Wiadomości
Udostępnij:
Miesiącami czekają w szpitalu. Dramat dzieci zostawionych tuż po porodzie
-
25.03.2025 11:28
-
Aktualizacja: 11:32 25.03.2025
Dzieci, które zostały pozostawione w szpitalach po prorodzie, miesiącami czekają na miejsce w pieczy rodzinnej czy ośrodkach preadopcyjnych, a potem na adopcje. Tylko w minionym roku na Mazowszu było ich łącznie około 100. — Po pierwsze jest za mało miejsc w pieczy rodzinnej, ale po drugie regulacja sytuacji prawnej malutkich dzieci trwa tak długo, że się korkują te miejsca — podkreśliła Dorota Polańska, dyrektorka Interwencyjnego Ośrodka Preadopcyjnego w Otwocku.
W 2024 roku na Mazowszu było około 100 dzieci, które zostały pozostawione w szpitalach lub odebrane po porodzie. Czekają one tam miesiącami na miejsce w pieczy rodzinnej czy ośrodkach preadopcyjnych, a potem na adopcje.
Dr Renata Bokiniec ze szpitala im ks. Anny Mazowieckiej w Warszawie powiedziała w rozmowie z Polskim Radiem RDC, że zanim sytuacja prawna dzieci zostanie uregulowana, część z nich spędza w lecznicach kilka miesięcy, bo nie ma innych miejsc, gdzie mogłyby trafić.
— Jeżeli sprawa trafia do sądu i oczekujemy na orzecznictwo sądowe, to czasami te dzieci przebywają do 7 miesięcy, pół roku. To jest faktycznie bardzo długi czas. Nie ukrywam, że ten pobyt zaburza prawidłowy rozwój dziecka — podkreśliła Bokiniec.
Tymczasem, jak zaznaczyła dr Bokiniec, te dzieci w ogóle nie powinny przez ten czas przebywać w szpitalu.
— Mogą one od razu trafiać do pieczy zastępczej, czy to czasowej, czy stałej, ale już w rodzinie — wyjaśniła Bokiniec.
„Jesteśmy bezsilni”
Na dramatyczną sytuację dzieci zwróciła uwagę dyrektorka Interwencyjnego Ośrodka Preadopcyjnego w Otwocku Dorota Polańska. To jedyna tego typu placówka na Mazowszu. Przyjmuje noworodki i niemowlaki ze szpitali, okien życia czy z ulicy.
— Po pierwsze jest za mało miejsc w pieczy rodzinnej, ale po drugie regulacja sytuacji prawnej malutkich dzieci trwa tak długo, że się korkują te miejsca. Czyli zatykają się pogotowia rodzinne, zatykają się rodzinne domy dziecka, zatykają się też instytucje — podkreśliła Polańska.
W efekcie, jak powiedziała dyrektorka otwockiego IOP, system się zawalił. — Jesteśmy bezsilni — przyznała Polańska. Skalę problemu zobrazowała ostatnim przykładem ze swojej placówki.
— Za chwilę u nas kolejne dziecko skończy rok. Stoi tort, są balony, są prezenty. Myślę, że co dwa tygodnie obchodzimy tu czyjeś urodziny. 15 lat temu, 10 lat temu, jak ktoś u nas skończył rok, to były pojedyncze przypadki. Dzieci kończyły rok w swoich rodzinach. To dziecko kończy rok, bo nie było żadnej rozprawy. To dziecko nie powinno już tu być — powiedziała
W Interwencyjnym Ośrodku Preadopcyjnym w Otwocku na noworodki i niemowlaki czeka 20 miejsc. Szybkie umieszczenie w nim dziecka jest w zasadzie niemożliwe.
— Proszę Pani, ja przyjmuję dzieci, które urodziły się w listopadzie, w październiku, w grudniu, a mamy marzec. Te dzieci cały czas czekały w szpitalach na miejsce. Ja przyjęłam 30 dzieci, ale drugie tyle nie przyjęłam. Na przełomie tylko listopada i grudnia odmówiłam przyjęcia 12 dzieci, bo nie miałam miejsca — dodała Polańska.
Dorota Polańska podkreśla, że na początku swojej działalności, czyli w roku 2001 sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
— Kiedyś przyjmowałyśmy o wiele więcej dzieci, bo było mniej rodzin, ale dzieci o wiele szybciej trafiały do swojego miejsca docelowego, ostatecznego, do rodzin adopcyjnych. Teraz ja nawet nie jestem w stanie zliczyć, ilu miejscom ja odmawiam przyjęcia dziecka — podkreśliła Polańska.
W tym roku właśnie do Ośrodka w Otwocku trafiły bliźnięta odebrane matce w szpitalu wojewódzkim w Siedlcach. Pracownicy tamtejszego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie opisują to w kategoriach cudu.
Czytaj też: Nowe fakty ws. noworodka znalezionego w reklamówce. Są wyniki sekcji zwłok
Źródło:
Autor:
Beata Głozak/DJ