Legia przystąpiła do meczu z Radomiakiem mając na koncie cztery kolejne porażki w ligowych potyczkach. Nastroje w warszawskim zespole poprawiły się po czwartkowym zwycięstwie 3:0 z 1-ligowym GKS-em Tychy w Pucharze Polski. Z kolei Radomiak w trzech ostatnich kolejkach wywalczył 7 punktów i liczył na kolejne zdobycze.

Obydwa zespoły nastawiły się na ofensywną grę, ale dość długo żadnej ze stron nie udało się przeprowadzić akcji zakończonej groźnym strzałem.

W 25. minucie Frank Castaneda popełnił nierozważny faul w polu karnym na Pawle Wszołku i arbiter podyktował "jedenastkę". Jej pewnym egzekutorem był Josue. Zawodnik Radomiaka natomiast powinien być zadowolony, że za swój faul nie otrzymał drugiej żółtej kartki.

Chwilę późnej Legia mogła podwyższyć prowadzenie, lecz Gil Dias oddał zbyt lekki strzał, aby zaskoczyć Alberta Posiadałę. W 32. minucie powinno być 1:1. Michał Kaput posłał długie podanie do Ediego Semedo, który w sytuacji sam na sam z bramkarzem kopnął piłkę obok słupka.

Po przerwie mecz nie był ciekawym widowiskiem. Legia nastawiła się na grę z kontrataku, a Radomiak niezbyt dobrze radził sobie w ataku pozycyjnym. 20 minut przed końcem trener gospodarzy Constantin Galca zdecydował się wprowadzić do gry drugiego napastnika Leandro Rochę. Przewaga Radomiaka wzrosła. Legia broniła się w swoim polu karnym, ale strzały zawodników gospodarzy były skutecznie blokowane albo niecelne.

Legia osiągnęła swój cel i przerwała serię porażek, a Radomiak przegrał na swoim stadionie po raz pierwszy od 5 sierpnia, gdy uległ 0:1 Cracovii.

Czytaj też: „To śmieszne”. Marek Saganowski o zwolnieniu ze stanowiska trenera Wisły Płock