Sobótka vel Ślęża
Podobno trzy czwarte Bogurodzicy to wata słowna… tak napisali w pewnej gazecie… lub tam czasopiśmie… już nie pamiętam. Ze Ślężą to jest nawet jeszcze gorzej – bo na wytłumaczenie jej nazwy są co najmniej trzy różne koncepcje historycznojęzykowe – i wszystkie trzy błędne! Gdyby ta informacja dotarła do organizatorów pewnej manifestacji pierwszomajowej, może sprawy potoczyłyby się inaczej…
Wszystko przez historyczny rewizjonizm i walkę klas. Która – jak wiadomo – zaostrza się w miarę postępów. A ponieważ ostatnio jesteśmy bardziej postępowi, to i walka klas… sami rozumiecie. W ramach tej walki klas doszło do zbliżenia polsko-niemieckiego – być może nawet niejednego. Sytuacja zrobiła się kłopotliwa dopiero wtedy, gdy do gry wkroczyły grupy rekonstrukcji historycznej z czerwonym materiałem propagandowym. Różnice językowe i frakcyjne doprowadziły do nieporozumień, które być może przeszłyby nawet bez echa gdyby…
… gdyby na przekór postulatom eko-lewicowym część delegacji niemieckiej nie postanowiła udać się na kolejny zlot zwolenników myśli różnorakiej do Rumunii samolotem – z Okęcia.
Okazało się, że komunizm może nie jest *wiecznie* żywy, ale ma całkiem spory okres półrozpadu… Trzeba było słuchać towarzysza Kuriochina, panie i panowie!!!