Zagadka lateralna: Dwóch panów w trumnie, nie licząc psa.
W języku policyjnym jest takie określenie jak “sprawa rozwojowa”. Ale czasem śledztwo rozwija się w kierunku zupełnie niespodziewanym. Na przykład na paryskim cmentarzu Saint-Germain-de-Charonne doszło w 1959 roku do przypadku rabowania grobów. Sprawca został spłoszony, ale ani miejsce, ani rodzaj przestępstwa nie wzbudziły zdziwienia policjantów. Jest to bowiem domniemane miejsce ostatniego spoczynku niejakiego Fulcan
elliego, tajemniczego francuskiego alchemika - stąd też niezdrowe zainteresowanie ezoterycznych pseudo-archeologów.
Ten Fulcanelli to w ogóle strasznie zagadkowa postać. Żył na przełomie XIX i XX wieku - podobno jeszcze nawet po wojnie. Dokonał rzekomo wielu odkryć, w tym transmutacji pierwiastków. Miał uczniów znanych z imienia i nazwiska, a jednak jego tożsamość nigdy nie został odkryta. Pochowano go anonimowo, ponoć wraz z psem, który symbolizować miał możliwość jego ponownego ożywienia… nie pytajcie mnie, dlaczego - czytelnicy bulwarówek lepiej wam to wyjaśnią.
Śledczym z paryskiej policji nie w głowie była żadna magia. Co prawda przestępca otwarł nawet trumnę, ale… nawet pobieżna obserwacja ciała wystarczyła śledczym by odkryć, że zwłoki były ewidentnie nowe, najdalej sprzed pół roku. Wyglądało to raczej na próbę ukrycia całkiem świeżego denata. Natychmiast powiązano sprawę z serią tajemniczych zniknięć taksówkarzy… a trzeba wiedzieć, że w latach 60. seryjni mordercy nie byli jeszcze tak modni.
Koniec końców policja dotarła do zabójcy taksówkarzy oraz -- zupełnie niespodziewanie -- dziesięciu milionów starych franków. Tyle, że nie tam, gdzie by się można spodziewać. A tajemniczy Fulcanelli poprowadził policjantów zza grobu -- jeśli to oczywiście jego grób… bo tego nikt w końcu nie ustalił, prawda?