Ksiądz Tadeusz Fedorowicz (1907-2002) nie był nigdy proboszczem, ale był spowiednikiem papieża Jana Pawła II, który zaś o Nim powiedział, że miał dar rady i charyzmat stanu - opowiadali w "Łosiowisku" pp. Izabela Broszkowska i Maciej Jakubowski. Przywołanie faktu, że nie piastował funkcji proboszcza jest nawiązaniem z kolei do anegdoty, którą przypomniała p. Maryla Ścibor-Marchocka. Będąc dziennikarką Radia Józef, informowała różne redakcje o śmierci o. Tadeusza, licząc na zamieszczenie stosownej wzmianki. Od jednej z dziennikarek usłyszała jednak, że "nie jestem w stanie dawać informacji o śmierci każdego proboszcza". Opowiedziała - chcąc wyjaśnić pozycję zmarłego w polskim Kościele - "że proboszczem nie był". Na co usłyszała: "no widzi pani, nawet proboszczem nie był...". Rozmówcy Piotra Łosia są zgodni co do tego, że droga życiowa o. Tadeusza Fedorowicza wiodła Go do świętości. Jeżeli rzeczywiście ona była - o czym nie nam wolno wyrokować - to nie była to świętość efektowna. Nie wiąże się z nią męczeństwo, ani żadne wielkie wydarzenie. Mamy jednak do czynienia z codzienną, cichą świętością człowieka, oddanego Bogu i ludziom. Ponadto - uważają goście programu - najważniejszym przesłaniem życia księdza było stwierdzenie, że Bóg jest. A skoro tak, to należy się z Nim zaprzyjaźnić i o Nim świadczyć. I ojciec Tadeusz to robił. Ale bez patosu i zbędnej "ceremonii". Jego duszpasterstwo ukazywało też jedną z ludzkich cech - naturalną skromność. Był człowiekiem formacji duszpasterskiej typu franciszkańskiego.
Ksiądz Tadeusz Fedorowicz miał polskie i rusińskie korzenie, wychował się na Podolu w rodzinie ziemiańskiej. Jego decyzja o wstąpieniu do seminarium duchownego budziła u rodziców początkowe zdziwienie, zwłaszcza, że spośród licznego rodzeństwa, po siostrze Oldze i bracie Aleksandrze, był już trzecią osobą, chcącą zostać duchownym. Już od młodych lat był zaangażowany w życie akademickiego stowarzyszenia katolickiego "Odrodzenie" we Lwowie, przyjaźnił się zaś z Janem Szeptyckim (bratankiem greckokatolickiego metropolity lwowskiego Andrzeja) oraz młodym filozofem, późniejszym profesorem Stefanem Swieżawskim. W czasie II wojny św., uważając to za swój obowiązek, na ochotnika zgłosił się jako duszpasterz osób zesłanych na Wschód. Przebywał z nimi, dzieląc wspólne troski i cierpienie. Po powrocie z armią Berlinga, został duszpasterzem Zakładu dla Ociemniałych oraz zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża w Laskach. Widząc zaś potrzebę duchowego zaopiekowania się młodymi ludźmi, których rodzice zginęli lub ucierpieli na wojnie, zaczął organizować tzw. wtorki oraz wędrówki po Polsce, stanowiące początek ruchu formacyjnego, istniejącego do dzisiaj. Początkowo byli to często bliżsi i dalsi krewni - stąd niektórzy faktycznie mieli też rodzinne "uprawnienia", aby mówić do niego "Wujku" - z czasem dołączali inni. Wszystkich łączyła chęć kontaktu z Bogiem, ale właśnie poprzez duchownego takiego, jakim był o. Tadeusz Fedorowicz. Książka Izabeli Broszkowskiej "Szczęśliwe życie. Opowieść o księdzu Tadeuszu Fedorowiczu", będąca przyczynkiem do rozmowy, jest nie tylko opowieścią, ale także świadectwem osób, które księdzu Tadeuszowi zawdzięczają głęboką formację duchową.
Fot. pochodzą z książki I. Broszkowskiej "Szczęśliwe życie. Opowieść o księdzu Tadeuszu Fedorowiczu", wyd. "Biblioteka Więzi", Warszawa 2018. Fot. gości programu - P. Łoś/RDC.
[gallery ids="232250,232249,232244,232240,232248,232247,232246,232245,232243,232242,232241"]