Dlaczego wciąż musimy zmagać się z nieuczciwością przyszłych absolwentów wyższych uczelni? Czy istnieje społeczne zezwolenie na kradzież własności intelektualnej? – Młodzi ludzie nie chcą nic wiedzieć o naukach, tylko chcą mieć dyplom, bo to poprawia sytuację na rynku pracy – mówi prof. Ireneusz Białecki, socjolog edukacji z Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak przekonują goście „Jest sprawy”, problem plagiatu prac dyplomowych istnieje już od wielu lat. Dr Marek Troszyński z Collegium Civitas, podkreśla, że związane jest to z tym, iż „żyjemy w czasach natychmiastowości i konsumpcji”.
– Skoro możemy kupić tak wiele rzeczy, to można także kupić pracę magisterską. Druga sprawa, to że Internet przyzwyczaja nas wszystkich do tego, że każdą rzecz można mieć jako swoją, np. możemy ściągnąć film na swój dysk, który ma prawa autorskie czy przerobić dzieło sztuki na mem i wstawić do sieci jako swoje zdjęcie. Podobnie robimy z pracą magisterską – przerabiamy albo kupujemy – zaznacza dr Troszyński.
Prof. Marek Kowalski z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, kierownik Projektu Otwartego Systemu Antyplagiatowego, dodaje, że nieuczciwe zrobione dyplomy można porównać do jazdy samochodem po spożyciu alkoholu.
– Wiadomo, że grozi to nieobliczalnymi konsekwencjami (…), a w przypadku plagiatu grozi to odebraniem tytułu, infamią, złamaniem kariery. Te przypadki łączy jedna wspólna nić – przyzwolenie społeczne – tłumaczy prof. Kowalski.