Poranek RDC
Przy kawie rozmawiamy i słuchamy o świecie, Mazowszu i Warszawie.
„Babcia Przysuska” odchodzi
W 1945 roku Zofia z Tyszkiewiczów Dembińska, prowadzona pod rękę przez teścia swego syna, Wojciecha Gołuchowskiego (1888-1960), przedwojennego wojewodę lwowskiego, na piechotę opuszczała dom i majątek w Przysusze. Od śmierci męża w 1915 roku, była panią, a w każdym razie autorytetem, nestorką i symbolem tego miejsca.
Zofia z Trąbczyńskich Gołuchowska (1923-2012), synowa Wojciecha, pisała, że ludność miejscowa usuwała się na bok, robiąc miejsce swojej „dziedziczce” i patrzyła na tę niemal filmową scenę z rezygnacją. Wiedzieli bowiem wszyscy, że wobec wydarzeń brutalnej wojny i jej zbliżającego się końca, nic zrobić już nie mogą. Milczeli więc: do niedawna służący we dworze i fornale na polach oraz oni – przedstawiciele klasy społecznej, która przez nową, na razie idącą na Berlin, ludową władzę skazana została na tułaczkę, wyniszczenie, a na pewno na planowe wymazanie z pamięci historycznej.
Początki
Najpierw byli Rawiczowie Dembińscy, a XVIII-wieczną autorką sukcesów gospodarczych tej rodziny była Urszula z Morsztynów (1746-1825), która w 1762 roku, będąc zaledwie szesnastolatką, decyzją swego brata – opiekuna (po zmarłym ojcu) została wydana za Franciszka Dembińskiego herbu Rawicz (zm. 1776), syna Jana (zm. 1754), posła na Sejm, starosty wolbromskiego, właściciela Szczekocin, Rusinowa, Przysuchy i in. Wymienione dobra, jako dziedzictwo Czermińskich wniosła do rodziny teściowa Urszuli, Marianna z Krasickich (1° Antoni Czermiński, kasztelan sandomierski).
Postać Urszuli porównywana jest w historii do np. Anny z Sapiehów Jabłonowskiej z Siemiatycz i Kocka. Podkreśla się też zmianę w obyczajowości i roli kobiet, które w Oświeceniu zaczęły nabierać znaczenia, nie będąc już tylko wiernymi towarzyszkami swoich możnych mężów, ale przejmując częściowo niektóre ich zadania.
Urszula z Morsztynów Dembińska, obejmując w ramach intercyzy i jako spadkobierczyni męża, klucze szczekociński, przysuski i rusinowski, wydatnie je powiększyła, stawiając na rozwój przemysłu.
Syn jej, Ignacy Rawicz-Dembiński (1766-1829) wraz z żoną Katarzyną z Gostkowskich nie umieli gospodarować ręką tak wprawną jak matczyna i zaczęły się kłopoty. Jednym z błędów, jak podkreślają historycy, był zakup podupadających dóbr Korytków i Machory (ob. gmina Ruda Maleniecka, graniczna z Żarnowem). Nie dość, że przeważały w nich nieużytki, to złóż rudy żelaza wystarczyło na zaledwie trzy, cztery lata. Postawienie pieca hutniczego, a następnie browaru pochłonęło krocie, a stan finansów dóbr osiągnął prawie dno. Rada Familijna, której przewodniczyła jeszcze Urszula, zdecydowała o zbyciu obu niedochodowych majątków. Urszula z Morsztynów była zresztą do tego przyzwyczajona – choć zapewne niezadowolona z nieudanych interesów, sama bowiem przed laty także pozbywała się nierentownych dóbr, nawet tych rodowych. Ignacemu i Katarzynie, trwoniącej pieniądze na grę w karty, pozostały więc Przysucha i Rusinów, a Urszula zajmowała się Szczekocinami.
Problemy to jednak czas nieco późniejszy. Klucz przysuskich majątków Dembińskich znajdował się na terenie Centralnego Okręgu Przemysłowego. Ze względu na złoża rud żelaza i prowadzone huty, tu właśnie rodzina ta zbudowała swoją zamożność.
Do Machorów, jednego z uprzemysłowionych majątków, jego dzierżawcy Fraenklowie na stanowisko administratora sprowadzili Juliusza Kolberga (1776-1831), geodetę, kartografa, filozofa, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, członka Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Dwaj jego najbardziej znani synowie urodzili się, kolejno: Oskar Kolberg (1814-1890), etnograf w Przysusze, zaś malarz Antoni Kolberg (1815-1882) w Machorach. Stąd bierze się w Przysusze powiązanie historii kultury ludowej przez O. Kolberga z dziejami właścicieli tych dóbr – Dembińskich.
W Przysusze panowali Dembińscy herbu Nieczuja, których z Rawiczami połączyło małżeństwo Amelii Dembińskiej h. Rawicz (1799-1859), wnuczki ww. Urszuli z Ludwikiem Dembińskim h. Nieczuja (1785-1835) z linii z Gór. Wszyscy potomkowie tych dwojga są więc herbu Nieczuja.
Czasy Henryka seniora
Postacią, która być może symbolizowała przejście między XIX i XX wiekiem w Przysusze był wspomniany Henryk Wojciech Dembiński (1866-1915), syn Juliusza (1831-1887) i Heleny z Wodzickich. Dr praw (Innsbruck, UJ), właściciel Przysuchy, poseł guberni kieleckiej do II Dumy Państwowej, izby niższej parlamentu rosyjskiego, jak też z kurii ziemiańskiej powiatu opoczyńskiego do III i IV Dumy.
Poglądy polityczne Dembiński miał konserwatywne w sferze wartości (religia, rodzina, obyczajowość, stosunki społeczne), a liberalne w kontekście gospodarczym oraz praw narodów do samostanowienia o swoim losie; był prezesem (1908) Stronnictwa Polityki Realnej (SPR).
Działalność publiczna była jego domeną, bo ponadto prezesował Towarzystwu Opieki nad Wychodźcami, a jako wiceprezes angażował się w Towarzystwie Popierania Pracy Społecznej. Związał się z Wydziałem Wykonawczym Komitetu Narodowego Polskiego, który pod przywództwem R. Dmowskiego odzyskanie niepodległości Polski widział we współpracy z Rosją. Na krótko przed zbyt wczesną śmiercią, Henryk Dembiński został prezesem Głównego Komitetu Ratunkowego w Lublinie.
Jak pisze dr Agnieszka Zarychta-Wójcicka, Henryk Dembiński „na wystawie w Kielcach uzyskał złoty medal za ziarno siewne jęczmienia. Prowadził gospodarstwo rolne (folwark) i zakłady gospodarcze. W lasach, które zajmowały gros jego dóbr, wprowadził racjonalną gospodarkę. Personel leśny co roku przeprowadzał inwentaryzacje i oceny stanu lasów: jego struktury, budowy wieku, składu gatunkowego i zdrowotnego, warunków glebowo-siedliskowych itp. Na tej podstawie określano wydzielenia, dla których projektowano sposoby dalszego zagospodarowania i ilości drewna do pozyskania. W młodszych drzewostanach prowadzono prace rozluźniające struktury leśne: czyszczenie i trzebieże, w dojrzałych: rębnie regulujące światło i warunki dla nowych pokoleń drzew. Sporządzano mapy urządzania lasu, które zawierały nie tylko opisy lasów i gruntów do zalesienia, ale i zadania z zakresu ich pielęgnacji i ochrony, łowiectwa i infrastruktury leśnej (gajówki, leśniczówki, budynki, dukty leśne itp.)”.
Henryk Wojciech Dembiński dwór przysuski wybudował po ślubie, przekształcając na ten dom dawny magazyn na żelazo. Ciekawe, że nie wszystkie dwory powstawały nowe od fundamentów, np. brat jego zięcia, Artur Radziwiłł, obejmując Rytwiany na dom przeznaczył budynek biura nieistniejącej już cukrowni. Dziś oba dwory czy pałace, jak ludzie różnie je nazywają, są pięknymi obiektami, choć ich początkiem były tak bardzo praktyczne funkcje, bynajmniej nie rezydencjonalne.
Siostry wdowy
W 1897 roku Henryk Wojciech Dembiński pojął za żonę Zofię z Tyszkiewiczów (1874-1958), córkę Józefa (1835-1891) i Zofii z Horwattów (1838-1919). Zofia dzieciństwo spędzała przeważnie w Kretyndze i Połądze na Żmudzi, w majątkach ojca na podróżach, które stanowiły nie tylko przyjemność, ale były również cenioną wśród ziemian formą edukacji młodego pokolenia.
We wspomnieniach Heleny z Tyszkiewiczów Ostrowskiej (1876-1953) z Korczewa nad Bugiem przebija duża siostrzana łączność między Zofią, a właśnie Heleną. Ta obopólna przyjaźń rodzonych sióstr datuje się nie tylko od okresu I wojny światowej, kiedy to siedmioro dzieci Dembińskich z Przysuchy czas działań na froncie spędziło u ciotki w Korczewie, odnajdując tam bezpieczeństwo i prawdziwą, rodzinną więź. Helena zresztą charakteryzuje relacje z Zofią, pisząc o niej, że stanowiła wzór obowiązkowości, była dobra, cicha, spostrzegawcza, inteligentna i nieśmiała.
Zachował się nieduży plik listów Heleny do Zofii z 1893 roku, w których opowiadała ona siostrze niemal każdy dzień swego życia, a gdy kiedyś nie mogła sama napisać, zrobił to za nią mąż. Panny Tyszkiewiczówny weszły do dobrych i zamożnych domów, ale obu los przeznaczył role długoletnich wdów. Aleksander Ostrowski zmarł (z Heleną był zresztą już kilka lat po rozwodzie) w 1904 roku, natomiast ukochany Zofii, Henryk w 1915 roku. Helena Ostrowska w Korczewie (pow. siedlecki), a Zofia Dembińska w Przysusze zostały więc z konieczności jedynymi gospodyniami rozległych dóbr rolno-leśnych, częściowo uprzemysłowionych, które z pomocą administratorów, same wyśmienicie prowadziły, wykazując się gospodarnością, siłą i odwagą. Gdy synowie dorośli, przekazały sprawy gospodarcze im: Korczew przypadł Krystynowi Ostrowskiemu, a Przysucha Henrykowi Antoniemu Dembińskiemu (1911-1986), najmłodszemu z licznego potomstwa Zofii.
Warto dodać, że w pamięci lokalnej Zofia z Tyszkiewiczów Dembińska miała szczególna pozycję. Ona bowiem podarowała ziemię pod budowę cmentarza w Skrzyńsku. I tak go rozplanowała, aby z okna swego pokoju, mogła widzieć rodową kaplicę i prowadzącą doń aleję. Dziś układ ten nie istnieje, tak samo zresztą, jak nie ma już kortów tenisowych. Przez krótki, jeszcze przedwojenny, zaledwie dwuletni okres małżeński, przebywała w Przysusze też Leokadia „Loda” Halama, warszawska aktorka i tancerka, pierwsza żona Andrzej Dembińskiego. Matka zaś jego drugiej żony Zofii, Wanda z Gordziałkowskich Gordziałkowska, w Przysusze znalazła wojenną przystań, co wspomina jej uczennica języka francuskiego, p. Anita Gorzkowska.
Przedwojenne lata w Przysusze i okupacja
Henryk Antoni Dembiński miał 24 lata, gdy w 1938 roku, po spłaceniu rodzeństwa, od matki przejął gospodarstwo. Uprawiał zboża i inne rośliny, ale nastawił się głównie na hodowlę ryb w stawach, gospodarkę leśną oraz sady owocowe, którymi zarządzała jego żona. A ożenił się z nieznaną w Polsce centralnej osobą, pochodzącą ze Lwowa, Marią z Gołuchowskich (1916-1996), mającą ambicje naukowe (rozpoczęte studia historyczne), ale o doskonałych koneksjach. Była bowiem córką Wojciecha Agenora Gołuchowskiego, polityka, wojewody lwowskiego, także zamożnego ziemianina ze Skały i Janowa koło Lwowa, i Zofii z Baworowskich. Wśród znamienitych przodków Marii A. Dembińskiej historia odnotowuje księżniczkę Annę Karolinę Murat (1863-1940), prawnuczkę Joachima Murata, napoleońskiego marszałka Francji, ożenionego z Karoliną Bonaparte.
Początkowo Marii z Gołuchowskich Dembińskiej nie było łatwo w centrum kraju, jako że wychowała się w środowisku lwowskim, różniącym się obyczajami, pamiętającym jeszcze wprawdzie zaborcze, ale jednak czasy częściowej autonomii Galicji. Znaczenie polityczne i społeczne Gołuchowskich na Kresach też było większe. Tzw. Warszawa z kolei nie znała nowej pani przysuskiej, ale jej osobiste przymioty, w tym uroda, obycie, ale przede wszystkim przymioty intelektu, wykształcenie i z czasem poznawane talenty gospodarskie, szybko zniwelowały jakiekolwiek różnice i trudności adaptacyjne.
„Gdy tata wracał z obozów, dla nas był to dzień szczególny i uroczysty. Wiem, że przyjechał pociągiem, a z tego okresu pamiętam go w zielonym swetrze – golfie, który ubierał potem wielokrotnie. Pamiętam też Niemców, którzy wjeżdżali do parku w Przysusze i rozlokowywali się w nim, jak i w naszym domu. Gdy toczyły się walki podczas wojny niemiecko-radzieckiej, kula uderzyła w oparcie tapczanu, na którym leżałem…” – mówił w audycji RDC prof. Piotr Dembiński (1940-2020), syn Henryka i Marii z Gołuchowskich.
Wspomnienia prof. Piotra Dembińskiego i jego żony Elżbiety z Bojanowiczów
Dla rodziny Dembińskich lata wojny i okupacji były czasem najpierw próby ucieczki na wschód, walki zbrojnej (kampania wrześniowa 1939), konspiracji (kontakty z „Hubalczykami”). Były też czasem w miarę spokojnego przebywania w rodzinnym domu, ale i chronienia rzeszy gości, którzy w Przysusze znajdowali przystań. I wreszcie okupacja to ciągłe sąsiedztwo niemieckich żołnierzy, którzy zajmując parterową część dworu, zawsze stanowili zagrożenie. Piotr Dembiński, lubiąc jako dziecko siedzieć na parapecie okna, pamiętał też Żydów, którzy pomiędzy drzewami przysuskiego parku ukrywali się w dramatycznych chwilach ulicznych łapanek w tym niewielkim mieście.
We dworze, zarówno w części parterowej, jak i w tzw. kamienicy przebywała liczna rodzina, m.in. wspomniana Zofia z Tyszkiewiczów Dembińska (tzw. Babcia Przysuska), jej syn i faktyczny gospodarz majątku Henryk Antoni z żoną Marią „Maną” oraz przybyła ze Lwowa rodzina synowej – Gołuchowscy. Niekiedy pojawiali się i inni, jak np. córka Krystyna z mężem Maciejem Radziwiłłem ze Słupi.
Dla pokolenia dzieci Henrykostwa Dembińskich wojna i okupacja były przeżyciem z jednej strony trudnym, z drugiej zaś – w Przysusze, będąc mali czuli się bezpiecznie, bo o to bezpieczeństwo dbali rodzice oraz liczni krewni, przebywający w czasie okupacji w przysuskim domu i majątku. Wojna jednak do świadomości dzieci dochodziła. Może więc właśnie dlatego zapamiętały one Niemców chodzących po domu, ukrywających się w parku Żydów czy wreszcie, moment powrotu ojca z obozu, a potem jego aresztowanie przez sowietów. A mimo tych wydarzeń, dzieciństwo jawi się pogodne.
O historii rodziny Nieczuja-Dembińskich z Przysuchy, tej dawniejszej, jak i wojennej w programie opowiadała dr Agnieszka Zarychta-Wójcicka, kierownik Muzeum Oskara Kolberga, zaś własne wspomnienia o babce, rodzicach, pracownikach dworu, o wojnie oraz o okresach łódzkim i warszawskim, roztaczała p. Anna „Anita” z Dembińskich Jerzowa Gorzkowska, najstarsza z dzieci Henryka i Marii z Gołuchowskich Dembińskich.
------------------
W programie, jak i w niniejszym tekście wykorzystano książki i artykuły dr Agnieszki Zarychty-Wójcickiej, jak też wydawnictwa: Anita z Dembińskich Gorzkowska, Edward Pawlik „Dembińscy z Przysuchy. Między Polską a Ameryką” (Przysucha 2018), Helena z Tyszkiewiczów Ostrowska „Wspomnienia” (Warszawa 2022), Maria z Gołuchowskich Zachorowska „Życie codzienne we dworze rodziny Dembińskich w Przysusze w czasie II wojny światowej” (Przysucha, 2022) i listy Heleny Ostrowskiej do Zofii z Tyszkiewiczów Dembińskiej (rękopis), zbiory śp. Piotra i Elżbiety Dembińskich.
18.02.2023, PŁ
Posłuchaj także:
Wielkanocna opowieść prof. Marii Dembińskiej
Kategorie:
OGÓLNY OPIS PODCASTU
Rody i Rodziny Mazowsza
Mamy w Polsce i na Mazowszu całą mozaikę rodzin. Są rody wielkie, możne i zasłużone, które przez wieki miały znaczenie polityczne, wsławiały się mecenatem kulturalnym i szeroką działalnością filantropijną. O wszystkich tych rodach staramy się mówić w tej audycji, najczęściej z udziałem ich członków lub z pomocą historyków.
Jedna z byłych ziemianek, zaraz po II wojnie światowej, podczas wizyty adoratora swej córki, usłyszała od młodego człowieka, że jest on krewnym lub powinowatym znanego i szanowanego wykładowcy jednej z uczelni wyższych. Zupełnie bezwiednie zapytała: Rozumiem... tak... A to, z których [jest] pan Kowalskich, z tych dużych czy z tych małych? Na co młodzieniec przytomnie odpowiedział: z tych najmniejszych, łaskawa pani.
Anegdota ta pokazuje różnice wewnętrzne w środowisku ziemiańskim. Choć było to już po 1945 roku, nie istniała struktura społeczna sprzed wojny, starsza pani nadal myślała kategoriami kręgu społecznego, w którym wyrosła i spędziła część dorosłego życia.
Z kolei, przedstawiciel Hordliczków, będąc u swojej czeskiej siostry w Pradze, czuł, iż jest ona pełna podziwu dla niego i całej polskiej linii tej rodziny, że na ziemiach polskich osiągnęła ona nie tylko sukces ekonomiczny, ale i społeczny. Siostra, mieszkająca w stolicy Czech, bynajmniej nie znajdująca się na nizinach społecznych, uznawała jednak wyższość brata i fakt, że zaliczał się on do elit.
Na czym jednak polega różnica? Ziemianie w Polsce, poza kapitałem ekonomicznym, szczycili się również „starożytnością” rodu, a więc pochodzeniem sięgającym wieki wstecz, jak również naturalnymi, rodzinnymi oraz towarzyskimi relacjami ze światem ziemiaństwa, a niekiedy arystokracji. Mówiono o Malczewskich (rodzinie malarza), choć dawno nie posiadali żadnego majątku, ale cały czas obracali się w tym samym kręgu, tak jakby nic w życiu tej rodziny nie zmieniło się.
Hordliczkowie, dotarłszy do tej wysokiej pozycji w burżuazji i ziemiaństwie polskim, wykonali wcześniej gigantyczną pracę. I trudno sobie wyobrazić, aby ktoś z tej rodziny o swoim krewnym powiedział, że jest z „małych” lub „dużych” Hordliczków. Więź między nimi wydaje się naturalna i oczywista. I nie była podyktowana statusem ekonomicznym. Co najwyżej można zauważyć, iż ze względu na „obcy” początkowo grunt, czyli środowisko polskie, z pewnością łączyło ich pochodzenie narodowe. Z czasem i to się zmieniło, bowiem spolonizowali się, a Agata Hordliczkówna, mówiąca z troską, że „nie o takiej Polsce myśleliśmy”, jest na to dobitnym przykładem.
Trudno powiedzieć, jakby zachowali się, gdyby spotkało ich to, co Lilpopów. Z identycznego poziomu społecznego, Stanisław Wilhelm Lilpop (syn przemysłowca obcego pochodzenia i ziemianin), liczył, że jedyna dziedziczka jego dóbr brwinowskich, Anna, wyjdzie za mąż za Krzysztofa księcia Radziwiłła z Sichowa. Radziwiłłom jednak ten mariaż nie przypadł do gustu, nie doszło do niego, a Anna za to wyszła za mąż za Jarosława Iwaszkiewicza, co z kolei początkowo nie podobało się zamożnemu Lilpopowi, bo jakże to z pracy piórem można utrzymać rodzinę?
Hordliczkowie z pewnością mieli ambicje osiągnięcia pozycji ekonomicznej i społecznej. To się im udało, ale mimo późniejszych mariaży z członkami polskiego ziemiaństwa, nie traktowali tego jako cel sam w sobie. Jak mówi w programie dr Anna Ogonowska – to jednak byli Czesi.
Pod każdym względem więc, dzieje rodziny Hordliczków niejako wymykają się polskim stereotypom, co nie przeszkadzało im na dostosowanie się czy przyjęcie bezwiednie za własny kodu kulturowego polskich elit ziemiańskich i burżuazyjnych (zachowania, obyczaj towarzyski, filantropia, szczególny - pozytywny stosunek do pracowników, potrzeby życia kulturalnego, wykształcenie młodzieży, wychowanie itd.).
Jest coś, co bardzo wyraźnie charakteryzuje rodziny pochodzenia obcego w Polsce, a co budziło zdziwienie szczególnie u okupanta niemieckiego, że w ogromnej większości opowiedziały się one po stronie polskości. Tak też było u Hordliczków, o czym świadczy ich zaangażowanie w Podziemiu, udział w powstaniu warszawskim 1944 roku i osobiste historie członków rodziny z pokolenia wojennego.
O tym, co charakterystyczne dla tej rodziny oraz niejako o efektach ich przybycia, a potem zakorzenienia się w Polsce, w drugiej części programu mówią: dr Anna Ogonowska, prezes Fundacji Koszary Przywróćmy Pamięć, Krzysztof Kot, wiceprezes Fundacji i Krzysztof Czyżewski, potomek (z młodego pokolenia) rodziny Hordliczków.
23.03.2025
50 min 08 s
W związku z przypadającym w tym roku 100-leciem Podkowy Leśnej, która powstała na prywatnych gruntach w wyniku ich parcelacji, przypominamy historię jednego z "ojców założycieli" tego urokliwego miasta - ogrodu, czyli Stanisława Wilhelma Lilpopa, właściciela dóbr brwinowskich, myśliwego, podróżnika i wyśmienitego fotografika, o którym opowiadają pp. Agata Kościelna-Ratowska i Agata Charuba-Chadryś z Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku.
21.03.2025
24 min 40 s
Zanim w hutnictwie szkła nastali Hordliczkowie
Już po koniec XVI wieku Jan Zamoyski, hetman wielki koronny, posiadał huty szkła. W XVIII stuleciu, XI ordynat Aleksander Zamoyski (1770-1800) rozpoczął produkcję szkła (1791-1800), a kontynuował jego brat i spadkobierca, Stanisław Kostka (1775-1856), XII ordynat. Ordynackie huty szklane jednak nie wyszły ze swoimi produktami poza obręb ordynacji, bowiem przydawały się na rynku wewnętrznym, m.in. butelki do piwa z browaru Zwierzyniec. Par koło Tomaszowa Lubelskiego był pierwszą osadą hutniczą (1791), a następnie powstała huta w Janowie Lubelskim. W tej drugiej, poza butelkami produkowano szyby i wykonano 500 tafel okiennych do pałacu w Klemensowie, który był – po opuszczeniu pałacu w Zamościu i zamianie twierdzy zamojskiej na dobra jadowskie (pow. radzymiński), główną siedzibą rezydencjonalną ordynatów zamojskich.
Pomijając czasy najdawniejsze, w XVIII wieku, obok zamiłowania do sztuk pięknych, król Stanisław August starał się królewskie miasta rozwijać także w dziedzinie przemysłu i popierał podobne działania wśród wielkich właścicieli ziemskich. Oni zaś, pochodzący najczęściej z możnych, wpływowych rodów, w swych dobrach tworzyli nie tylko liczne manufaktury, wspierali rzemiosło itd., ale zakładali również huty szkła, kwalifikowane do przemysłu mineralnego.
Huty te stanowiły źródło szkła użytkowego (okna, naczynia codzienne, butelki), jako dobra konsumpcyjne dla właścicieli, przynosiły dochody, a w niektórych produkowano szkło artystyczne. Wcześniej, zanim powstały, przedmioty ze szkła kupowano w dużych miastach lub składano zamówienia w odległych hutach w Polsce i za granicą.
Ciekawym przykładem jest wielki klucz dóbr Międzybóż, należący do Czartoryskich, którzy w wyniku małżeństw i skupiania kapitału, zgromadzili majątek na tyle duży, że pozwalał on im na uczestnictwo w wielkiej polityce (ekspansja ugrupowania „Familii”). Klucz majątków, o którym mowa znajdował się na Podolu (mąż Izabeli z Flemmingów, Adam Kazimierz Czartoryski był generałem ziem podolskich) i początkowo był w rękach Sieniawskich, Czartoryskich, Tarłów i Dönhoffów.
Stan majątkowy Czartoryskich poprawił się, a można powiedzieć, że doprowadził do ich bogactwa dzięki małżeństwu Augusta Czartoryskiego (1697-1782, ojca wspomnianego Adama Kazimierza) z wdową, Marią Zofią z Sieniawskich (1698-1771) 1° Stanisławową Dönhoffową, która wniosła Czartoryskim liczne dobra (i kapitały), w tym odziedziczone po zmarłym pierwszym mężu.
Nie wnikając w procesy własnościowe i ich chronologię, Czartoryscy byli w posiadaniu: huty kryształowej w starostwie lubaczowskim (po 1717 roku), huty w Starym Siole koło Lwowa, w Michunkach Lasowych (Leśnych, pow. latyczowski, to zakład z dziedzictwa Sieniawskich), huty szkła w Latyczowie (pierwotna własność J. Tarły), oraz huty w Berezówce (Sieniawskich, następnie Czartoryskich). Oczywiste, że zakłady te prowadzili wyspecjalizowani administratorzy albo były wydzierżawiane, przynosząc właścicielom zyski, jak i niezbędne zaopatrzenie oraz wyposażenie dworów.
W zaborze rosyjskim – Królestwo Polskie; Golicyn korzysta z fachowców Hordliczki
W Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego można znaleźć kilkadziesiąt wsi i miast, których nazwy sugerują produkcję hutniczą, a z części haseł słownika dowiadujemy się o istnieniu w danej miejscowości czy wsi huty szklanej. To niewielki procent, a co ciekawe, większość tych hut znajdowała się na terenach wschodnich, określanych teraz mianem kresów. W Królestwie Polskim w granicach wyznaczonych przez zaborcę znajdujemy na przykład huty szkła (II poł. XIX w.): w Hucie Aniołów nad Bzurą (pow. łódzki), w Aminie (pow. bychawski, gm. Horodyszcze, gub. lubelska), w Barczącej (pow. nowomiński), w Chocianowiczach (pow. łaski, łódzkie) – ta huta produkowała na potrzeby dworu w Pabianicach i in.
W pierwszej połowie XIX wieku rząd Królestwa Polskiego (F. K. Drucki-Lubecki), w związku z niekorzystną dla Polaków sytuacją celną, udzielał inwestorom w przemyśle kredytów, niektóre potem umarzając, aby produkcja przemysłowa na ziemiach polskich nabrała rozpędu. Korzystali z tych możliwości włókiennicy, cukrownicy, metalowcy, ale i hutnicy szklani.
Warto zauważyć przemysłową działalność Sergiusza Golicyna w powiecie węgrowskim, który (ożeniwszy się z Marią Ewą z Jezierskich z Garbowa w powiecie lubartowskim, a zasiliwszy jej majątek środkami ze swoich dóbr rosyjskich), poza założeniem gorzelni, stawów rybnych, rozbudową pałacu w Starej Wsi oraz kościoła, wystawił też hutę szkła (budowa w l. 1840-1842). Nazwana od nazwiska właściciela „Golicynowem” położona była przy szlaku z Węgrowa, przez Tończę do Stoczka. Fachowców hutników S. Golicyn sprowadzał z Niemiec i Czech, ale najpierw posiłkował się pracownikami od Ignacego Hordliczki z Barczącej, a potem z osady Czechy w powiecie garwolińskim. Pracowali też ludzie z Huty Mińskiej (pow. nowomiński, ob. miński). Nazwy miejscowości, z których sprowadził Golicyn pracowników mówią też o mnogości hut szklanych (niewielkich, jak można sądzić): Huta Borowska (pow. lubelski), Huta Jarczewska (pow. łukowski), Huta Myśliszewska i Huta Kolonia (pow. radomski), Huta Moczydła (pow. nowomiński), Huta koło Zegrza (pow. pułtuski), Huta (pow. żelechowski). Liczba pracowników powoli się jednak zmniejszała, co wiązano z kryzysem lat 70. XIX w. w tej gałęzi przemysłu. W 1871 roku w Guberni Siedleckiej istniało 5 hut szkła.
Od powstania styczniowego do Wielkiej Wojny
Kolejnym okresem rozwoju przemysłu były lata po powstaniu styczniowym 1863, kiedy zrozumiano, iż zbrojne próby odzyskania niepodległości przyniosły zbyt wiele ofiar, a na tej fali pojawiły się hasła pracy organicznej i pracy u podstaw, czyli pozytywizm.
Istniejące huty szkła, jak np. firma Ignacy Hordliczka przechodziły doskonały okres, inne zaś dopiero powstawały. Budowanie nowych hut obserwujemy od początku XX wieku do wybuchu tzw. Wielkiej Wojny w 1914 roku, a nawet przed samą wojną, bo jeszcze w 1913 roku. Można wymienić niektóre mniejsze i większe huty, ich siłę wskazując m.in. poprzez liczbę zatrudnionych pracowników (robotników).
A więc: Huta Towarzystwa Akcyjnego Reich i S-ka w Zawierciu (1884) z poziomem zatrudnienia do 830 osób; huta H. Levego w Dąbrowie (pow. łukowski, 1901), 600 osób; huta J. W. Sawickiego w Pelcowiźnie (1889), 520 osób. Z racji dziejów rodu Hordliczków, interesujący nas teren Guberni Siedleckiej: huta Izraela Fraenkela w Dąbrowie (pow. puławski), 600 pracowników; Dubeszno (pow. włodawski), 500 osób, no i największa, zasobna w pracowników huta „Czechy” Hordliczków (podawana do dziś za przykład przedsiębiorstwa patronackiego, ze względu na „ojcowski” stosunek właściciela do osób zatrudnionych), z pond 800 pracownikami.
Nie da się nie zauważyć kolejnych zakładów w kraju: huty „Hortensja” oraz „Kora” w Piotrkowie, huty H.L. Fiszmana, huty „Ruda Opalin” (pow. chełmski), huty w Wołominie (Sz. Kon, dotychczasowy właściciel młyna w Międzylesiu, pow. radzymiński; 1908, ekspansja na rynku rosyjskim, odznaczenie za jakość produkcji od dostawcy dla dworu carskiego), huty w Legionowie (de facto huty „Jabłonna”, 1897). W drugiej połowie XIX i na początku XX wieku, w Królestwie Polskim w ramach przemysłu mineralnego, aż 20 % zatrudnionych stanowili pracownicy hut szkła (na drugiej pozycji po cegielniach).
Powstałe huty szkła w XIX wieku – te największe i najbardziej prężne – w XX w. istniały, ale po 1918 roku powstawały również nowe. Poza hutami w Legionowie, Wołominie czy Wyszkowie, na dziś warszawskim Targówku działały huty: firma Kijewski i Scholtze (1878-1909), huta „Targówek” Morica Weigmeistra (1909) oraz „Weneda” Szymański, Kurowski i S-ka (1920), „Huta i Rafineria Szkła „Targówek” Kazimierz Klimczak i S-wie (jako K. Klimczak 1925, a potem od 1930/1931).
Nie ucieczka, a chęć rozwoju
Poza Zgierzem, w którym Hordliczkowie zresztą też mieli swoje interesy, ich huta szkła Czechy, najpierw działająca na gruntach dzierżawionych, wysunęła się dość szybko na czołówkę zakładów szklarskich w Królestwie Polskim, a znana była i na pozostałych ziemiach polskich w okresie zaborów.
W osadzie Czechy, gdzie swoją fabrykę przenieśli, produkowali różnego rodzaju szkła, kryształy, ale także szyby do okien. Trąbki (gmina Pilawa, pow. garwoliński) służyły jako majątek ziemski (folwark hodowlany) oraz stanowiły osadę pracowniczą.
Zanim szklana produkcja ulokowała się pod Garwolinem, założyciel fabryki Ignacy Hordliczka (1786-1854) przeszedł drogę kariery od skromnego subiekta w czeskiej Pradze po właściciela wytwórni octu. Pochodził z Czech, wychował się w dobrze sytuowanej rodzinie, ale wcześnie stracił rodziców. Miał trzech braci; jego zamiłowanie do szkła i chęć założenia własnej huty należy wiązać z dzieciństwem, które upłynęło mu w okolicach Nowego Boru i Kameneckiego Senova, gdzie istniały już liczne fabryki, produkujące przedmioty ze szkła.
Młody Hordliczka, po okresie praskim, znalazł się w Głogowie na Śląsku, pracując tam w fabryce octu. Gdy zgromadził fundusze, przyjechał do Warszawy. Założył produkcję octu winnego, co pozwoliło mu zebrać kolejne sumy kapitału. Gdy poczuł się na siłach (a miał również doświadczenia przemysłowo-handlowe), wraz z dwoma partnerami przystąpił do wytwarzania wyrobów szklanych. W majątku ziemskim Barcząca koło Mińska Mazowieckiego, Jan Knaute prowadził już mały zakład hutniczy. Hordliczka, wraz z kupcem Alojzym Szmelcowskim oraz właścicielem dóbr Barcząca Hilarym Tyborowskim (który wydzierżawił teren), utworzył spółkę i rozwinął działalność hutniczą. Z czasem brakowało surowca, a przede wszystkim drewna do pieców hutniczych, wobec tego - już sam, bo pozostali członkowie spółki odeszli z niej - kupił majątek ziemski wraz z dużym obszarem lasu w powiecie garwolińskim. Będące w pierwszej ćwierci XX w. w rękach rodziny dobra Huta Garwolińska, Cyganówka, Trąbki, Budy, nie wskazując poszczególnych właścicieli hipotecznych, miały łącznie 2261 ha ziemi, głównie lasów. Tam, w Garwolińskiem, stali w krótkim szeregu największych właścicieli ziemskich, tuż za Zamoyskimi z Podzamcza k. Maciejowic.
Działania Ignacego Hordliczki (a potem jego dwóch bratanków, Edwarda i Wilhelma) były prekursorskie nie tylko z tytułu rozwiązań technicznych i wzornictwa. Ze względu na brak fachowców w kraju, sprowadził on grupę cudzoziemców (głównie Czechów z rodzinami), którzy zadomowili się pod Garwolinem na stałe; ich potomków można jeszcze spotkać w tamtym regionie do dziś. Pracownikom swoim stworzył wyśmienite warunki: osiedle fabryczne, szkołę, sklep i inne udogodnienia. Hordliczka stworzył zupełnie nową osadę fabryczną, tak jak w Żyrardowie Łubieńscy, a potem Filip de Girard, zaś w podwarszawskich Markach bracia Briggsowie. Największy rozwój Huty Czechy przypadł na czasy następców Ignacego, tj. jego bratanków: Wilhelma (1814-1880) i Edwarda (1821-1889) Hordliczków.
Jeszcze za życia, jako założyciel osady fabrycznej, ale i właściciel majątku ziemskiego, I. Hordliczka postawił dwór, który (wraz z pierwszym skromnym domem) istnieje do dziś, a do reformy rolnej 1945 (choć właściwie i dłużej) oraz nacjonalizacji fabryki, był siedzibą kolejnych pokoleń Hordliczków. Huta Czechy miewała kłopoty, niemniej przetrwała wszystkie trudne chwile, zmieniając niekiedy profil produkcji (ale zawsze szkło), jak też strukturę organizacyjno-własnościową. Członkowie rodziny Hordliczków spolonizowali się, wchodząc w związki małżeńskie z przedstawicielami polskich rodzin ziemiańskich czy burżuazyjnych. Pozostawili po sobie dobrą pamięć w Trąbkach, jako solidni pracodawcy, społecznicy, zaangażowani w sprawy lokalne, jak i uczestniczący w działaniach niepodległościowych.
Monografia polskich Hordliczków
Poza jednym przypadkiem powrotu do Czech, potomkowie obu linii, po Edwardzie i Wilhelmie, są do dziś w Polsce, choć – jako potomkowie po kądzieli – noszą inne nazwiska. Z jednej strony byli elitą społeczeństwa i stanowili przykład dla innych przemysłowców czy w ogóle ludzi interesu, z drugiej – są rodziną, która w swych długich dziejach przeżywała wzloty i upadki, a nawet skandale. Poprzez losy wojenne, ale i wcześniejsze wydarzenia z okresu dwudziestolecia międzywojennego, niektórzy z potomków braci Edwarda i Wilhelma odnajdują się, odkurzając historię: zarówno tę, która jednak była i jest przekazywana przez poprzednie generacje, jak i tę dotychczas zgromadzoną na strychu drewnianego dworu. Dworu czy domu, który wymagając remontu dachu, raptem odkrył przed światem bogactwo archiwum rodzinnego. Z połączenia treści archiwalnych dokumentów, relacji członków rodziny i innych (oral history) oraz iście benedyktyńskiej kwerendy prasowej, powstała opowieść (z aparatem naukowym, ale i o charakterze reportażowym) o bardzo ciekawej familii. Opowieść, dla której przyznanie miana monografii nie jest przesadą – przeciwnie, jest to olbrzymi zbiór sprawdzonych, zweryfikowanych naukowo faktów, które niemal w 100% znalazły się w jednym tomie. Monografie rodzinne mają to do siebie, że zazwyczaj są dzielone na poszczególne linie czy gałęzie. Jest rzadkością udana próba umieszczenia tak wielu historii poszczególnych członków rodziny w jednym opracowaniu. Zawsze jakieś skróty muszą być, ale jeśli rozwinie się długie drzewo genealogiczne tej rodziny, to o każdej niemal osobie, umieszczonej na tym wykresie, można coś przeczytać w książce.
O dziejach czeskiej, ale spolonizowanej rodziny Hordliczków, przemysłowców, ziemian, społeczników, dla której osiedlenie się, a potem trwanie na polskiej ziemi było wyborem świadomym, wynikającym najpierw z marzenia o sukcesie gospodarczym, a potem już z serca, w programie dyskutują i opowiadają: dr Anna Ogonowska, prezes Fundacji Koszary Przywróćmy Pamięć, Krzysztof Kot, wiceprezes Fundacji – współautorzy książki Śladami Hordliczków (Garwolin 2024) i Krzysztof Czyżewski, potomek Edwarda Hordliczki – współrealizatora sukcesu i rozwoju rodziny.
Lit. (wybór):
- T. Epsztein, S. Górzyński, Spis ziemian Rzeczypospolitej Polskiej w roku 1930; województwo lubelskie, województwo lwowskie, Warszawa 1990;
- P. Jermakowicz, Rozwój idei przedsiębiorstw patronackich w XXI wieku, „Economics and Management”, nr 2, Warszawa 2014;
- K. Kossowska, Fabryka szkła, kryształów i szyb do okien Ignacego Hordliczki 1822-1982, red. J. Kossowski, Kraków 1983;
- J. S. Nowak, Hutnictwo szklane w dobrach podolskich rodów Sieniawskich, Czartoryskich i Tarłów. Michunki Lasowe, Stare Sioło, Berezówka, Latyczów (1721-1782) [w:] Rozprawy Muzeum Narodowego w Krakowie; file:///C:/Users/Dom/Downloads/rmnk2012__p0015-0180.pdf - dostęp 15.03.2025;
- W. Puś, Statystyka przemysłu Królestwa Polskiego w latach 1879-1913. Materiały źródłowe, Łódź 2013;
- W. Puś, Rozwój przemysłu w Królestwie Polskim 1870-1914, Łódź 1997;
- W. Puś, Przemysł ziemiański Guberni Siedleckiej w l. 1879-1913, b.d.;
- Z. Rostkowski, ks., „Huta Szkła Golicynów” w powiecie węgrowskim w latach 1840-1878, „Wschodni Rocznik Humanistyczny”, tom III, Radzyń Podlaski 2006;
- Z. Rostkowski, ks., Książę Sergiusz G. Golicyn Firs. Dziedzic starowiejski, Warszawa 2006;
- J. E. Szczepański, Wojenne adresy Legionowa. Huta Szkła, „Nasza Historia” nr 6, Legionowo, czerwiec 2020;
- M. Więcek, Lokalizacja hut szkła na (pod)warszawskim Targówku, „Szkło i ceramika”, nr 3, Warszawa 2016.
16.03.2025
54 min 14 s
Urodzony wcześniej malarz i jego potomkowie
Sprawa daty dziennej urodzenia Marcelego Bacciarellego staraniem rodziny została wreszcie sprostowana, niemniej jeszcze do tej pory zdarzają się pomyłki – jak i ta na początku audycji. Przypomnijmy więc, że artysta urodził się 10 lutego 1731 roku o godz. 10 w Rzymie, natomiast 16 lutego wydarzenie to zostało wpisane do akt metrykalnych.
Jak podaje p. Ewa Bacciarelli-Hallala, Marcello Bacciarelli – nadworny malarz króla Stanisława Augusta, miał pięcioro dzieci: trzy córki i dwóch synów. Starszy Fryderyk, znający kilka języków, służył na dworze króla jako sekretarz, a po jego śmierci wykonywał różne prace urzędnicze. Młodszy syn Franciszek skończył Szkołę Kadetów i został zawodowym wojskowym. Służył w 11. Regimencie Pieszym Grenadierów pod dowództwem gen. Witta w Garnizonie w Kamieńcu Podolskim. Po abdykacji króla osiadł wraz z rodziną w wójtostwie Osiek k. Łowicza i z oficera przemienił się w ziemianina. Tą samą drogą skutecznie podążał syn Józef i jego potomkowie aż do 1945 roku.
Losy linii po wnuku Marcelim
We wcześniejszych audycjach mogliśmy poznać Bacciarellich jako ziemian – właścicieli majątków ziemskich, żyjących z pracy na roli… jednak w aurze sławy wielkiego przodka, co – ze względu na pochodzenie włoskie – przydało się również w czasie okupacji 1939-1945.
Franciszek – dodaje p. E. Bacciarelli-Hallala - miał jeszcze dwóch synów: Marcelego i Teodora, którzy kontynuowali tradycję wojskową. Marcelli przeszedł rosyjską kampanię napoleońską, a potem obaj służyli w 5 Pułku Piechoty Liniowej WP. Ich życie zmieniło się radykalnie po powstaniu listopadowym. W tej części rodziny widzimy inne, niż rolnicze zawody i zajęcia w poszczególnych pokoleniach. Są żołnierze – to służba dla kraju, której poświęciło się wielu Bacciarellich, m.in. kapitan Franciszek (1765-1834), podpułkownik Marceli (1792-1865). A spośród innych fachowców znajdujemy m.in. ślusarza i kowala (Jan Wacław, 1867-1938), drogistę Józefa (1899-1944, syna Konstantego), majora WP, którego syn Zdzisław Bacciarelli (1925-1944) zginął w powstaniu warszawskim 1944; w harcerstwie udzielał się inż. Janusz Bacciarelli (1929-2022). Nauczycielski zawód wybrała Irena z Bacciarellich Szarska (1900–1982), a ekspedientką była Wanda Jadwiga Ossowska (1909-1987).
Dodajmy, że w linii wnuka malarza – Teodora (1802-1884), majora WP, odznaczonego Krzyżem Virtuti Militari, potem burmistrza Szydłowca, Bodzentyna i Daleszyc, byli na przykład: urzędnik magistratu, nauczycielka i działaczka oświatowa. Był też bankowiec Kazimierz Bacciarelli (1869-1919), ożeniony z ciotką artystki rzeźbiarki Magdaleny Abakanowicz.
Najbliżsi
Ewa Bacciarelli-Hallala reprezentuje już VII pokolenie linii Marcelego – wnuka artysty. Jej rodzina ma związki z Boczkami, Sierpcem, Sochaczewem, Żyrardowem czy Warszawą. Ojciec, Witold Bacciarelli był oficerem WP, również w trudnym okresie PRL. Swoje losy, zaczynając je jednak od korzeni rodzinnych, opisał w książce Nic bez nas się nie działo Wspomnienia kwatermistrza (1978).
Można śmiało powiedzieć, że w kolejnych pokoleniach Bacciarellowie, choć różnili się statusem ekonomicznym, zachowali tradycję i przywiązanie do rodzinnego honoru wraz z obowiązkiem służby krajowi. To, co zostało – jak mówi E. Hallala, po rodzicach, np. odznaczenia, upominki, dyplomy gratulacyjne i dokumentacja ikonograficzna, oddała do Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy (2024). Przekazała również kolekcję szkła użytkowego mamy Eugenii Bacciarelli do Muzeum w Łowiczu.
Brat Marceli Witold Bacciarelli (1939-1996) był dziennikarzem i krytykiem sztuki. Rodzeństwo miało świadomość, może przez jakiś czas uśpioną, przynależności do rodziny Bacciarellich. Stąd wola i konsekwencja w zdobywaniu głębszej wiedzy na jej temat m.in. poprzez współpracę z muzealnikami i historykami sztuki oraz aktywnym uczestniczeniu w obchodach upamiętniających malarza.
Pożegnanie z Pałacem Ślubów?
Chyba każdy człowiek, znający dzieje polskiej sztuki, malarstwa, ale i Warszawy wie, iż tzw. malarnia Marcelego Bacciarellego to bardzo ważne miejsce historyczne. Zapewne młodożeńcom miło jest brać ślub w budynku, pamięcią związanym z pracą i życiem królewskiego portrecisty i doradcy w sprawach kultury i sztuki. Niemniej, budynek ten powinien służyć sztuce. Stąd też zupełnie zrozumiałe marzenie rodziny, ale i miłośników twórczości Bacciarellego, aby utworzyć na Zamku Królewskim w Warszawie Centrum im. Marcella i Fryderyki z Richterów Bacciarellich. Byłby to – jak mówi gość programu - symboliczny powrót artystów do miejsca długoletniego życia i śmierci, a udostępniający cały zasób źródeł i opracowań [dotyczących malarza], rozproszonych po archiwach, bibliotekach, muzeach w kraju i za granicą.
O historii swojej linii rodziny, z uwzględnieniem szczególnie okresu II wojny św. i okresu PRL, w programie opowiadała mgr inż. Ewa Bacciarelli-Hallala, potomkini M. Bacciarellego, nadwornego malarza króla Stanisława Augusta.
02.03.2025
49 min 45 s
Pamięć o wielkim malarzu
W 1968 roku, na 150. rocznicę śmierci Marcelego Bacciarellego, Muzeum Narodowe w Poznaniu zorganizowało wystawę Marcello Bacciarelli 1731-1818 Życie – twórczość – dzieła. Była to pierwsza monograficzna wystawa obrazów i rysunków malarza.
W 1970 roku, w związku ze 152. rocznicą śmierci artysty, Muzeum Narodowe w Warszawie otworzyło ekspozycję Marcello Bacciarelli 1731-1818 Życie – twórczość – dzieła, która stanowiła rozszerzoną prezentację wszystkich dostępnych dzieł malarza i jemu współczesnych. Wydarzenie to stało się również głosem w dyskusji i argumentem za odbudową Zamku Królewskiego i Łazienek Królewskich w Warszawie.
Wtedy również odbył się pierwszy zjazd rodziny i prezentacja drzewa genealogicznego wraz z pamiątkami, przechowywanymi przez potomków portrecisty.
Z kolei, w 1998 roku – 180. rocznica śmierci słynnego Włocha na służbie polskiego króla; rodzina i Towarzystwo Przyjaciół Zamku Królewskiego zorganizowały wspólne wydarzenie: Zjazd rodzinny w Warszawie – odsłonięcie tablic upamiętniających malarza i jego żonę w Krypcie Królewskiej Katedry i na fasadzie Zamku. I stosunkowo niedawno, bo w roku 2018, 200 lat po śmierci malarza na Zamku Królewskim w Warszawie miała miejsce wystawa Marcello Bacciarelli Najpiękniejsze portrety; w jej otwarciu rodzina także licznie uczestniczyła. Pamięć o malarzu i jego twórczości w polskiej kulturze trwa. Dzieje rodziny znane są wyrywkowo, ale że nazwisko przyciąga uwagę, stąd też rośnie zainteresowaniem dziejami tej rozrodzonej familii. Mówił o tym również nieodżałowany p. Ryszard Bacciarelli, który jako jeden z niewielu osób funkcjonował – poprzez swoją pracę artystyczną – w przestrzeni publicznej.
Redaktorskie spotkania z Bacciarellimi
Nie zapomnę, gdy będąc bardzo młodym uczniem, z jakiejś publikacji, przez kalkę odrysowywałem (potem go malując farbkami akwarelowymi) portret króla Stanisława Augusta – ten znany, z kapeluszem z piórami, który do przełomu XIX i XX wieku znajdował się w słynnej warszawskiej kolekcji Antoniego Strzałeckiego (1844-1934), malarza, dekoratora, konserwatora dzieł sztuki, kolekcjonera. W warsztacie tegoż Strzałeckiego została wykonana neorokokowa rzeźbiona rama, zdobiąca portret do dziś, o czym w programie opowiadał prof. Andrzej Strzałecki:
Obraz Bacciarellego w kolekcji Strzałeckich
Już w XXI wieku z wypiekami na twarzy oglądałem wystawę prac M. Bacciarellego na Zamku Królewskim w Warszawie, jak też słyszałem o wątpliwościach i stawianych pytaniach: gdzie leży malarz i jego żona, co się stało z ich szczątkami, które przed II wojną św. znajdowały się jeszcze w katedrze św. Jana.
I wreszcie, nigdy nie przypuszczałem, że robiąc audycję z p. Ryszardem Bacciarellim (1928-2021), znanym i lubianym aktorem teatralnym i filmowym, potomkiem malarza, antenowo w cyklu „Rody i Rodziny Mazowsza” z tą rodziną zetknę się jeszcze kilkukrotnie. Pierwsza audycja nie jest już dostępna w Internecie, ale gdy artysta pożegnał się ze swoimi najbliższymi i wielbicielami Jego gry aktorskiej w 2021 roku, zrobiłem wspomnienie i powtórzyłem tę rozmowę sprzed lat:
Bacciarellowie, Ryszard Bacciarelli.
Okazało się wówczas – co nie było zresztą jakoś odkrywcze, bo syn jego kuzyna, śp. dr Aleksander Jan Bacciarelli (1951-2019) nieraz występował w mediach i opowiadał o rodzinie, zwłaszcza od chwili, gdy osiadł w dawnym rodzinnym dworze w Osieku – że są również inni, całkiem liczni potomkowie wielkiego królewskiego malarza – portrecisty. Powstała więc kolejna audycja (dwuczęściowa), w której wystąpiła przezacna, urocza, z poczuciem humoru, ale i głęboką refleksją – p. Elżbieta z Bacciarellich Walterowa Broslav (1929-2024), świadek historii, która po wielu latach emigracji powróciła do Polski, otoczona opieką rodziny, chętnie służyła swoją wiedzą i wydobywała z pamięci opowieści, głównie związane z jej rodzinnym domem w Miechowicach:
Bacciarellowie z Miechowic i Wagańca, cz. 1
Bacciarellowie z Miechowic i Wagańca, cz. 2.
Aż wreszcie, podczas już prywatnej eskapady wakacyjnej, z przyjaciółmi trafiłem do Wagańca (pow. aleksandrowski, woj. kujawsko-pomorskie), widząc w nim koparki i kilku robotników, którzy prowadzili rekultywację parku dworskiego w tej miejscowości, w miejscu w którym stał barokowy dwór Bacciarellich. Wójt Wagańca, Piotr Kosik, przy rozbiórce dworu uratował kolumny z ganku, chowając je, marząc o tym, aby kiedyś wróciły na swoje miejsce. Park odnowiono, kolumny wróciły, a wieść gminna niesie, że może ten zabytkowy obiekt zostanie w ogóle odbudowany. Byłoby cudownie!
I gdy sądziłem, że być może dużo już opowiedziałem w tym radiowym cyklu o Bacciarellich, odebrałem telefon. Miły damski głos mi powiedział: Bacciarellowie byli także żołnierzami, a malarz nie urodził się w tym dniu, który zazwyczaj podają wszelkie źródła. Po długim wprawdzie czasie, ale trafiłem zatem do kolejnego bacciarellowskiego domu, aby posłuchać opowieści równie interesujących, choć nieco odmiennych od dotychczasowych.
O tradycji wielkiego przodka, o pamięci i udziale rodziny w wydarzeniach, związanych z jego osobą, w programie mówiła mgr inż. Ewa Bacciarelli-Hallala, potomkini M. Bacciarellego, nadwornego malarza króla Stanisława Augusta.
09.02.2025
50 min 11 s
Rodzinno-towarzyski świat Klementyny z Dzieduszyckich Szembekowej. Na marginesie krakowskiej wystawy „Niezmienność”
Zdjęcia Klementyny w „Zofia Weiss Gallery”
Po Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem i Muzeum Dzieduszyckich w Zarzeczu, fotografie Klementyny Szembekowej pokazane zostały w Krakowie, na wystawie „Niezmienność”. Oprócz zdjęć młodego wówczas, acz znanego już kurortu, jego stałych mieszkańców – górali, osób związanych z artystyczno-inteligenckim i ziemiańskim światem, możemy podziwiać dzieła malarskie różnych artystów, łącznie ze współczesnymi obrazami Iwa Nowina Konopki, dla którego skądinąd niemal rodzinne Podhale jest twórczo inspirujące i stąd jego pejzaże malowane przeważnie akwarelą.
Wernisaż zgromadził licznych krewnych, powinowatych i przyjaciół z grona potomków ziemian oraz inteligencji, przeważnie galicyjskich: Dzieduszyckich, Morawskich, Reyów, Deskurów, Mehofferów, Konarskich i in. O ekspozycji mówiły panie kustoszki, Katarzyna Szarek z Muzeum Dzieduszyckich w Zarzeczu (Oddział Muzeum Kamienica Orsettich w Jarosławiu) i dr Magdalena Kwiecińska, etnolog z Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem. O idei wystawy i autorce zdjęć opowiadali też: Zofia Weiss-Konopczyna, właścicielka Galerii oraz przedstawiciele władz Związku Rodowego Dzieduszyckich h. Sas, Mateusz i Melania Dzieduszyccy.
Niezwykle ważne są te zdjęcia, ponieważ pokazują Zakopane z XIX wieku. Zakopane, którego już nie znamy. I faktem jest to, a co jest ważne, że wykonała je kobieta. Pochodzą one z dwóch ostatnich dekad XIX wieku. Owszem, Klementyna Szembekowa nie była jedyną kobietą, która wówczas fotografowała, bo były także inne panie, zajmujące się fotografią, a nawet jedna z nich uprzedziła Klementynę. Jeanne Houcke (1860-1930), przyjaciółka Marii Zamoyskiej, fotografowała codzienność Kuźnic i pejzaże tatrzańskie. Był to czas, gdy w Kuźnicach działała Szkoła Domowej Pracy Kobiet, założona przez Jadwigę Zamoyską.
Pod koniec XIX wieku Zakopane wraz z Kuźnicami stanowiło centrum życia i działalności ze względu na Zamoyskich, działalności twórczej, naukowej i artystycznej. To są lata, kiedy Zakopane jest niezwykle popularne. Pod Tatry przyjeżdża mnóstwo pisarzy, malarzy, artystów; część z nich osiadała, tak jak Witkiewiczowie i tam już tworzyli. Jest to więc prężny czas dla tego ośrodka pod Tatrami. Wiązało się to z myślą o niepodległości Polski, co łączyło ludzi z różnych środowisk i opcji politycznych.
Przyjeżdżają też Dzieduszyccy: Włodzimierz z żoną Alfonsyną z dziećmi. W latach późniejszych, ich najstarsza córka Klementyna już sama przyjeżdżała: z mężem, z dziećmi, a następnie znów sama. Często bywała w pensjonacie „Skoczyska”, który już nie istnieje, ale na jednej z fotografii uwieczniła ten budynek. Dokumentowała to, co widziała wokół siebie, a więc górali, sceny rodzajowe na Krupówkach, osoby, które wówczas mieszkały w Zakopanem, z którymi się spotykała, jak na przykład Stanisław Witkiewicz [ojciec], Stanisław Ignacy Witkiewicz, czyli Witkacy, jest także uchwycony brat Albert Chmielowski; wiadomo, że też spotykała się z Henrykiem Sienkiewiczem i wieloma innymi znanymi postaciami z historii Polski. Osoby, które wymieniłam są uwiecznione na tych zdjęciach.
Jest na przykład fotografia, na której widać, jak (tytuł zdjęcia „Anula i Staś Witkiewicz”), Anula, córka Klementyny i Zygmunta [późniejsza Antonowa Górska] i „Witkacy” razem idą w góry. Ale Klementyna też dokumentowała znane wówczas postaci w Zakopanem, znanych przewodników tatrzańskich. A także cieśli, jest na przykład Wojciech Roj, który był nie tylko przewodnikiem, ale właśnie cieślą i wybudował Dom pod Jedlami, słynną willę Pawlikowskich [z Medyki].
Fotografie te są niezwykłym dokumentem, ponieważ każda z nich ma swój tytuł, nadany przez Klementynę, datę, dzienną i opis, co dla nas jest bardzo cenne jako źródło. To stąd wiemy, że fotografię Dom pod Jedlami wykonała 28 października 1897 roku; jest to prawdopodobnie pierwsze zdjęcie już gotowego domu, bo willa właśnie w tym roku została zbudowana.
Zdjęcia Szembekowej mają walory artystyczne niewątpliwie, ale także właśnie walory dokumentalne, które dla mnie jako etnologa, są niezwykle ważne, bo pokazują górali ubranych w sposób tradycyjny. Dziś już sposób ubierania się górali zmienił się, więc [na tych starych zdjęciach] możemy zobaczyć, jak górale „nosili się”. Interesujący jest także drugi plan na tych fotografiach, ponieważ wśród postaci góralskich widzimy właśnie gości przyjeżdżających – „państwo”, jak się wówczas mówiło. Możemy więc obserwować modę tamtych lat, a więc kobiety w długich sukniach, z parasolkami, w kapeluszach, panowie w surdutach. [Oni wyglądają] tak, jakby nie przebierali się z miejskiego ubrania, tylko w góry szli tak, jak przyjechali, jakby bezpośrednio wysiedli z pociągu i poszli wprost na Krupówki. To zresztą jest szczęśliwy czas (1899), gdy dzięki staraniom Władysława Zamoyskiego, kolej została doprowadzona do Zakopanego. (…)
Widać, że Klementyna używała aparatu dość prostego w obsłudze, to znaczy takiego, który nie miał długiego czasu naświetlania; możemy zauważyć, że postaci nie są poruszone, są dobrze naświetlone i ostre. Problemem mogły być tylko te szklane klisze: ciężkie i łamliwe, ale mimo wszystko ponad 100 klisz przetrwało.
Na jednej fotografii widzimy Klementynę, która jest prawdopodobnie na jednej ze skał Kominiarskiego Wierchu, czyli pasma skał, ciągnącego się wzdłuż Doliny Kościeliskiej. Wejście nań nie jest proste. A trzeba pamiętać, że Klementyna chodziła ubrana tak jak przystało kobietom, więc w długiej sukni; można przyznać, że była dzielną kobietą. Była też otyła, co na pewno nie ułatwiało jej wędrówek.
Kolejne miejsce, była także na Nosalu. I na wycieczce po słowackiej stronie (…), widać tam szczyty Tatr zachodnich z przepięknymi połoninami. Tatry niewątpliwie musiały ją zachwycać, skoro także dokumentowała właśnie przyrodę. Utrwaliła wiatr halny nad Giewontem, potok gdzieś w Zakopanem, który ją zachwycił, jesion - bardzo znane drzewo w Zakopanem, nazywane jesionem Walczaków, które wpisało się w historię Zakopanego. Było to drzewo kilkusetletnie, ale w końcu zostało ścięte, niemniej najstarsi górale jeszcze pamiętają, do tej pory się zresztą o tym jesionie opowiadają. Wnioskuję, że Klementyna słuchała lokalnych opowieści i zwracała uwagę na to, o czym miejscowi mówili. W Zakopanem Klementyna przebywała najczęściej na wiosnę i w lecie, ale właściwie co roku.
[dr Magdalena Kwiecińska, Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem] A
Klementyna z Dzieduszyckich Szembekowa była osobą przygotowaną artystycznie, bo taką wiedzę otrzymała w domu, uczyła się malować i rysować, znała i rozumiała zasady kompozycji. Wiemy też, że pisała poezję.
Jej zdjęcia są dobrze skomponowane, przemyślane, przede wszystkim są dokumentem, bo nie mówimy o ujęciu ustawionym, tylko o mikrosekundzie złapanego ujęcia: górali rozmawiających, chodzących po ulicach… bardzo przemyślane kadry.
Nawiązując do mecenatu artystycznego Dzieduszyckich, trzeba wspomnieć o bracie Albercie Chmielowskim, który był ważną postacią dla Zarzecza, a ojciec Klementyny, Włodzimierz Dzieduszycki, był fundatorem jego stypendium. Dzięki temu Chmielowski ukończył akademię monachijską, był malarzem, blisko związany z Dzieduszyckimi.
[Katarzyna Szarek, kustosz Muzeum Dzieduszyckich w Zarzeczu] B
Eleonora i Maryszka
Ciekawe, że już po otwarciu wystawy, możemy dowiedzieć się więcej o drodze, jaką przebyły fotografie Klementyny. Zanim zostały one w rękach państwa Paradowskich, należały do rodziny. Z powodu tzw. dokwaterowań po II wojnie św. (co przeżywali właściciele prywatnych mieszkań i kamienic w większych miastach kraju), przy ul. Warszawskiej 1 w Krakowie mieszkali państwo Paradowscy oraz dwie damy.
Pierwsza z nich to Eleonora Maria z Jabłonowskich Bielska (1884-1977), urodzona w tym słynnym dla Jabłonowskich i Heydlów Bursztynie (pow. rohatyński)! Była ona córką Stanisława Jabłonowskiego i Jadwigi ze Steckich (pochodzącej z wołyńskiego Romanowa Ilińskich i Steckich). Zamężna za Juliuszem Aleksandrem Bielskim (1862-1941), ziemianinem i słynnym myśliwym, właścicielem dóbr Rychcice (pow. drohobycki, woj. lwowskie), wysiedlonym z żoną do sowchozu Iwanówka w północnym Kazachstanie, gdzie zmarł. Eleonora Bielska po powrocie z zesłania zamieszkała w 1947 roku w kamienicy przy kościele św. Floriana, przy ul. Warszawskiej. ¹
Druga pani to Maria z Szembeków Janowa Mycielska (1877-1951), zwana w rodzinie Maryszką, córka Klementyny, ² przy Warszawskiej 1 zamieszkała od 1931 roku. Pani Bielska była młodsza, a będąc na miejscu, z troską opiekowała się swoją dalszą kuzynką. Po jej śmierci, wobec emigracji synów, zmarła osamotniona, pochowana jest w grobowcu Rostworowskich na cmentarzu rakowickim.
A zatem, szklane klisze z zakopiańskimi zdjęciami były u pierworodnej córki ich autorki, po śmierci obu pań zostały w gestii pp. Paradowskich, a następnie trafiły do zbiorów p. Stefana Okołowicza, znanego witkacologa.
Wdzięk życia…
Maria z Łubieńskich Janowa Górska (1837-1926) z Woli Pękoszewskiej na Mazowszu (pow. skierniewicki), która miała szerokie kontakty w Krakowie i we Lwowie oraz lubiła Galicję, pisała z przyjemnością o swojej wizycie u Dzieduszyckich w Zarzeczu w 1906 roku. Nie znam równie gościnnego – zanotowała, kulturalnego, katolickiego domu jak ta ordynacka rezydencja (…), a kto córkę weźmie z tej rodziny, zapewni sobie spokój i wdzięk życia. ³
O wartości panien Dzieduszyckich musieli wiedzieć Józef Maciej (1818-1889) i Józefa z Moszyńskich Szembekowie z Poręby. Przyjęli z radością decyzję syna Zygmunta (1844-1907) o ożenku (ślub 1876) z prawdziwego uczucia z Klementyną Dzieduszycką (1855-1929), córką Włodzimierza (1825-1899), marszałka Sejmu Galicyjskiego, tajnego radcy, członka Izby Panów, I ordynata poturzycko-zarzeckiego, przyrodnika, twórcy muzeum przyrodniczego we Lwowie, mecenasa sztuki i darczyńcy ludzi nauki oraz Alfonsyny z Miączyńskich.
Małżeństwo Klementyny Dzieduszyckiej z Zygmuntem Szembekiem miało także wymiar prestiżowy, choć chyba bardziej dla Szembeków, bowiem mimo ciekawych paranteli i historycznej pozycji tej rodziny, o czym pisze prof. K. Karolczak, to jednak Dzieduszyccy w tym okresie historycznym stali na szczytach hierarchii galicyjskiej.
Późniejsi teściowie Zygmunta zasięgnęli języka, nie znając jeszcze młodego człowieka, aczkolwiek Włodzimierzowi Dzieduszyckiemu ożenek najstarszej córki Klementyny w sumie mógł przypaść do gustu. Lwowsko-krakowski świat ziemiański, arystokratyczny, połączony z naukowo-artystycznym, tworzył specyficzny klimat wzajemnych powiązań: urzędniczych, majątkowych, rodzinnych, ale też skupiał te wszystkie osoby wokół pasji kolekcjonerskich. W jakimś sensie wytrawnemu zbieraczowi okazów przyrodniczych, jakim był marszałek krajowy, mógł podobać się fakt, iż teść jego córki, Józef Szembek (być może razem z drugim synem, bp. Józefem Szembekiem) do dworu w Porębie kupił księgozbiór prof. Józefa Muczkowskiego; bibliotekę tę zresztą wcześniej już znał W. Dzieduszycki, bowiem wspierał ją swoim mecenatem. ⁴
Szembekowie
Zygmunt Szembek, właściciel Poręby (Poręba Żegoty, pow. chrzanowski) i Klementyna mieli dzieci: Marię Józefę (1877-1951) Janową Mycielską, Annę Antoniową Górską (1880-1966), Jana Włodzimierza (1881-1945), ambasadora w Bukareszcie, Budapeszcie i Brukseli, wiceministra spraw zagranicznych, najbliższego współpracownika min. Józefa Becka, Franciszka Salezego (1883) i Włodzimierza (1883-1942).
Włodzimierz Szembek, kandydat na ołtarze, Sługa Boży, zarządzał dobrami matki Klementyny z Dzieduszyckich, Węgierka koło Jarosławia. Wstąpił do salezjanów (1927); nowicjat odbył w klasztorze w Czerwińsku nad Wisłą. Otoczony szacunkiem za swoją postawę wobec ludzi, zarówno w majątku, jak i w innych miejscach, zmarł śmiercią męczeńską w Oświęcimiu, ofiarowując życie za nawrócenie się komendanta obozu. Od 2003 roku trwa jego proces beatyfikacyjny. ⁵
Mąż Klementyny, Zygmunt pochodził z gałęzi generalskiej – odnoga porębska (gałąź podolska) i był prawnukiem Aleksandra (1739-1806), miecznika ostrzeszowskiego, podkomorzego i szambelana Stanisława Augusta, konfederata barskiego, generał-adiutanta, kawalera Orderu Orła Białego (1792), kolejno będącego na służbie w armii rosyjskiej.
Aleksander Szembek był zamożny, posiadł drogą dziedziczenia dobra po bogatej linii prymasowskiej Szembeków, a klucz porębski był dziedzictwem jego matki, Marianny ze Szwarcenberg-Czernych. Ożenił się też zamożnie (choć z posagiem żony były problemy) z Urszulą z Wielopolskich (1742-1803) ⁶ Ze względu na późniejszą pozycję Zygmunta Mycielskiego (1907-1987), kompozytora, krytyka muzycznego i pisarza, a wnuka Zygmunta, warto nadmienić, iż wspomniany już Józef M. Szembek był uczniem Fryderyka Chopina, zaś na fortepianie grał dobrze również Zygmunt. Zanim ożenił się z Klementyną, jak większość dzieci z tego środowiska, podróżował, będąc w gronie m.in. Jana Bispinga, późniejszego ordynata massalańskiego, Kazimierza i Jana Stadnickich, Jerzego Sanguszki i braci Sułkowskich. ⁷
Klementyna
O autorce tych wspaniałych, dokumentalnych i reporterskich fotografii warto nadmienić więcej. Zalety domu Dzieduszyckich zauważył nawet skądinąd złośliwy K. Chłędowski, pisząc, że wychowanie panien było wzorowe, zaś cały dom otaczała aureola wielkiego znawstwa literatury i sztuki, zwłaszcza, że u pp. Włodzimierzów bywało zawsze wielu artystów, literatów i w ogóle wybitniejszych ludzi polskiego społeczeństwa ⁸ W rodzinie tej dominowało prospołeczne podejście na różnych polach, w co zaangażowane były też córki. Na Powszechnej Wystawie Krajowej we Lwowie w 1894 roku, oprócz etnografii, którą zajmował się Włodzimierz Dzieduszycki, jego żona Alfonsyna pokazała koronki, córka Jadwiga Witoldowa Czartoryska z Pełkiń plany powstania ochronek dla dzieci, zaś Klementyna Szembekowa, próbki wapna z fabryki, należącej do jej posagowego majątku w Węgierce. ⁹ Henryk Sienkiewicz w listach określił Szembekową jako rozumną kobietę, a ponadto cenił jej biegłość w kwestiach literackich, gdy się poznała na „Bez dogmatu”. Pisarz w rozmowach z innymi osobami wyrażał się o niej też z kompletnym zaufaniem, powierzając swoje osobiste sprawy. ¹⁰
Klementyna i Zygmunt
To małżeństwo, choć zapowiadało się wyśmienicie, po narodzinach pięciorga dzieci oraz dość szybko powstałych problemach finansowych, weszło w fazę poważnego kryzysu. Państwo Szembekowie początkowo mieszkali w Porębie. Majątek był już nadszarpnięty przez nieumiejętne prowadzenie go (zadłużenie, życie ponad stan) przez Józefa Macieja, a dalej „światowego” życia Zygmunta. Interwencja rady rodzinnej i Włodzimierzostwa Dzieduszyckich, rodziców Klementyny spowodowała, że Zygmunt przestał mieć wpływ na gospodarkę majątku posagowego żony (Pruchnik), a kilka lat po ślubie sprzedali Porębę Żegoty. Pozostała ona jednak w rodzinie, gdyż kupił ojciec, zaś jej ostatnim właścicielem przed tzw. reformą rolną był bratanek Zygmunta, Józef Wacław Szembek (1890-1945).
Zygmuntostwo Szembekowie najpierw zakotwiczyli się na Podolu rosyjskim u brata Zygmunta, Adama, a w 1888 roku na stałe osiedli w Krakowie. Ich wspólny dom bywał pełen gości, wśród których wymieniani są: Kazimierz Morawski, Konstanty „Kocio” Górski, ks. Stefan Pawlicki, Karol Potkański, Jerzy Mycielski, Franciszek Paszkowski, Aleksander i Józef Wielopolscy, Henryk Sienkiewicz. Zygmunt z czasem podróżował, nie zmieniając trybu życia (był uzależnionym hazardzistą), zaś Klementyna, o której można by rzec „ta święta kobieta”, kontynuowała prowadzenie intelektualnego salonu przy ul. Studenckiej 17, skupiając wokół siebie znaczące postaci życia artystycznego oraz literackiego. Bywali więc u niej, poza Sienkiewiczem, Stanisław Witkiewicz (ojciec Witkacego), Maria z Sobotkiewiczów Dembowska (etnografka, mieszkanka „Chaty”, wynajmowanej u Wojciecha Roja w Zakopanem), przyjaciółka Szembekowej – Jadwiga z Szetkiewiczów Janczewska (artystka malarka, siostra zmarłej żony pisarza, Marii), Karol Potkański (historyk), jak również Helena Modrzejewska-Chłapowska. ¹¹
Oboje małżonkowie uczestniczyli w życiu Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie; nie tylko do niego należeli, ale też Klementyna na rzecz Towarzystwa (akcja losowania dzieł sztuki) podarowała z Poręby popiersie Józefa Ignacego Kraszewskiego z gipsu, autorstwa Jana Tombińskiego. Ta w sumie krótka informacja mówi o tym, że byli oni faktycznie wprowadzeni w świat sztuki, rozumiejąc to jako nie tylko przyjemność, ale obowiązek patriotyczny, bo czymże było TPSP, jeśli nie organizacją, mająca i taki cel. Świadome gromadzenie pięknych i wartościowych artystycznie przedmiotów, przeszło na następne pokolenia, o czym nadmienia Kazimierz Mycielski, pisząc o matce (czyli o córce Zygmunta i Klementyny), że miała zacięcie kolekcjonerskie i walnie przyczyniła się do wzbogacenia zbiorów obrazów, porcelany i biblioteki w majątku Mycielskich w Wiśniowej nad Wisłokiem. ¹²
Wracając do rozpadu małżeństwa Szembeków, musimy pamiętać, iż mowa tu o ludziach, którzy w najtrudniejszych sprawach ze sobą rozmawiali i potrafili zachować odpowiedni poziom kultury. Z. Szembek wprawdzie przysporzył rodzinie kłopotów, był ciągle jednak jej członkiem, a uczucie Klementyny – choć mieszkali już potem osobno – do niego nie wygasło. Żyli z wypłacanej przez Dzieduszyckich stałej pensji, a Klementyna nie została pozbawiona prawa do swojej części majątku. Jej córka Maria otrzymała należną sumę posagową, a po śmierci matki odziedziczyła część dóbr Pruchnik, wraz ze wspomnianym już folwarkiem z dworem w Węgierce. ¹³
Nie zmienia to faktu, że zięć Klementyny szukał konkretnego, ziemiańskiego zajęcia dla siebie, które znalazł jako dyrektor generalny ordynacji przeworskiej u swego dalszego kuzyna, Andrzeja Lubomirskiego. Będąc na tym stanowisku nie tylko zarządzał, ale też służył wszelką radą młodemu wówczas Lubomirskiemu, szczególnie w kwestii rozwoju przemysłu (cukrownia i in.), dotychczas bardzo tradycyjnego majątku rolnego. Mycielski do czasu pracy w Przeworsku, czyli do 1912 roku, mieszkał tam z rodziną, przyjmując z żoną Marią z Szembeków, nie tylko rzesze ludzi kultury i z rodziny, tak jak teściowa w Krakowie. Bywał w Przeworsku także Zygmunt Szembek, który 13 sierpnia 1907 tam właśnie zmarł i został pochowany. ¹⁴
Klementyna u córki w Woli Pękoszewskiej
Spośród pięciorga dzieci Zygmuntostwa Szembeków obecnie żyją potomkowie z rodzin Mycielskich i Górskich. Górscy z czcią i sympatią przywołują wspomnienia poprzednich generacji o babce Annie z Szembeków Górskiej (1880-1966), żonie Antoniego „Antona”, a córce Zygmunta i Klementyny. Jej synowa, Krystyna ze Starowieyskich (1921-2012) wspominała, że Anna była osobą o dużej mądrości życiowej, wielkiej życzliwości dla ludzi, wielkim spokoju i mimo tak trudnego życia zachowała ten spokój i nawet pogodę ducha. Synowie, a także synowe, bardzo ją kochali za tę ogromną życzliwość i takt. Jej pasją były książki. Czytała mnóstwo, zwłaszcza, gdy już trudno jej było chodzić. (…) Kochała ogród i kwiaty ¹⁵ Bliskość rodzinna Anny Antoniowej Górskiej z matką wiąże się i z tym, że Klementyna Szembekowa w właśnie w Woli Pękoszewskiej spędziła ostatnie lata życia, zapamiętana jako kochana, urocza starsza pani – prababka. Tam zmarła, a pochowana została w Jeruzalu. ¹⁶
Dzięki temu, że na tych fotografiach widzimy również osoby z rodziny, jak np. Tadeusza Dzieduszyckiego z laseczką, a na kilku fotografiach (m.in. robionych przez Witkiewicza), naszą Klementynę, dla nas ona już nie jest nieokreśloną prababcią, tylko jest prababcią, która chodziła po górach z aparatem i mimo spódnicy oraz niezbyt wygodnych butów, była na szczytach.
[Melania z Pawłowskich Dzieduszycka, Związek Rodowy Dzieduszyckich h. Sas] C
-------------
O postaci Klementyny z Dzieduszyckich Szembekowej i jej fotografiach, w programie mówili: dr Magdalena Kwiecińska z Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, Katarzyna Szarek, kustosz z Muzeum Dzieduszyckich w Zarzeczu (Oddział Muzeum Kamienica Orsettich w Jarosławiu) oraz Melania Dzieduszycka, sekretarz Związku Rodowego Dzieduszyckich herbu Sas. W bieżącym 2025 roku wystawa najprawdopodobniej będzie prezentowana też w Warszawie.
Lit./dok. wybór
¹ W. Smolski, Z kart historii Polskiego Związku Łowieckiego – Prezesi PZŁ, „Kultura Łowiecka”, red. J. Siek, nr 83, Warszawa 2017, s. 12;
² K. Mycielski, Mycielscy. Zarys monografii, red. S. J. Rostworowski, K. Chłapowski, T. Lenczewski, Warszawa 1998, s. 91, 93; inf. p. Jadwigi z Mycielskich Stachury;
³ M. z Łubieńskich Górska, Gdybym mniej kochała. Dziennik lat 1896-1906, red. E. Jasztal-Kowalska, Warszawa 1997, s. 267;
⁴ B. Krawczyk, Józef Muczkowski. Dyrektor Biblioteki Jagiellońskiej, historyk, red. J. Ostafin, Kraków 2021, s. 180; K. Karolczak, Szembekowie. Gałąź podolska [w:] Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia ad Bibliothecarum Scientiam Pertinentia, t. IX, Kraków 2011, s. 244; Z. Domżał, A. Wałkówski, Imię róży inaczej… W tajemniczym świecie pisarzy i rękopisów klasztoru cystersów w Mogile do początków XVI wieku, red. B. Pielat, Łódź 2016, s. 52;
⁵ Za: https://gazetacz.com.pl/ksiadz-wlodzimierz-hr-szembek-meczennik-z-auschwitz/ - dostęp 13.01.2025;
⁶ K. Karolczak, Szembekowie. Gałąź podolska [w:] Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia ad Bibliothecarum Scientiam Pertinentia, t. IX, Kraków 2011, s. 241; E. Wierzbicka, Wielopolscy. Dzieje awansu społecznego oraz utrwalania pozycji rodziny od połowy XVII do schyłku XVIII wieku, red. D. Słowikowska, Lublin 2017, s. 98, 99, 298, 349;
⁷ Moje wspomnienia w Massalanach spisane. Pamiętniki Jana Ordynata Bispinga 1842-1892, red. J. Pająk, J. Szczepański, Kielce 2017, s. 112;
⁸ K. Chłędowski, Pamiętniki. Tom I. Galicja (1843-1880), red. A. Knot, Wrocław 1951, s. 166;
⁹ K. Karolczak, Dzieduszyccy. Dzieje rodu. Linia poturzycko-zarzecka, red. Z. Czarnecka, Kraków 2001, s. 110;
¹⁰ Sienkiewicz. Listy, red. M. Bokszczanin, tom II, część druga, Warszawa 1996, s. 349, 355;
¹¹ K. Karolczak, Dzieduszyccy…, s. 188; Zygmunt Mycielski do Marii Korniłowiczówny, Sopot 11. III. 1971 [w:] M. Korniłowiczówna, Onegdaj. Opowieść o Henryku Sienkiewiczu i ludziach mu bliskich, Warszawa 1972, s. 196-197; E. Witkiewicz-Schiele, Nie tylko Witkiewiczowie. Dwa wieki z rodzinami Prószyńskich, Becków, Rabowskich i Schielów. Od Syberii po Zakopane, red. A. Regulska, Zakopane 2016, s. 447; H. Morawska-Stec, Wacław Zaleski (1868-1913). Wspomnienia rodzinne, red. M. Przybyliński, Poznań 2010, s. 24;
¹² K. Mycielski, Mycielscy…, s. 91; Sprawozdanie Dyrekcyi Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie z czynności w roku 1879/80, Kraków 1880, s. 17, 81;
¹³ K. Mycielski, Mycielscy…, s. 91;
¹⁴ K. Karolczak, Dzieduszyccy…, s. 188; Ł. Chrobak, Książę Andrzej Lubomirski. Ordynat i przemysłowiec w latach 1882-1939, red. P. Pilawski, Kraków 2021, s. 19, 59, 68; A. Biernacki, List wnuka (Zygmunt Mycielski o „Il Conde” Conrada, „Teksty Drugie”, nr 3, Warszawa 1990, s. 157;
¹⁵ K. Górska-Gołaska, Górscy herbu Boża Wola. Przodkowie i potomkowie generała Franciszka Górskiego, red. I. Skierska, Poznań 2000, s. 182;
¹⁶ K. Górska-Gołaska, Górscy…, s. 182; inf. A. Krzyżanowskiego, mąż śp. Gabrieli z Górskich (1939-2013) z Woli Pękoszewskiej;
A. M. Kwiecińska [w:] „Tatrzańskie fotografie Klementyny Szembekowej”, „Rody i Rodziny Mazowsza”, red. P. Sz. Łoś, https://www.rdc.pl/podcast/rody-i-rodziny-mazowsza_ggLWmcihBmWFwcvhfAos?episode=RrUlxVLJRheN2rfiFWTx – dostęp 16 01 2025;
B. K. Szarek [w:] „Tatrzańskie fotografie Klementyny Szembekowej”, „Rody i Rodziny Mazowsza”, red. P. Sz. Łoś, https://www.rdc.pl/podcast/rody-i-rodziny-mazowsza_ggLWmcihBmWFwcvhfAos?episode=RrUlxVLJRheN2rfiFWTx – dostęp 16 01 2025;
C. M. Dzieduszycka [w:] „Tatrzańskie fotografie Klementyny Szembekowej”, „Rody i Rodziny Mazowsza”, red. P. Sz. Łoś, https://www.rdc.pl/podcast/rody-i-rodziny-mazowsza_ggLWmcihBmWFwcvhfAos?episode=RrUlxVLJRheN2rfiFWTx – dostęp 16 01 2025;
12.01.2025
42 min 22 s
Poza pochodzeniem włoskim Doria-Dernałowiczów, o czym świadczą fakty, jak też poszlaki, odnajdowane na bieżąco przez rodzinę, ich gniazdem kresowym były Rewkowicze na obszarze dzisiejszej Białorusi. Zostały one jednak utracone w wyniku Traktatu Ryskiego 1921 roku.
Autorka opracowania na temat rodziny Korwin-Szlubowskich, pisze, iż rodzina Dernałowiczów herbu Lubicz o przydomku Doria pochodziła z kresów, z dawnego województwa mińskiego. Najważniejszymi rodzinnymi dobrami Dernałowiczów był Wiktoryn oraz Rohiń w gubemii mohylewskiej. Ich pierwsze udokumentowane związki z Królestwem Polskim pochodzą z 1825 r., kiedy Tadeusz Demałowicz poślubił Ewę Szydłowską, właścicielkę Repek koło Sokołowa Podlaskiego. Mąż Bronisławy z Woronieckich wywodził się linii Dernałowiczów z kresowego Rohinia.
W Białce koło Radzynia - majątku, który odziedziczyła jego żona, zamieszkał po 1918 r. Ślub Bronisławy i Waldemara odbył się w Warszawie, w kościele Dzieciątka Jezus. Po uroczystościach młoda para wyjechała na Białoruś do majątku Waldemara - Rewkowicze. Pobyt tam przerywany był wyjazdami do Białki, Huszlewa i za granicę. (…) W wolnej już Polsce rodzina Dernałowiczów osiedliła się w Białce, przeznaczonej zapewne jeszcze za życia Henryka Szlubowskiego dla młodszej z [panien] Woronieckich. (J. Kowalik, Pamiętnik Bronisławy z Woronieckich Doria-Dernałowicz [w:] „Radzyński Rocznik Humanistyczny”, tom 6, Radzyń Podlaski 2008, s. 297)
Na terenie Polski wschodniej i centralnej znane są odnogi tej rodziny właśnie z Repek i Wyrozębów (pow. sokołowski), Mińska Mazowieckiego oraz z Białki (pow. parczewski, woj. lubelskie), odziedziczonej przez Konstancję z Korwin-Szlubowskich Ludomirową Korybut-Woroniecką, a następnie przez jej córkę, Bronisławę Waldemarową Doria-Dernałowiczową, autorkę ww. dziennika – pamiętnika okresu wojennego: Do Syna. Pamiętnik (Warszawa 2016). Poza powiązaniami rodzinnymi, rodziny Dernałowiczów i Szlubowskich zbliżyły się jeszcze bardziej poprzez zapis spadkowy (z równoczesną adopcją – usynowieniem) bezpotomnego Bronisława Korwin-Szlubowskiego (zm. 1939), dzięki czemu spadkobiercami dóbr radzyńskich zostali bracia Stanisław i Adam Doria-Dernałowiczowie.
Żona pierwszego z nich, Kinga z Libiszowskich, będąc po kądzieli, ale w prostej linii potomkinią Tadeusza Czackiego z Porycka, jednej z ważniejszych postaci historii Polski przełomu XIX i XX wieku, odziedziczyła bezcenna pamiątkę, która stała się zaczątkiem rodzinnej sagi radiowej.
O dziejach rodzin: Doria-Dernałowiczów, Libiszowskich i Korwin-Szlubowskich w dwuczęściowej audycji mówił Jeremi Doria-Dernałowicz, syn Stanisława i Kingi z Libiszowskich.
06.01.2025
37 min 18 s
Poza pochodzeniem włoskim Doria-Dernałowiczów, o czym świadczą fakty, jak też poszlaki, odnajdowane na bieżąco przez rodzinę, ich gniazdem kresowym były Rewkowicze na obszarze dzisiejszej Białorusi. Zostały one jednak utracone w wyniku Traktatu Ryskiego 1921 roku.
Autorka opracowania na temat rodziny Korwin-Szlubowskich, pisze, iż rodzina Dernałowiczów herbu Lubicz o przydomku Doria pochodziła z kresów, z dawnego województwa mińskiego. Najważniejszymi rodzinnymi dobrami Dernałowiczów był Wiktoryn oraz Rohiń w gubemii mohylewskiej. Ich pierwsze udokumentowane związki z Królestwem Polskim pochodzą z 1825 r., kiedy Tadeusz Demałowicz poślubił Ewę Szydłowską, właścicielkę Repek koło Sokołowa Podlaskiego. Mąż Bronisławy z Woronieckich wywodził się linii Dernałowiczów z kresowego Rohinia.
W Białce koło Radzynia - majątku, który odziedziczyła jego żona, zamieszkał po 1918 r. Ślub Bronisławy i Waldemara odbył się w Warszawie, w kościele Dzieciątka Jezus. Po uroczystościach młoda para wyjechała na Białoruś do majątku Waldemara - Rewkowicze. Pobyt tam przerywany był wyjazdami do Białki, Huszlewa i za granicę. (…) W wolnej już Polsce rodzina Dernałowiczów osiedliła się w Białce, przeznaczonej zapewne jeszcze za życia Henryka Szlubowskiego dla młodszej z [panien] Woronieckich. (J. Kowalik, Pamiętnik Bronisławy z Woronieckich Doria-Dernałowicz [w:] „Radzyński Rocznik Humanistyczny”, tom 6, Radzyń Podlaski 2008, s. 297)
Na terenie Polski wschodniej i centralnej znane są odnogi tej rodziny właśnie z Repek i Wyrozębów (pow. sokołowski), Mińska Mazowieckiego oraz z Białki (pow. parczewski, woj. lubelskie), odziedziczonej przez Konstancję z Korwin-Szlubowskich Ludomirową Korybut-Woroniecką, a następnie przez jej córkę, Bronisławę Waldemarową Doria-Dernałowiczową, autorkę ww. dziennika – pamiętnika okresu wojennego: Do Syna. Pamiętnik (Warszawa 2016). Poza powiązaniami rodzinnymi, rodziny Dernałowiczów i Szlubowskich zbliżyły się jeszcze bardziej poprzez zapis spadkowy (z równoczesną adopcją – usynowieniem) bezpotomnego Bronisława Korwin-Szlubowskiego (zm. 1939), dzięki czemu spadkobiercami dóbr radzyńskich zostali bracia Stanisław i Adam Doria-Dernałowiczowie.
Żona pierwszego z nich, Kinga z Libiszowskich, będąc po kądzieli, ale w prostej linii potomkinią Tadeusza Czackiego z Porycka, jednej z ważniejszych postaci historii Polski przełomu XIX i XX wieku, odziedziczyła bezcenna pamiątkę, która stała się zaczątkiem rodzinnej sagi radiowej.
O dziejach rodzin: Doria-Dernałowiczów, Libiszowskich i Korwin-Szlubowskich w dwuczęściowej audycji mówił Jeremi Doria-Dernałowicz, syn Stanisława i Kingi z Libiszowskich.
06.01.2025
40 min 10 s
Przez jednych zapomniana, przez drugich stawiana w dalszej perspektywie za marszałkiem i jego drugą żoną Aleksandrą ze Szczerbińskich. A poza skomplikowanym życiem osobistym, była przecież wybitną działaczką niepodległościową, dla której idea socjalistyczna wiązała się przede wszystkim z dążnością Polaków do niepodległości. I tej działalności poświęciła całe swoje życie. W konspiracji przydano jej pseudonim „Piękna Pani”, ale poza urodą była też kobietą szalenie odważną. Oddaną zarówno wartościom, w które wierzyła, ale także dwóm mężom, którzy w życiu osobistym ostatecznie zawiedli ją. Maria z Koplewskich 1° Witoldowa Juszkiewiczowa, 2° Józefowa Piłsudska, pierwsza żona marszałka Józefa Piłsudskiego, nie doczekała się dotychczas pełnej biografii. Do tego, w jej życiorysach znajdowały się błędy, jak też tezy czy analizy nie zawsze poparte rzetelnymi badaniami naukowymi. Stąd też książka Piękna Pani. Biografia Marii z Koplewskich Piłsudskiej, która tuż przed Bożym Narodzeniem 2024 roku ukazała się nakładem wydawnictwa LTW, przywraca pamięć o tej działaczce niepodległościowej, wyjaśnia historię jej rodziny, pochodzenia, jak i skomplikowanych relacji między dwoma mężami. Ukazuje kobietę z krwi i kości, która oddając całą siebie ideałom, poniosła klęskę w życiu prywatnym, ale jednocześnie traktuje jej losy nie jako tło, lecz jako pełnoprawną część historii Polski przełomu XIX i XX wieku, łącznie z dwudziestoleciem międzywojennym. O bohaterce książki Piękna Pani. Biografia Marii z Koplewskich Piłsudskiej, w programie mówił jej autor, dr Mariusz Kolmasiak z Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie, badacz dziejów kraju i narodu, wiążących się z Piłsudskim i jego obozem politycznym.
26.12.2024
50 min 03 s
O swojej książce Stałem nago na progu domu. Opowiadania, czyli o spojrzeniu na różne postaci i epoki historyczne na Podlasiu, z głębokim przekazem, że nawet będąc człowiekiem z korporacji, trzeba słuchać się babci, bo ona prostuje kręgosłup moralny i wskazuje, co tak na prawdę jest w życiu ważne..., mówił autor książki Artur Ziontek, historyk literatury, regionalista, pisarz.
26.12.2024
49 min 01 s
PODCASTY
Przy kawie rozmawiamy i słuchamy o świecie, Mazowszu i Warszawie.
Cezary Polak zaprasza do audycji ludzi, którzy mieli odwagę działać inaczej
Magazyn PoWarszawsku to audycja, która przeniesie Was w świat dawnej Warszawy. Zanurz się z nami w dawne gazety i książki, pełne ciekawostek, anegdot i spraw ważnych też. Każda audycja to też gość, który opowie Wam i nam o swojej Stolicy.
„Las rzeczy”, czyli o kulturze, wydarzeniach i ciekawych osobowościach