Złote rogi
Wyobraźcie to sobie tylko… sam środek nocy… grudzień… wiatr, zawieja i mróz. Cmentarz… A tu xsiądz infułat Gomulicki samotrzeć we dwa pachołki biega po zimnicy okutany w wilczą szubę. Widać jakaś wielka tajemnica go przycisnęła, jako że wielebny proboszcz parafii w Gostyninie – jako to x. biskup Krasicki w Monachomachii prześwietnie napisał – z tych raczej, co to na jutrzenkę rzadko w życiu spozierali, i to tylko dla sprawy naprawdę wyjątkowej.
Co tam władza duchowna w grudniową noc na cmentarzu porabiała – nikt dokładnie nie wiedział, ale się natychmiast po okolicy rzecz rozniosła. Od słowa do słowa zrobił się szum i nawet ktoś usłużny szepnął słówko na ucho biskupowi, że xiądz dobrodziej jakieś tajne brewerie nocą na cmentarzach odprawia. Poszło nawet podejrzenie, że to z dyjabłem konszachty jakoweś. Oj musiał się potem xiądz infułat srogo tłumaczyć przed zwierzchnikiem…
Ostatecznie zeznanie tegoż, tudzież dwóch pomocników jego przed biskupim sądem starannie zaprotokołowano, choć były z tym problemy, jako że sam biskup, a też i sędziowie sądu biskupiego ze śmiechu ustać nie mogli, nadto pisarz sądowy z uciechy wielkiej pióro połamał i inkaust z kałamarza na księgę wylał, co to ją ratować trzeba było bibułą i piaskiem.
Wszyscy obecni przez biskupa pod karą kościelną najwyższą do tajemnicy zachowania się zaprzysięgli, a szczególnie xiądz Gomulicki, co to dla dobra parafii i Kościoła Katolickiego rzecz musiał potem jakoś z Panią Cześnikową załagodzić. Ostatecznie nikt pary z gęby nie puścił przez lat dziesięć z okładem, a potem to już ludzie zapomnieli…
No cóż – pacta sunt servanda… zwłaszcza gdy chodzi o rzeczy ostateczne. Ciekawe co na to Mojżesz, któremu przecie rogi przyprawiono jak się patrzy.