wojciecha, zaś po jej śmierci 2° pojął za żonę Bożennę z Kwiatkowskich, operatora światła w TVP.
O życiu i pracy swojego męża i wuja (właściwie ciotecznego dziadka) oraz o dziejach rodziny Słodowych, w programie opowiadali pp. Bożenna Kwiatkowska-Słodowy i Maciej Rozbicki.
18.11.2023
50 min 56 s
Wanda Kossecka (1887-1955) była wybitną artystką plastyczką, specjalizującą się szczególnie w projektowaniu tkanin, głównie kilimów. Na jej twórczość, a wcześniej wybór drogi artystycznej ogromny wpływ miał dom, w którym się wychowała. Był to dwór ziemiański w majątku Korytna (pow. płoskirowski na Podolu), pięknie położony pod względem krajobrazowym oraz urządzony ze smakiem przez jej matkę. Znaczenie miały również fakty historyczne z historii rodu Kosseckich, w której nie zabrakło uniesień patriotycznych, walk o niepodległość, konspiracji, zsyłek na Sybir itp. Artystka była córką Antoniego Kosseckiego i Stanisławy z Zarembów. Dość wcześnie straciła ojca, wobec powyższego życie młodzieńcze i dorosłe w przeważającej części spędziła z matką, która miała w sobie potrzebę obcowania ze sztuką, pięknem, ale też świadomość wagi dokumentowania życia na Podolu. Robiła fotografie dokumentalne, a w domu w Korytnej zgromadziła zbiory sztuki użytkowej, począwszy od porcelany a skończywszy na tkaninach: tzw. dworskich (np. buczackich), jak i rusińskich – wykonywanych przez ludność wiejską. Działalność Stanisławy Kosseckiej była znana i ceniona w kręgu etnografów, głównie z Kijowa. Ona sama, a potem jej córka tkała na własnym warsztacie tkackim.
Wanda Kossecka od ok. 13 roku życia rysowała i malowała, wobec czego rozpoczęła naukę w tym kierunku, zaczynając od tzw. Kursów Baranieckiego dla kobiet w Krakowie. W wyniku Wielkiej Wojny, a potem pożogi rewolucji bolszewickiej, z matką musiały uciekać z Podola, odnajdując przystań życiową w Zakopanem. Wiązało się to również ze stanem zdrowia malarki i projektantki, bowiem Kossecka miała chory wzrok. Kolory widziała dobrze, ale w zestawianiu barw towarzyszył ból - podczas przenoszenia wzroku z jednego koloru na drugi pojawiał się bolesny skurcz źrenic. Co ważne, choroba ta zniknęła tak, jak się pojawiła. Po latach mogła wrócić do malarstwa i projektowania wzorów z użyciem barw. W okresie problemów ze wzrokiem, mogła jednak szkicować projekty, w których kolory zaznaczała sobie cyframi.
W tymże Zakopanem w 1920 roku, razem z Janem Tarnowskim z Chorzelowa utworzyła pracownię artystyczną „TARKOS”, w której oboje projektowali, a kobiety wiejskie (zarabiając na tym) tkały kilimy, inspirowane wzornictwem tradycyjnym, a z czasem nowoczesnym – według własnego pomysłu. Odnosiła sukcesy, ale jej sytuacja finansowa uległa nagłemu pogorszeniu z powodu kryzysu światowego przełomu lat 20. i 30. XX w., wobec tego, z pomocą osób ceniących jej twórczość, przeniosła się do Czorsztyna, gdzie mogła kontynuować pracę artystyczną ramach „Warsztatów Spiskich”.
Po okresie II wojny św. (w którym wspierała AK, np. poprzez dawania schronienia zaangażowanym w Konspiracji), pozostała w Czorsztynie, a jej pracownię przejęła spółdzielnia tkacka z Nowego Targu, a następnie „Cepelia”, gdzie przez pewien czas Wanda Kossecka dalej była kierowniczką warsztatów. Dom, który w Czorsztynie wybudowała w 1932 roku został zatopiony wraz z utworzeniem zapory wodnej i Jeziora Czorsztyńskiego.
O Wandzie Kosseckiej, malarce i artystce tkaczce, w związku z wystawą jej poświęconej, która odbyła się w „Galerii 26” Michała Pikula w Krakowie, ale też o związkach rodzin Kosseckich i Deskurów, w programie mówili: Michał Nałęcz-Nieniewski, etnolog, historyk z Muzeum Historii Polski (poprzez babkę Wandę z Deskurów związany z Kosseckimi) i Barbara Nałęcz-Nieniewska, filmowiec, pracownik Muzeum w Nieborowie i Arkadii (Oddział Muzeum Narodowego w Warszawie).
11.11.2023
50 min 32 s
Janina z Wąsaków Feliksowa Wróblewska (1923-2004) była bardzo przywiązana do zachowanego albumu z rodzinnymi fotografiami. Pilnowała, aby ta pamiątka nie zniszczyła się, ale jednocześnie z radością pokazywała ją swojej wnuczce Ewie Migdalskiej, której wychowaniem z miłością zajmowała się. Gdy nestorka rodziny odeszła, wnuczka uprzytomniła sobie - jak wielu z nas, gdy zabraknie bliskich osób - jak mało wie o swojej rodzinie, a o różne fakty nie zdążyła babci zapytać. Zaczęła więc poszukiwania, które zaowocowały zebraniem danych genealogicznych przodków aż do XVIII wieku.
Przodkowie ci to rodziny chłopskie: zarówno takie, które pracowały w folwarkach ziemiańskich, jak i posiadacze własnych gospodarstw rolnych o zróżnicowanym areale, a więc i statusie majątkowym. Większość członków rodziny do pewnego momentu nie umiała czytać i pisać, stąd też w dokumentach metrykalnych możemy odnaleźć podpisy krzyżykami. Brak wykształcenia był oczywiście spowodowany biedą, czyli niemożnością wysyłania dzieci do szkół, ale też pewnego rodzaju zwyczajem (a może bardziej koniecznością), że swoje dzieci rodzice na wsi wychowywali po to, aby po nich objęły ziemię. Gospodarstwa były własne, dzierżawione (dzierżawca wieczysty płacił czynsz, najczęściej do dworu ziemiańskiego) lub stanowiły spłachetek ziemi dworskiej, obrabianej na zasadzie ordynarii. W tym ostatnim przypadku, rodzina chłopska musiała zapewnić również tzw. posyłkę, czyli osoby z własnej rodziny (zazwyczaj najbliższej), aby móc wypełnić obowiązek pracy, wynikający z umowy z dworem.
Niezależnie od statusu prawnego i własnościowego, życie rodzin chłopskich, w tej opowieści najczęściej z powiatu mińskiego, województwa mazowieckiego, wiązało się z pracą dla dworu; stąd w genealogii Ewy Migdalskiej takie nazwy, jak Ossówno, Łaziska, Jakubów, Gałki, Janówek, Trzebucza i in. Z czasem, gdy zmieniały się stosunki społeczno-gospodarcze na wsi, a głównie od chwili uwłaszczenia chłopów w Królestwie Polskim w 1864 roku (co naturalnie nie było darmowe, tak samo jak darmowa nie była ziemia, przyznana chłopom w tzw. reformie rolnej w latach 1944/45), członkowie rodzin, które są wśród przodków i powinowatych Janiny Wróblewskiej, jak np. Wąsakowie, Wróblewscy, Wójciccy, Szczapikowie, Królakowie, Kołakowie, Borzymowie i inni, powoli zmieniali swoją sytuację życiową, powiększając gospodarstwa rolne, ale też łącząc pracę na roli z innymi zawodami (np. pradziad Józef Wąsak był wziętym stolarzem, ktoś inny był kowalem). Niektórzy z nich, jak np. Wójciccy - co opisał też red. Marek Piotr Wójcicki z Mistowa, pow. miński - w wyniku uzyskanego wykształcenia zmienili zupełnie status społeczny, przechodząc do inteligencji. W efekcie, część rodziny pozostawała na wsi, a część przenosiła się do miast. Wśród postaci, które nie tylko że wyszły ze wsi, ale osiągnęły szczyty kariery, był np. ksiądz prof. Aleksander Wójcicki, rektor Uniwersytetu Wileńskiego, zajmujący się (poza posługą duchowną) m.in. historią i sytuacją niższych klas społecznych, jak np. robotników i chłopów.
Ewa Migdalska, gość programu, na co dzień zajmująca się księgowością w jednej z firm, związanych z rolnictwem, działająca w Towarzystwie Przyjaciół Mińska Mazowieckiego, pełniąca też funkcję sołtysa w rodzinnej wsi Marianka koło Kałuszyna, wyniki swoich kilkunastoletnich badań genealogicznych publikuje na blogu "Drogi Przeszłości" [Drogi Przeszłości genealogia Wąsaków Wróblewskich i innych ], który jest nie tylko zbiorem danych, ale też opowieścią o historii regionu, w którym członkowie Jej rodzin mieszkają od pokoleń.
Fot.
1. Janina z Wąsaków Wróblewska z mężem Feliksem; fotografia ślubna; zbiory E. Migdalskiej
2. Ukochana Babcia, Janina Wróblewska; zbiory E. Migdalskiej
3. Feliks Wróblewski z wnuczką Ewą; zbiory E. Migdalskiej
4. Gość programu, Ewa Migdalska, sołtys wsi Marianka, genealożka; zbiory E. Migdalskiej
04.11.2023
51 min 47 s
„Rodach i rodzinach Mazowsza” przenieśliśmy się do Wistkitek, gdzie znajduje się Kaplica Łubieńskich i Sobańskich. Gośćmi Piotra Łosia byli Michał Sobański i Marcin Brzeziński.
01.11.2023
34 min 17 s
PODCASTY
Historia, tradycje, kultura Mazowsza.
Kobiecy wieczór RDC to czas na ważne, pogłębione rozmowy o poszukiwaniu wartości, o relacjach ze sobą i światem. To pełne ciepła spotkania w obszarze psychologii, socjologii, zdrowia i szeroko pojętej kultury.