Bp Romuald Kamiński dla rdc.pl: jesteśmy w Polsce świadkami pewnego przebudzenia

  • 25.12.2017 09:02

  • Aktualizacja: 23:06 25.07.2022

- Boże Narodzenie to święto narodzenia Boga, a nie święto choinki. To przyjście na świat Jezusa Chrystusa otworzyło źródło tych wszystkich przeżyć. Przywiezienie choinki do domu tego nie sprawiło – mówi w rozmowie z rdc.pl nowy biskup diecezji warszawsko-praskiej Romuald Kamiński.
MATEUSZ GĄSIOROWSKI: Bogu musi bardzo na nas zależeć, skoro przychodzi na świat i staje się człowiekiem.

BP ROMUALD KAMIŃSKI: To ważne i warto się nad tym zastanowić, a okres Świąt daje nam ku temu dobrą okazję. To, co przeżywamy, jest niezmiernie istotne. Dla tych, którzy otrzymali łaskę wiary, a jeszcze bardziej dla tych, którzy starają się ją pogłębiać, to jest wydarzenie niezwykłe, bo co roku o tej porze możemy przeżywać na nowo pamiątkę przyjścia na świat naszego Zbawiciela. To swego rodzaju wypełnienie się czasów, pochylenie się Boga jako Ojca nad człowiekiem, a wszystko po to, aby przyjąć go z powrotem. Zastanawia nas ten fenomen pochylającego się nad człowiekiem Boga. Jakże musi mu na nas zależeć. Przypatrzmy się codziennym wydarzeniom, zwróćmy uwagę, z jaką serdecznością pochyla się matka nad dzieckiem. Ona wie, że to dla niej największy skarb. Takim skarbem dla Boga jesteśmy my. To też niech nas mobilizuje do tego, abyśmy zrozumieli, jak wielki jest człowiek w oczach bożych. Zachęcam, abyśmy pochylili się i zrozumieli, kim jesteśmy. Człowiek, który ma świadomość swojej godności, zupełnie inaczej funkcjonuje.

Boże Narodzenie okazuje się jednak coraz bardziej świeckim świętem.

Pierwszą sprawą, z którą mamy ogromną trudność, jest oparcie się temu wielkiemu tsunami świata zewnętrznego. Idzie straszna fala, rodząca się na gruncie europejskim i obejmująca cały glob. Ogromna ilość dóbr materialnych oraz względny spokój na świecie oszałamiają człowieka, bo to jest łatwiejsze, bardziej przyjemne. Trzeba zrozumieć te mechanizmy. Sprawy wiary, moralności i to, czego wiara wymaga, to spawy trudne, ale też wymagające. Człowiek natomiast ima się bardziej tego, co jest prostsze, przyjemniejsze i korzystniejsze. Trudniej jest stawiać czoło wielkim wyzwaniom. To trzeba zrozumieć.

Jak temu nie ulegać?

Potrzebna jest stała formacja, wysiłek, wspólnota ludzi wierzących oraz przekaz i świadectwo. Myślę jednak, że jesteśmy dzisiaj świadkami pewnego przebudzenia. Nie mam wątpliwości, że na gruncie polskim rodzi się coś niezwykłego.  Miałem okazję uczestniczyć ostatnio  we mszach roratnich. One odbywają się naprawdę rano, a widzę pełne kościoły ludzi młodych oraz dzieci. To nie jest jakaś forma lekkiego przeżywania. Do tego trzeba się zmobilizować. To dla mnie pierwsze świadectwo, że u wielu osób sprawy idą w dobrym kierunku.

Ludzie doszli do ściany?

Jak człowiek dojdzie do pewnego momentu, do ściany, to musi się zreflektować i szukać. Musi sobie zadać pytanie, czy może są inne drogi, którymi powinniśmy podążać, zwrócić uwagę na inne rzeczy, na inne wartości, na inne sprawy. U wielu ludzi ta refleksja zaczyna funkcjonować.

Wyobraża sobie ekscelencja Boże Narodzenie bez choinki, prezentów i innych, być może pięknych, ale jednak powierzchownych zwyczajów? Czy można te święta przeżywać tylko na poziomie duchowym?

Teoretycznie to sobie wyobrażam, jednak nie widzę żadnego zagrożenia, jeśli jedno i drugie będzie się uzupełniać. Oczywiście, jeśli dla kogoś w centrum Bożego Narodzenia byłaby choinka i prezenty, to nie ma po co tracić czasu. Boże Narodzenie to święto narodzenia Boga, a nie święto choinki. To przyjście na świat Jezusa Chrystusa otworzyło źródło tych wszystkich przeżyć. Przywiezienie choinki do domu tego nie sprawiło.

Ta tradycja tworzyła się przez wieki.

Oczywiście. Tworzyła się przez wieki i podlegała różnym zmianom. Jeśli jednak my do tego głównego elementu dodamy piękne opakowanie, to dlaczego nie?

Co jest w takim razie fundamentem tych świąt? Dlaczego Bóg przychodzi na Ziemię i staje się człowiekiem, chociaż nikt mu nie każe? Można to w ogóle zrozumieć?

Są tajemnice, których nie musimy do końca rozumieć. Gdybyśmy wszystko zrozumieli, to bylibyśmy ponad Bogiem. Zwróćmy uwagę na jedną bardzo ważną rzecz: Bóg przychodzący w ludzkim ciele na Ziemię jest tak dostępny, że aż niemal niewyobrażalny. Nie ma w tym momencie żadnej przeszkody. Dziecko może podejść do dziecka, dotknąć, przytulić i nie ma żadnego dystansu. Przychodzi moc z wysoka i dźwiga nasze nieszczęście ku wyżynom nieba. To jest ten schemat.

Z czym przychodzi na świat Jezus?

Przychodzi z konkretnym programem. To Ewangelia, przykazania, słowa Jezusa skierowane do nas. One są proste i konkretne. To także jego przykład, który także jest zapisany. My nazywamy to orędziem bożym skierowanym do nas. Powinniśmy je przyjąć, bo to jedyna dobra dla nas droga. Boże Narodzenie to pierwsza lekcja do odrobienia.

Co mówi nam na samym początku?

Pierwsze odezwanie wskazuje: zobaczcie, jak blisko Was jestem, jak jestem prosty, dotykalny, bezbronny, uniżony, między nami nie ma żadnej przepaści. To tak maksymalna zachęta, że powinniśmy z niej skorzystać.

Wigilijny wieczór pełen jest pozytywnych emocji. Rodzina siada do stołu, wyrażając w ten sposób wzajemny szacunek i miłość. Jednak często na środku tego stołu stoi barykada zbudowana z bólu, krzywd i nieporozumień, ale też odmiennego światopoglądu. Polityka dzieli dzisiaj polskie rodziny.

Przystąpienie do jednego wigilijnego stołu to już bardzo duży krok do przodu. Przy tej okazji bardzo wielu ludzi może przemóc w sobie ten podział. To wielka szansa. Trzeba zauważyć, że jeśli naprawdę czegoś pragniemy, to jesteśmy w stanie – również w ramach całego społeczeństwa - pokonać wszystkie barykady. Po ludzku można stwierdzić: to niemożliwe. Nie. Pan ma sposób na każdą naszą słabość, ale trzeba mu się w całości oddać do dyspozycji.

Jak rozumieć dzisiaj tradycję pozostawiania pustego talerza na wigilijnym stole?

Ten gest może być rozumiany w sposób czysto fizyczny, ale przecież ten wędrowiec ukazuje się też w innej formie. Takim wędrowcem mogą być całe wspólnoty, które potrzebują naszego wsparcia – tutaj na miejscu czy gdzieś tysiące kilometrów dalej. To nie musi dokonywać się właśnie w wieczór wigilijny, ale istotne jest samo zrozumienie i decyzja, którą chcielibyśmy urealnić i zmaterializować.

Dzisiaj często ten symbol przekładany jest na sprawę uchodźców oraz migrantów przybywających do Europy. Nie zawsze są witani z otwartymi rękami.

Nie chcę uciekać od tego tematu, ale to jest sytuacja znacznie bogatsza w swojej treści. Pierwsza sprawa to fakt, że my naprawdę przyjmujemy ludzi. W naszych miastach i wsiach pojawia się bardzo wiele osób, które przybywają, znajdują dom, pracę i opiekę.

Choć nie zawsze akceptację.

Nie byłbym taki surowy w ocenie. Pewien mądry człowiek powiedział ostatnio, że nie jest możliwe, abyśmy przesiedlili całą Afrykę, bo zrujnujemy Europę i zrujnujemy Afrykę. W tym wszystkim musi być mądrość oraz odpowiedzialność. Po drugie jest również swoista specjalizacja w podejmowaniu decyzji. Nie możemy w tej kwestii na równi stawiać zdania proboszcza ze zdaniem premiera rządu. Każdy ma jakieś przygotowanie, uprawnienia i odpowiedzialność w swoim zakresie.

Jak więc pomagać?

Dzisiaj coraz częściej mówi się, że bardziej pomożemy tym ludziom, jeśli zrobimy to tam, gdzie są ich korzenie. Czy gdyby nam ktoś pomógł w czasie, kiedy było to potrzebne, to musielibyśmy szukać gdziekolwiek pomocy? Odniosę się w tym kontekście do sytuacji bardzo mi dzisiaj bliskiej. Przyjeżdżam do Warszawy, do środowiska, w którym potrzeba nowych dzielnic, ludzi, szkół, a władze są przejęte, jak zabezpieczyć wszystkie potrzeby. Tymczasem trzy godziny jazdy na wschód spotykam sytuację, w której trzeba zamykać szkołę i nie ma potrzeby remontowania dróg, bo dwie wioski już nie istnieją. Czy to czegoś nas powinno nauczyć? A gdyby kiedyś był dobry program, sprawiający, że ci ludzie nie musieliby szukać gdzie indziej swojego miejsca? Trzeba tam im pomóc. Nie jestem ekonomistą, ale zdrowy rozsądek podpowiada mi, że tak byłoby i taniej, i prościej, i z korzyścią dla wszystkich.

Kłopot jednak istnieje tu i teraz. Słyszymy przecież o problemach, jakie spotykają w Polsce obcokrajowców tylko dlatego, że pochodzą z dalekiego kraju, mają inny kolor skóry czy wierzą w innego Boga.

Co jest ewidentnym złem, jest ewidentnym złem. Natomiast ogromną szkodę przynosi sytuacja, kiedy do jednego worka wrzucamy incydent, który jest – podkreślam – bolesny, ale to cały czas incydent. Tymczasem refleksja dotyczy milionów ludzi, jakby działo się to w całej społeczności. Byłem w zeszłym roku świadkiem, kiedy sytuacja w Ełku była bardzo trudna. Rozwiązano ją w kilka godzin, a świat był informowany przez dwa tygodnie, non stop. Dzwonili do mnie znajomi z innego kontynentu i pytali, czy u nas to już koniec świata.

Wraca ekscelencja do Warszawy po 12 latach. Jaka była pierwsza reakcja księdza biskupa, kiedy dowiedział się, że ma stanąć na czele Diecezji Warszawsko-Praskiej?

Boża Opatrzność czuwa nad nami. Wiara nam mówi: jeśli Pan wymaga pójścia w określone miejsce, to daje i pomoc. Tylko to było dla mnie w tej chwili ważne. Chciałem oddać się całkowicie do dyspozycji.

Na czym nowemu biskupowi warszawsko-praskiemu najbardziej zależy, z jakich osiągnięć będzie szczególnie zadowolony?

Na pierwszym miejscu jest owocna współpraca ze wspólnotą kapłańską. My stanowimy pierwszą linię frontu. Wielkie zadanie jest również w kwestii duszpasterstwa świeckich. Obudzenie tego „olbrzyma” byłoby wielką potęgą, której należałoby użyć dla spraw głoszenia ewangelii. W tym zawiera się również kwestia duszpasterstwa rodzin.

A kwestia uczestnictwa we mszach świętych. Z ostatnich danych wynika, że w Diecezji Warszawsko-Praskiej w eucharystii uczestniczy średnio 30 procent wiernych.

Jasne, że jako ojca diecezji bardzo mnie to interesuje, natomiast tego nie zrobi się z dnia na dzień. Nie zmieni się tych statystyk czy proporcji. Potrzebna jest ogromna praca, modlitwa i zaangażowanie jak najszerszego gremium ludzi.

Czego biskup życzy wszystkim na Święta i Nowy Rok?

Życzę przede wszystkim dziecięcego przytulenia się do Pana Boga. To jest wyraz naszej wiary. Pan Bóg odpowiada na nasze zaufanie miłością. Siłą miłowania, która nas uzdalnia, aby być dobrym, szlachetnym i pięknie żyjącym. Druga sprawa to uwierzyć, że jesteśmy kimś ważnym, uznać swoją godność i tej godności strzec. Życzę też pokoju – tego wewnętrznego i zewnętrznego oraz radości z dobrze funkcjonującej wspólnoty rodzinnej.

A sobie?

Jak inni będą szczęśliwi, to ja też.



Bp Kamiński przez wiele lat związany był z Warszawą, początkowo z Archidiecezją Warszawską, a następnie z Diecezją Warszawsko-Praską jako kanclerz. Od czerwca 2005 r. był biskupem pomocniczym Diecezji Ełckiej. Ingres nowego ordynariusza do katedry warszawsko-praskiej odbędzie się 20 stycznia 2018.r.

Rozmawiał Mateusz Gąsiorowski

Źródło:

RDC

Autor:

Mateusz Gąsiorowski