„Nasza S-Trawa”, niedawno założony organ prasowy Śląskiego Kolektywu Ekologiczno-Wegańskiego został właśnie zamknięty. “Ledwie otwarty, a już zamknięty”? zapytacie… No tak to bywa jak się doznaje klasycznej postaci syndromu Stendahla… “Doznać syndromu Stendahla w Nikiszowcu?!? - no to już lekka przesada!” - powiecie - “Przecież to nie Florencja!”. I tu wam rację przyznam… ale z drugiej strony, jak Japończycy przyjeżdżają do Paryża, to też im serce do gardła podchodzi…
W przywołanym już Śląskim Kolektywie Ekologiczno-Wegańskiem zrzeszonych było całe 5 osób, które łącznie miały 12 nóg. Organ prasowy oraz niektórych członków na krótkiej smyczy trzymała przede wszystkim frakcja radykalna. Jak to jednak w takich ideologiczno-towarzyskich konstelacjach, struktury terenowe zaczęły się dzielić, wchodząc powoli w fazę fraktalną. I właśnie ten fraktal stał się przyczyną poważnych tarć na miejskim festynie na zakończenie lata.
Misternie zaplanowana akcja propagandowa została storpedowana przez piątą kolumnę. Wszystko przez dezercję jednej z osób , która wybrała przejście na pozycje wroga Matki Ziemi! Sabotaż okazał się gwoździem do trumny frakcji radykalnej, którą natychmiast zaatakowała frakcja umiarkowanie postępowa. A do tego - mimo gróźb napomnień - winny wykroczenia nie złożył samokrytyki, a nawet odmówił powrotu na łono kolektywu… nie mówiąc już o oddaniu kaszanki!
Taka karma.