Rody i Rodziny Mazowsza

Wybawiciel Kościuszki: Ilińscy z Romanowa na Wołyniu

  • Piotr Szymon Łoś

  • 10.06.2023
  • 50 min 16 s

Krótki opis odcinka

- Ciocia Mariola [Maria Olga z hr. Broel-Platerów Włodzimierzowa Łęska z Białej Waki] była osobą spokojną. Któregoś dnia, już po śmierci mojej mamy, rozpoczęła ze mną rozmowę, cofając się w niej do historii rodziny. Gdy zorientowała się, że na ten temat nic nie wiem, była wstrząśnięta! Huknęła pięścią w stół i powiedziała: „proszę wziąć kartkę papieru, ołówek i pisać”. Próbowałam protestować, mówiłam: „ale ciociu...”. „Nie ma żadnego ale, proszę siadać i pisać”. I dziś dzięki temu coś o rodzinie mogę powiedzieć. (Ida Ilińska-Kaszowska)   Iliński – wileńska błyskotka Rok 1824 dorzucił był do kalejdoskopu wileńskiego kilka błyskotek, które nadzwyczaj urozmaiciły jego widownię. Jedną z najbłyskotliwszych był hrabia Iliński, bogacz, senator i bigot, znany w całym kraju, szczególnie na Wołyniu, ze swoich dziwactw na wielką skalę, bo wielkiej swej fortuny i wziętości używał na uwydatnienie swych fantazyj. (…) Całe Wilno było w ruchu za przybyciem tego nadzwyczajnego gościa (…) – pisała o Auguście Józefie hr. Ilińskim komediopisarka, kronikarka epoki i pamiętnikarka, Gabriela z Güntherów Puzynina (1815-1869).  Na drugim piętrze, zresztą niedokończonego pałacu, 755 poza pokojami mieszkalnymi, była tzw. zimowa galeria spacerowa, z oknami wychodzącymi na park, mierząca 120 łokci, a ogrzewana ośmioma piecami. Architektura, wystrój, umeblowanie domu i zgromadzone w nim dzieła sztuki, zachwycały współczesnych. Ale żeby sobie na to wszystko pozwolić, trzeba było być Potockim z Tulczyna albo Ilińskim z Romanowa.  Gdy w 1875 roku Edward Chłopicki (1830-1894), podróżnik (a nie generał, jak czasami czytamy lub słyszymy), etnograf i literat, wraz z towarzyszami wycieczki po Wołyniu, zajechał przed pałac w Romanowie, wychodzący na ganek lokaje oświadczyli, iż młodego pana, czyli Henryka Steckiego jr. oraz jego matki Jadwigi z hr. Ilińskich, nie ma w domu, bo wyjechali do Warszawy. I mimo z kolei, iż ich plenipotent leży chory w łóżku, pałac dla chcących go zwiedzić, jest zawsze otwarty.  Dzięki opisom Chłopickiego oraz Ochockiego o tej dawno już nieistniejącej rezydencji, przepychem i rozmiarami porównywanej do Tulczyna Potockich, jest nieco informacji. W Dziejach rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej Roman Aftanazy wyjątkowo dużo miejsca poświęcił siedzibie Ilińskich, która znajdowała się w województwie wołyńskim I Rzeczypospolitej. Centrum dóbr ziemskich tej rodziny stanowił Romanów, miasteczko przy trakcie z Połonnego do Żytomierza, w pobliżu granicy z województwem kijowskim. Romanów należał do dziedzictwa Ostrogskich. Po ich wygaśnięciu, poprzez Zasławskich, trafił do rąk Sanguszków, a następnie innych osób. Od nich część schedy – klucz ostrogski i romanowski kupił Kazimierz Iliński (zm. 1756), pochodzący z senatorskiej linii rodu,   starosta nieżyński, pułkownik wojsk koronnych, właściciel również innych majątków, a więc człowiek zamożny i hojny. Częścią spadku po Ostrogskich było także Dubno (w okresie II RP powiat dubieński, woj. wołyńskie), dzierżone przez Lubomirskich. W Dubnie Kazimierz Iliński wraz z żoną Anną z Suszczewiczów sfinansowali odbudowę klasztoru i kościoła bernardynów, po dwóch pożarach, które strawiły oba obiekty. Anna Ilińska przy tej sposobności założyła Kalwarię. Tam też, w krypcie pochowani są m.in. Ilińscy.  Synem Kazimierza i jego drugiej żony Anny z Suszczewiczów był Jan Kajetan Iliński (1731-1792), wojski kijowski, podkomorzy dworu, kawaler orderu Orła Białego, poseł na Sejm, starosta nieżyński i żytomierski, fundator drewnianego kościoła bernardynów w Żytomierzu, właściciel Romanowa z 12 wsiami oraz Ulanowa, jak też Wczorajszego w powiecie kijowskim.   Starostą żytomierskim był wówczas pan [Kajetan] Iliński, ojciec jenerała adjutanta i senatora z Romanowa. Do niego rzeczywiście sądownictwo grodzkie należało. W jego przytomności sędziowie mieli tylko głos doradczy. Ale że starosta nigdy nie mieszkał w Żytomierzu, przeto sądownictwo i urząd grodzki był w ręku pana Dubrawskiego (Andrzej Dubrawski, sędzia grodzki żytomierski). Raz przybył pan Iliński i zrobił wjazd tryumfalny. Wspaniałe dawał śniadanie dla kolegów i obywateli, nawet i dla palestry. Ze śniadania wyruszył na sesyę. Wnosili sprawę adwokaci, popisując się z indultami i replikami. Ale po śniadaniu i węgierskiem winie, prezydujący i sędziowie usnęli. Pan starosta obudziwszy się zapytał o zdanie; gdy mu nie umieli odpowiedzieć, oburzył się i przykre robił panom podsędkom wymówki. Wyjechał z Żytomierza i przysłał na swoje miejsce podstarostę p. Józefa Morzkowskiego. (H. W. N., Dwutygodnik Literacki, 1862)   Protektorzy młodego Garapicha Jan Kajetan Iliński był żonaty trzykrotnie: 1° z Józefą Marianną Wesslówną (zm. 1799), 2° Katarzyną z Bielskich (zm. 1790) oraz 3° z Anną Jakobą Braconnier (zm. 1813 we Lwowie).  Z ostatniego małżeństwa miał córkę Apolonię Ilińską (1790/91-1813), nad którą – po jego śmierci – sprawowana była opieka sądowa. Interesów prawnych zaś jej matki, Anny Ilińskiej pilnował adwokat lwowski chorwackiego pochodzenia, Michał Garapich (ur. 1769), który poprzez kontakty z Ilińskimi wszedł do środowiska polskich ziemian, zakotwiczając się we Lwowie i na wsi ok. 24 km na północny zachód od Tarnopola.  Jeszcze za życia Jana Kajetana Ilińskiego, ten nowy lwowski adwokat, jako świadek, w 1799 roku podpisał testament starosty żytomierskiego, w którym zresztą jeden z majątków Ilińskich, a mianowicie Cebrów, został zagwarantowany małoletniej Apolonii jako wiano. O jej rękę zaś starał się właśnie Michał Garapich. Mimo takiej bliskości, po śmierci Jana Kajetana, gdy Garapich miał się z Apolonią ożenić, Ilińscy nie zezwolili na to, uważając planowany związek za mezalians. Michał Garapich, przeszedłszy stosowne i wyjątkowo dla niego surowe egzaminy zawodowe, będąc pełnoprawnym adwokatem, nie miał jednak polskiego szlachectwa. A to stanowiło przeszkodę w posiadaniu własnej ziemi.  Małżeństwo zostało jednak zawarte w 1811 roku, w tym samym, w którym Garapich uzyskał szlachectwo.   Protektorat rodziny Ilińskich, małżeństwa oraz praca pozwoliły Michałowi Garapichowi i jego potomkom pozostać w kręgu polskiej elity w monarchii habsburskiej.  Wracając do Ilińskich, wydaje się, że August Józef, czyli syn starosty przerósł ojca, pozostawiając po sobie skrajne opinie: zachwytu, jak i co najmniej zdziwienia.  - Co tu dużo mówić, August był dziwakiem i typowym przedstawicielem magnaterii; aludzie magnatów nie lubią. Moja matka uważała, że fatalną rzeczą, jaką zrobił August Józef, to było zgromadzenie strasznej ilości mebli, których część jeszcze przed wojną stała w naszym wileńskim mieszkaniu. (Ida Ilińska-Kaszowska)   Ocena to dość pobieżna, bowiem August Józef Iliński (w źródłach imiona używane przemiennie) to postać nietuzinkowa i nie wiem, czy tak negatywna jak można by sądzić. Jak najbardziej znana, ciekawa, kontrowersyjna i zapamiętana w rodzinie.   Oryginał z orderem na piersi i empatyczny społecznik August Józef hr. Iliński (1760-1844) był synem wspomnianego Jana Kajetana i jego pierwszej żony Józefy z Wesslów.  Współcześni, uznając go, negatywnie oceniali lub przynajmniej wyśmiewali. Niech za przykład posłuży opinia nie polska, a rosyjska. W swoich znanych wspomnieniach gen. Jewgraf Fedotowicz Komarowski (1769-1843), opisując wizytę wraz z kilkoma innymi osobami w Romanowie u Augusta Ilińskiego, zauważył niesamowity przepych jego siedziby, jak i też dość wygórowane oraz odważne plany gospodarza. Poinformował on bowiem gościa, że ta ogromna siedziba wołyńska to zaledwie jedno ze skrzydeł planowanego w przyszłości zamku.  Musiał Iliński chwalić się często meblami po Marii Antoninie, bo i temu gościowi o tym opowiadał. Generał zauważył mnóstwo przedmiotów sztuki brązowniczej, jak też  bogactwo jedwabnej tapicerki meblowej. Stwierdził, że pałac senatora Augusta Józefa Ilińskiego przypomina raczej sklep niż prywatny dom.  Rosyjski gość nie omieszkał również uwydatnić kontrastów, które zaobserwował. Po przedstawieniu teatralnym chwalił głos śpiewaków włoskich i kunszt choreografów, sprowadzonych z Odessy, ale zaraz dodawał, że nieszczęśnicy ci, po zdjęciu strojów scenicznych, wyglądali biednie, nosząc się prawie w łachmanach.  Warto przy tym dodać, że Ilińśki utrzymywał w Romanowie też własną orkiestrę, którą w latach 1799-1817 dyrygował Ignacy Dobrzyński (1779-1841), kompozytor oper, kantat, polonezów, ożeniony z Eudoksją z Karelinów, córką kapelmistrza orkiestry rogowej na dworze carskim w Petersburgu. W Romanowie urodził się i wychował ich syn, Ignacy Feliks Dobrzyński ( (1807-1867), również kompozytor, dyrygent, pianista, także pedagog. Młody Dobrzyński pobierał nauki w kolegium jezuickim w Romanowie, potem w Winnicy i właśnie z tegoż Podola potem poszedł w świat.  Wracając do wspomnień carskiego generała. Komarowski docenił natomiast pobożność polskiego arystokraty. Widział ją nie tylko w zachowaniu, ale też w obecności na jego dworze jezuity z Petersburga. Bardzo też generałowi spodobała się pałacowa kaplica, urządzona z największym smakiem.  August Józef Iliński służył Rzeczypospolitej, będąc posłem, senatorem, generałem inspektorem kawalerii wojsk koronnych (1792), potem zaś – już za czasów carskich, marszałkiem gubernialnym wołyńskim, generałem rosyjskim, kawalerem maltańskim (1797).  Jego zasługą było to, iż - gdy Polska straciła suwerenność, jego rodzinny, ojcowski Żytomierz został miastem gubernialnym. Podług legendy miało być tak, że carski urzędnik wizytował miasta, brane pod uwagę na stolicę guberni. Na inspekcję do nich wybrał się porą jesienną, co rusz wpadając w wołyńskie błota. Gdy dojechał do Żytomierza, bał się brnąć dalej i zarekomendował to miasto. Niemniej, jak sądzą historycy i pamiętnikarze, wybór Żytomierza należy przypisać jednak wpływom Józefa Augusta Ilińskiego na dworze Pawła I.  August w 1794 roku do insurekcji kościuszkowskiej nie przystąpił. Był silnie związany z dworem carskim, co jest mu wypominane. Po upadku kraju, w latach 1792-1796 stanął po stronie rosyjskiej. Przeniósł się do Petersburga. Polskę widział jako kraj podporządkowany carowi, ale z zachowaniem polskości. Taka polityczna postawa nie przeszkadzała mu w tym, aby – gdy zaistniała potrzeba – zachować się jak na Polaka przystało.  Będąc posiadaczem dóbr wołyńskich, na czele z Romanowem (i Tajkurami, które po nim odziedziczył młodszy syn Jan-Janusz), uchodził za człowieka nieprzeciętnie bogatego. Obawiający się matki, imperatorowej Katarzyny II (1729-1796), wielki książę Paweł (1754-1801), późniejszy car, zwrócił się do Ilińskiego z prośbą o pożyczenie 1 miliona zł. na uregulowanie karcianych długów. Tak też się stało, August Iliński wykupił weksle dłużnika. O śmierci Katarzyny II wielkiego księcia Pawła miał poinformować Iliński. Gdy Paweł został carem, Iliński upomniał się nie tyle o dług, co poprosił o rewanż  . Miało nim być uwolnienie Polaków, którzy podczas insurekcji kościuszkowskiej walczyli w obronie Konstytucji 3 Maja. Chodziło szczególnie o Ignacego Potockiego (1750-1809), współtwórcę Ustawy Rządowej 1791, Tadeusza Kościuszkę (1746-1817) i Juliana UrsynNiemcewicza (1757-1841).  Paweł I miał troszczyć się o zdrowie Kościuszki, a jego wizyta u naczelnika w więzieniu została nawet upamiętniona w postaci przynajmniej kilku sztychów. Jeden z nich znajdował się jeszcze w czasach Steckich w Romanowie.  O wolność dla Polaków, walczących w insurekcji równocześnie (a może nieco wcześniej) imperatora prosił Iliński, przypominając wykupienie weksli. Argumenty pana na Romanowie miały być dla cara decydujące. Mimo początkowych obaw, że Polacy mogą wzniecić ponowne powstanie, Paweł I przychylił się do prośby Ilińskiego. Ogłosił amnestię ogólną, dzięki której z cytadeli petersburskiej uwolnieni zostali wszyscy, również ci trzej, powyżej wymienieni.  Działalność senatora, ewidentnie zbliżonego do carskiego dworu, naznaczona jego trudnym i zapewne zabawnym charakterem, dawała dowody na to, iż August Józef hr. Iliński polskości nie wyrzekł się.   Piękna to karta życia dziada mojej żony i słusznie rodzina szczycić się tem powinna, potomność przebaczyć śmieszności, o których dotąd mówią na wesołych zebraniach. (Henryk Stecki z Romanowa)   Był Iliński wyczulony na kwestie społeczne, edukację i sztuki piękne. Na realizację swoich zamierzeń w tych dziedzinach musiał mieć fundusze. Sam klucz romanowski odziedziczył po bracie Januszu (generale), otrzymał też spadek po stryju Stanisławie Janie Nepomucenie Ilińskim (ur. 1744), staroście cudnowskim. Jako poddany cara i będąc blisko jego dworu, został zasilony darowiznami w postaci dóbr oraz pieniędzmi kolejno od Pawła I, wielkiego księcia Konstantego oraz Aleksandra I.  Warto dodać, że te fundusze, szczególnie od Pawła I to nie do końca darowizny, ale zwrot za spłacenie owych weksli. Dalszym etapem carskiej wdzięczności stało się też nadanie Ilińskiemu licznych godności, starostw, nie mówiąc o wspomnianych orderach i tytule hrabiowskim.  W dobrach wołyńskich August Iliński został zapamiętany jako dobry gospodarz, bowiem wybudował m.in. fabrykę sukna ze 120 warsztatami, młyn parowy, założył hodowlę koni rasy angielskiej. Ufundował w Romanowie klasztory wizytek, szarytek i jezuitów. W 1803 r. przeznaczył fundusze na rzecz gimnazjum wołyńskiego w Krzemieńcu; w sumie na cele oświatowe wyasygnował 53.200 rubli srebrnych. Osobiście zajmował się założonym przez siebie pensjonatem dla panien z domów szlacheckich (siedzibę miał przy klasztorze wizytek), który potem przeniósł do Krzemieńca. W Romanowie Iliński założył też filialny konwikt dla studentów wydziałów filozoficznego, nauk wyzwolonych i języków Akademii Połockiej. Utworzył teatr, w którym grywano opery włoskie i balety.  Mimo zamożności, nie ominęły go trudności, wynikające z wojny 1812 roku (tzw. druga wojna polska zwana też wojną ojczyźnianą, de facto początek klęski dominacji Napoleona I w Europie), która zachwiała jego finansami i działalnością zakładów produkcyjnych. Na uwagę zasługuje fakt, że wspomniany klasztor wizytek ufundował właśnie w tej kryzysowej chwili.  Najważniejszym dziełem społecznym Ilińskiego był Instytut Głuchoniemych w Romanowie, który powołał do życia aktem z 1805 roku, asygnując na ten cel 1 milion zł. Projekt Instytutu, co może dziwić, spotkał się z krytyczną uwagą Hugona Kołłątaja, który do Tadeusza Czackiego - zwolennika Instytutu - nerwowo powiedział: myślimy o fundacyi dla głuchoniemych, jak gdybyśmy już zaspokoili wszystkie inne potrzeby oświecenia tych, którzy słyszą i mówią.   Przebywające w Instytucie dzieci i młodzież nie tylko były leczone lub też uczyły się żyć z kalectwem (pod opieką specjalistów), ale Iliński udostępniał im swoją bibliotekę, zbiory rycin i wszystko, co mogło być potrzebne ich edukacji oraz poprawie zdrowia. Fundusz był tak zorganizowany, aby jego następcy kontynuowali finansowanie Instytutu. Są dane, potwierdzające, że istniał on do 1850 roku. Z pewnością jednak wiadomo, nie warszawski ośrodek dla głuchoniemych przy Placu Trzech Krzyży był pierwszy, ale właśnie ten, zorganizowany i sfinansowany przez Augusta Józefa hr. Ilińskiego.   Był to wielki pan w swoim czasie, mieszkał w Romanowie, o kilka mil od Ułanowa. Pałac jego na wielką skalę z półokrągłemi pawilonami, wyglądał na monarchiczne mieszkanie. Miał ze dwieście pokoi, pyszny ogród z wodotryskami i kaplicą przy pałacu arcybogatą. Byłem tam u syna jego Henryka, gubernialnego marszałka wołyńskiego. Nie mogłem się napatrzeć bogactwu malowideł, mebli i zwierciadeł. Były tam oryginały najpierwszych mistrzów, stoły malachitowe, i taka ilość kosztownych sprzętów, że wielka ich część złożona była w pakach, bo w takim gmachu nie mogły się pomieścić. Okna ogromne, z jednostajnych tafel, zwierciadła na całą wysokość pałacu. Miał pokój osobny, duży, w którym stały meble z pokoi cesarzowej Katarzyny; wielkie łóżko po Ludwiku XVI i mnóstwo przedmiotów wysokiej wartości. W drugiej sali podłużnej mieściły się pamiątki po Janie III. Pyszna szkatuła z mahoniu, cała inkrustowana zlotem i emalią, ulubiony sprzęt tego króla. Na ścianach wisiały makaty zdobyte pod Wiedniem, zbroje całe jakby wczoraj robione, w błyszczące łuski, szyszaki, puklerze i strzały tatarskie. Utrzymywano tu muzykę nadworną wyborową i kapelmistrzów pierwszorzędnych. Był i teatr, na którym grywano opery włoskie. Gdyby ten gmach był w wielkim mieście, stanowiłby jedną z pierwszych ozdób jakiej wielkiej stolicy. (Fryderyk Krauze)   Słabością Ilińskiego – na którą mógł sobie pozwolić – był przepych rodowego pałacu i architektoniczny rozmach parku. Nie wiadomo czy monumentalna rezydencja powstała w miejscu wcześniejszej, czy też może nieco dalej. Ale i tak wrażenie musiało być wielkie, bo jak pisał Antoni Urbański, korpus pałacu otaczał las pysznych kolumn korynckich. Pałac miał mieć 100 pokoi (niektórzy piszą, że 125 lub nawet 154!), kaplicę, cenne rodzinne archiwum, bibliotekę. Poza malarstwem, pałac zdobiły rzeźby, głównie pochodzenia włoskiego, być może zakupione przez senatora Ilińskiego podczas jego podróży po słonecznej Italii, inne zaś pochodziły z Pałacu Michajłowskiego - ulubionej petersburskiej rezydencji Pawła I.  Wbrew obiegowym opiniom, to nie Józef August, a jeszcze jego ojciec Jan Kajetan Iliński wybudował dwupiętrowy pałac w Romanowie. Miejsce to wybrał z powodu jego bliskości do Żytomierza, a jak chce Jan Duklan Ochocki, również ze względu na okazałe lasy, pełne zwierzyny łownej. Pałac stanął nad rzeką Leśną, która w wyniku przekopania stała się przypałacowym kanałem. August Józef hr. Iliński ojcowski dom rozbudował i upiększył. Dobudował piętro w korpusie głównym oraz dostawił trzypiętrowe skrzydła, otaczając je owymi korynckimi kolumnami.  W angielskim parku August wystawił pomnik w kształcie piramidy, poświęcony pamięci brata, generała Janusza Ilińskiego, poległego pod Markuszowem.  Zbiory w Romanowie miał Iliński imponujące. I znów, jeżeli wierzyć Ochockiemu, na ścianach pałacu wisiało 295 obrazów najwybitniejszych twórców europejskich (włoskich, holenderskich) i polskich. Była  kolekcja dzieł sztuki i mebli po Katarzynie II, w tym jej łoże. Przedmioty te ofiarował swemu finansowemu wybawcy niekochany syn imperatorowej, car Paweł I.  Wedle zapisów kronikarskich, w Romanowie miały też znajdować się meble po królowej francuskiej Marii Antoninie z jej wersalskiej rezydencji Petit Trianon. Co do malarstwa, podajmy tylko kilka przykładów: Samarytanka Luca Giordano; Trzej królowie przy żłobku Chrystusa Jacopo Bassano; Charitas Bartolomeo Schedoniego; Trzy części świata Tycjana; Bitwa i Przechadzka Philipa Wuwermanna; Ofiara w Listrze Pietera Lastmana i inne.  Roman Aftanazy uważał, że trudno dziś ocenić, czy dzieła te były oryginałami czy  kopiami. Dalej portrety, zapewne rodzinne, pędzla Bacciarellego, Grassiego, Lampiego (ojca) i innych. Był w tej kolekcji też portret słynnej Gertrudy z  Komorowskich Potockiej oraz jej sióstr: Korduli Teodorowej Potockiej, a przede wszystkim żony Józefa Augusta, Antoniny Eleonory hr. Ilińskiej (1770-1838).  Ta pyszna siedziba oraz folwarki romanowskie znajdowały się na fatalnym, podmokłym terenie. To miało przesądzić o upadku rezydencji, nie tyko pod względem ekonomicznym, ale – cytując obrazowe sformułowanie Idy Ilińskiej-Kaszowskiej – wszystko zaczęło się zapadać. Swoje też zrobiła rewolucja bolszewicka. Pierwsze elementy degradacji zauważył Edward Chłopicki, który prawdopodobnie jako ostatni lub jeden z ostatnich, widział rezydencję w jeszcze niezłym stanie.  Dziedzictwo Romanowa w rękach Steckich   W 1876 roku, gdy właścicielami dóbr byli: wnuczka Augusta z mężem, Jadwiga z hr. Ilińskich (1824-1889) i Henryk (1823-1895) Steccy, pałac ogarnął potężny pożar. Pół roku wszystko się paliło! – opowiadała Ida Ilińska-Kaszowska. Mimo uratowania części zbiorów, a wobec słabnącej kondycji gospodarczej klucza romanowskiego, nie odbudowali oni tego wielkiego pałacu, wystawiając dla siebie mniejszy.  Ostatnim właścicielem Romanowa był syn Henryka i Jadwigi, Henryk Stecki jr. (ur. 1847), ożeniony z Henryką z Kurzenieckich, swoją kuzynką, córką Gustawa i Oktawii z hr. Ilińskich. Steccy należeli do troskliwych opiekunów spuścizny Ilińskich, posiadali też własne zbiory, utrzymując – jak podaje Tadeusz Epsztein, w Romanowie bibliotekę, kolekcję malarstwa i inne przedmioty po Auguście Ilińskim. Steccy uzupełnili kolekcję o archeologię i numizmaty.         

Opis odcinka

- Ciocia Mariola [Maria Olga z hr. Broel-Platerów Włodzimierzowa Łęska z Białej Waki] była osobą spokojną. Któregoś dnia, już po śmierci mojej mamy, rozpoczęła ze mną rozmowę, cofając się w niej do historii rodziny. Gdy zorientowała się, że na ten temat nic nie wiem, była wstrząśnięta! Huknęła pięścią w stół i powiedziała: „proszę wziąć kartkę papieru, ołówek i pisać”. Próbowałam protestować, mówiłam: „ale ciociu...”. „Nie ma żadnego ale, proszę siadać i pisać”. I dziś dzięki temu coś o rodzinie mogę powiedzieć. (Ida Ilińska-Kaszowska)

 

Iliński – wileńska błyskotka

Rok 1824 dorzucił był do kalejdoskopu wileńskiego kilka błyskotek, które nadzwyczaj urozmaiciły jego widownię. Jedną z najbłyskotliwszych był hrabia Iliński, bogacz, senator i bigot, znany w całym kraju, szczególnie na Wołyniu, ze swoich dziwactw na wielką skalę, bo wielkiej swej fortuny i wziętości używał na uwydatnienie swych fantazyj. (…) Całe Wilno było w ruchu za przybyciem tego nadzwyczajnego gościa (…) – pisała o Auguście Józefie hr. Ilińskim komediopisarka, kronikarka epoki i pamiętnikarka, Gabriela z Güntherów

Puzynina (1815-1869). 

Na drugim piętrze, zresztą niedokończonego pałacu, 755 poza pokojami mieszkalnymi, była tzw. zimowa galeria spacerowa, z oknami wychodzącymi na park, mierząca 120 łokci, a ogrzewana ośmioma piecami. Architektura, wystrój, umeblowanie domu i zgromadzone w nim dzieła sztuki, zachwycały współczesnych. Ale żeby sobie na to wszystko pozwolić, trzeba było być Potockim z Tulczyna albo Ilińskim z Romanowa. 

Gdy w 1875 roku Edward Chłopicki (1830-1894), podróżnik (a nie generał, jak czasami czytamy lub słyszymy), etnograf i literat, wraz z towarzyszami wycieczki po Wołyniu, zajechał przed pałac w Romanowie, wychodzący na ganek lokaje oświadczyli, iż młodego pana, czyli Henryka Steckiego jr. oraz jego matki Jadwigi z hr. Ilińskich, nie ma w domu, bo wyjechali do Warszawy. I mimo z kolei, iż ich plenipotent leży chory w łóżku, pałac dla chcących go zwiedzić, jest zawsze otwarty. 

Dzięki opisom Chłopickiego oraz Ochockiego o tej dawno już nieistniejącej rezydencji, przepychem i rozmiarami porównywanej do Tulczyna Potockich, jest nieco informacji. W Dziejach rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej Roman Aftanazy wyjątkowo dużo miejsca poświęcił siedzibie Ilińskich, która znajdowała się w województwie wołyńskim I Rzeczypospolitej. Centrum dóbr ziemskich tej rodziny stanowił Romanów, miasteczko przy trakcie z Połonnego do Żytomierza, w pobliżu granicy z województwem kijowskim.

Romanów należał do dziedzictwa Ostrogskich. Po ich wygaśnięciu, poprzez Zasławskich, trafił do rąk Sanguszków, a następnie innych osób. Od nich część schedy – klucz ostrogski i romanowski kupił Kazimierz Iliński (zm. 1756), pochodzący z senatorskiej linii rodu,   starosta nieżyński, pułkownik wojsk koronnych, właściciel również innych majątków, a więc człowiek zamożny i hojny. Częścią spadku po Ostrogskich było także Dubno (w okresie II RP powiat dubieński, woj. wołyńskie), dzierżone przez Lubomirskich. W Dubnie Kazimierz Iliński wraz z żoną Anną z Suszczewiczów sfinansowali odbudowę klasztoru i kościoła bernardynów, po dwóch pożarach, które strawiły oba obiekty. Anna Ilińska przy tej sposobności założyła Kalwarię. Tam też, w krypcie pochowani są m.in. Ilińscy. 

Synem Kazimierza i jego drugiej żony Anny z Suszczewiczów był Jan Kajetan Iliński (1731-1792), wojski kijowski, podkomorzy dworu, kawaler orderu Orła Białego, poseł na Sejm, starosta nieżyński i żytomierski, fundator drewnianego kościoła bernardynów w Żytomierzu, właściciel Romanowa z 12 wsiami oraz Ulanowa, jak też Wczorajszego w powiecie kijowskim.

 

Starostą żytomierskim był wówczas pan [Kajetan] Iliński, ojciec jenerała adjutanta i senatora z Romanowa. Do niego rzeczywiście sądownictwo grodzkie należało. W jego przytomności sędziowie mieli tylko głos doradczy. Ale że starosta nigdy nie mieszkał w Żytomierzu, przeto sądownictwo i urząd grodzki był w ręku pana Dubrawskiego (Andrzej Dubrawski, sędzia grodzki żytomierski).

Raz przybył pan Iliński i zrobił wjazd tryumfalny. Wspaniałe dawał śniadanie dla kolegów i obywateli, nawet i dla palestry. Ze śniadania wyruszył na sesyę. Wnosili sprawę adwokaci, popisując się z indultami i replikami. Ale po śniadaniu i węgierskiem winie, prezydujący i sędziowie usnęli. Pan starosta obudziwszy się zapytał o zdanie; gdy mu nie umieli odpowiedzieć, oburzył się i przykre robił panom podsędkom wymówki. Wyjechał z Żytomierza i przysłał na swoje miejsce podstarostę p. Józefa Morzkowskiego. (H. W. N., Dwutygodnik Literacki, 1862)

 

Protektorzy młodego Garapicha

Jan Kajetan Iliński był żonaty trzykrotnie: 1° z Józefą Marianną Wesslówną (zm. 1799), 2° Katarzyną z Bielskich (zm. 1790) oraz 3° z Anną Jakobą Braconnier (zm. 1813 we Lwowie). 

Z ostatniego małżeństwa miał córkę Apolonię Ilińską (1790/91-1813), nad którą – po jego śmierci – sprawowana była opieka sądowa. Interesów prawnych zaś jej matki, Anny Ilińskiej pilnował adwokat lwowski chorwackiego pochodzenia, Michał Garapich (ur. 1769), który poprzez kontakty z Ilińskimi wszedł do środowiska polskich ziemian, zakotwiczając się we Lwowie i na wsi ok. 24 km na północny zachód od Tarnopola. 

Jeszcze za życia Jana Kajetana Ilińskiego, ten nowy lwowski adwokat, jako świadek, w 1799 roku podpisał testament starosty żytomierskiego, w którym zresztą jeden z majątków Ilińskich, a mianowicie Cebrów, został zagwarantowany małoletniej Apolonii jako wiano. O jej rękę zaś starał się właśnie Michał Garapich. Mimo takiej bliskości, po śmierci Jana Kajetana, gdy Garapich miał się z Apolonią ożenić, Ilińscy nie zezwolili na to, uważając planowany związek za mezalians. Michał Garapich, przeszedłszy stosowne i wyjątkowo dla niego surowe egzaminy zawodowe, będąc pełnoprawnym adwokatem, nie miał jednak polskiego szlachectwa. A to stanowiło przeszkodę w posiadaniu własnej ziemi. 

Małżeństwo zostało jednak zawarte w 1811 roku, w tym samym, w którym Garapich uzyskał szlachectwo.   Protektorat rodziny Ilińskich, małżeństwa oraz praca pozwoliły Michałowi Garapichowi i jego potomkom pozostać w kręgu polskiej elity w monarchii habsburskiej. 

Wracając do Ilińskich, wydaje się, że August Józef, czyli syn starosty przerósł ojca, pozostawiając po sobie skrajne opinie: zachwytu, jak i co najmniej zdziwienia. 

- Co tu dużo mówić, August był dziwakiem i typowym przedstawicielem magnaterii; aludzie magnatów nie lubią. Moja matka uważała, że fatalną rzeczą, jaką zrobił August Józef, to było zgromadzenie strasznej ilości mebli, których część jeszcze przed wojną stała w naszym wileńskim mieszkaniu. (Ida Ilińska-Kaszowska)

 

Ocena to dość pobieżna, bowiem August Józef Iliński (w źródłach imiona używane przemiennie) to postać nietuzinkowa i nie wiem, czy tak negatywna jak można by sądzić. Jak najbardziej znana, ciekawa, kontrowersyjna i zapamiętana w rodzinie.

 

Oryginał z orderem na piersi i empatyczny społecznik

August Józef hr. Iliński (1760-1844) był synem wspomnianego Jana Kajetana i jego pierwszej żony Józefy z Wesslów. 

Współcześni, uznając go, negatywnie oceniali lub przynajmniej wyśmiewali. Niech za przykład posłuży opinia nie polska, a rosyjska. W swoich znanych wspomnieniach gen. Jewgraf Fedotowicz Komarowski (1769-1843), opisując wizytę wraz z kilkoma innymi osobami w Romanowie u Augusta Ilińskiego, zauważył niesamowity przepych jego siedziby, jak i też dość wygórowane oraz odważne plany gospodarza. Poinformował on bowiem gościa, że ta ogromna siedziba wołyńska to zaledwie jedno ze skrzydeł planowanego w przyszłości zamku. 

Musiał Iliński chwalić się często meblami po Marii Antoninie, bo i temu gościowi o tym opowiadał. Generał zauważył mnóstwo przedmiotów sztuki brązowniczej, jak też  bogactwo jedwabnej tapicerki meblowej. Stwierdził, że pałac senatora Augusta Józefa Ilińskiego przypomina raczej sklep niż prywatny dom. 

Rosyjski gość nie omieszkał również uwydatnić kontrastów, które zaobserwował. Po przedstawieniu teatralnym chwalił głos śpiewaków włoskich i kunszt choreografów, sprowadzonych z Odessy, ale zaraz dodawał, że nieszczęśnicy ci, po zdjęciu strojów scenicznych, wyglądali biednie, nosząc się prawie w łachmanach. 

Warto przy tym dodać, że Ilińśki utrzymywał w Romanowie też własną orkiestrę, którą w latach 1799-1817 dyrygował Ignacy Dobrzyński (1779-1841), kompozytor oper, kantat, polonezów, ożeniony z Eudoksją z Karelinów, córką kapelmistrza orkiestry rogowej na dworze carskim w Petersburgu. W Romanowie urodził się i wychował ich syn, Ignacy Feliks Dobrzyński ( (1807-1867), również kompozytor, dyrygent, pianista, także pedagog. Młody Dobrzyński pobierał nauki w kolegium jezuickim w Romanowie, potem w Winnicy i właśnie z tegoż Podola potem poszedł w świat. 

Wracając do wspomnień carskiego generała. Komarowski docenił natomiast pobożność polskiego arystokraty. Widział ją nie tylko w zachowaniu, ale też w obecności na jego dworze jezuity z Petersburga. Bardzo też generałowi spodobała się pałacowa kaplica, urządzona z największym smakiem. 

August Józef Iliński służył Rzeczypospolitej, będąc posłem, senatorem, generałem inspektorem kawalerii wojsk koronnych (1792), potem zaś – już za czasów carskich, marszałkiem gubernialnym wołyńskim, generałem rosyjskim, kawalerem maltańskim (1797). 

Jego zasługą było to, iż - gdy Polska straciła suwerenność, jego rodzinny, ojcowski Żytomierz został miastem gubernialnym. Podług legendy miało być tak, że carski urzędnik wizytował miasta, brane pod uwagę na stolicę guberni. Na inspekcję do nich wybrał się porą jesienną, co rusz wpadając w wołyńskie błota. Gdy dojechał do Żytomierza, bał się brnąć dalej i zarekomendował to miasto. Niemniej, jak sądzą historycy i pamiętnikarze, wybór Żytomierza należy przypisać jednak wpływom Józefa Augusta Ilińskiego na dworze Pawła I. 

August w 1794 roku do insurekcji kościuszkowskiej nie przystąpił. Był silnie związany z dworem carskim, co jest mu wypominane. Po upadku kraju, w latach 1792-1796 stanął po stronie rosyjskiej. Przeniósł się do Petersburga. Polskę widział jako kraj podporządkowany carowi, ale z zachowaniem polskości. Taka polityczna postawa nie przeszkadzała mu w tym, aby – gdy zaistniała potrzeba – zachować się jak na Polaka przystało. 

Będąc posiadaczem dóbr wołyńskich, na czele z Romanowem (i Tajkurami, które po nim odziedziczył młodszy syn Jan-Janusz), uchodził za człowieka nieprzeciętnie bogatego. Obawiający się matki, imperatorowej Katarzyny II (1729-1796), wielki książę

Paweł (1754-1801), późniejszy car, zwrócił się do Ilińskiego z prośbą o pożyczenie 1 miliona zł. na uregulowanie karcianych długów. Tak też się stało, August Iliński wykupił weksle dłużnika.

O śmierci Katarzyny II wielkiego księcia Pawła miał poinformować Iliński. Gdy Paweł został carem, Iliński upomniał się nie tyle o dług, co poprosił o rewanż  . Miało nim być uwolnienie Polaków, którzy podczas insurekcji kościuszkowskiej walczyli w obronie Konstytucji 3 Maja. Chodziło szczególnie o Ignacego Potockiego (1750-1809), współtwórcę Ustawy Rządowej 1791, Tadeusza Kościuszkę (1746-1817) i Juliana UrsynNiemcewicza (1757-1841). 

Paweł I miał troszczyć się o zdrowie Kościuszki, a jego wizyta u naczelnika w więzieniu została nawet upamiętniona w postaci przynajmniej kilku sztychów. Jeden z nich znajdował się jeszcze w czasach Steckich w Romanowie. 

O wolność dla Polaków, walczących w insurekcji równocześnie (a może nieco wcześniej) imperatora prosił Iliński, przypominając wykupienie weksli. Argumenty pana na Romanowie miały być dla cara decydujące. Mimo początkowych obaw, że Polacy mogą wzniecić ponowne powstanie, Paweł I przychylił się do prośby Ilińskiego. Ogłosił amnestię ogólną, dzięki której z cytadeli petersburskiej uwolnieni zostali wszyscy, również ci trzej, powyżej wymienieni. 

Działalność senatora, ewidentnie zbliżonego do carskiego dworu, naznaczona jego trudnym i zapewne zabawnym charakterem, dawała dowody na to, iż August Józef hr. Iliński polskości nie wyrzekł się.

 

Piękna to karta życia dziada mojej żony i słusznie rodzina szczycić się tem powinna, potomność przebaczyć śmieszności, o których dotąd mówią na wesołych zebraniach. (Henryk Stecki z Romanowa)

 

Był Iliński wyczulony na kwestie społeczne, edukację i sztuki piękne. Na realizację swoich zamierzeń w tych dziedzinach musiał mieć fundusze. Sam klucz romanowski odziedziczył po bracie Januszu (generale), otrzymał też spadek po stryju Stanisławie Janie Nepomucenie Ilińskim (ur. 1744), staroście cudnowskim. Jako poddany cara i będąc blisko jego dworu, został zasilony darowiznami w postaci dóbr oraz pieniędzmi kolejno od Pawła I, wielkiego księcia Konstantego oraz Aleksandra I. 

Warto dodać, że te fundusze, szczególnie od Pawła I to nie do końca darowizny, ale zwrot za spłacenie owych weksli. Dalszym etapem carskiej wdzięczności stało się też nadanie Ilińskiemu licznych godności, starostw, nie mówiąc o wspomnianych orderach i tytule hrabiowskim. 

W dobrach wołyńskich August Iliński został zapamiętany jako dobry gospodarz, bowiem wybudował m.in. fabrykę sukna ze 120 warsztatami, młyn parowy, założył hodowlę koni rasy angielskiej. Ufundował w Romanowie klasztory wizytek, szarytek i jezuitów. W 1803 r. przeznaczył fundusze na rzecz gimnazjum wołyńskiego w Krzemieńcu; w sumie na cele oświatowe wyasygnował 53.200 rubli srebrnych. Osobiście zajmował się założonym przez siebie pensjonatem dla panien z domów szlacheckich (siedzibę miał przy klasztorze wizytek), który potem przeniósł do Krzemieńca. W Romanowie Iliński założył też filialny konwikt dla studentów wydziałów filozoficznego, nauk wyzwolonych i języków Akademii Połockiej. Utworzył teatr, w którym grywano opery włoskie i balety.  Mimo zamożności, nie ominęły go trudności, wynikające z wojny 1812 roku (tzw. druga wojna polska zwana też wojną ojczyźnianą, de facto początek klęski dominacji Napoleona I w Europie), która zachwiała jego finansami i działalnością zakładów produkcyjnych. Na uwagę zasługuje fakt, że wspomniany klasztor wizytek ufundował właśnie w tej kryzysowej chwili. 

Najważniejszym dziełem społecznym Ilińskiego był Instytut Głuchoniemych w Romanowie, który powołał do życia aktem z 1805 roku, asygnując na ten cel 1 milion zł. Projekt Instytutu, co może dziwić, spotkał się z krytyczną uwagą Hugona Kołłątaja, który do Tadeusza Czackiego - zwolennika Instytutu - nerwowo powiedział: myślimy o fundacyi dla głuchoniemych, jak gdybyśmy już zaspokoili wszystkie inne potrzeby oświecenia tych, którzy słyszą i mówią.   Przebywające w Instytucie dzieci i młodzież nie tylko były leczone lub też uczyły się żyć z kalectwem (pod opieką specjalistów), ale Iliński udostępniał im swoją bibliotekę, zbiory rycin i wszystko, co mogło być potrzebne ich edukacji oraz poprawie zdrowia. Fundusz był tak zorganizowany, aby jego następcy kontynuowali finansowanie Instytutu. Są dane, potwierdzające, że istniał on do 1850 roku. Z pewnością jednak wiadomo, nie warszawski ośrodek dla głuchoniemych przy Placu Trzech Krzyży był pierwszy, ale właśnie ten, zorganizowany i sfinansowany przez Augusta Józefa hr. Ilińskiego.

 

Był to wielki pan w swoim czasie, mieszkał w Romanowie, o kilka mil od Ułanowa. Pałac jego na wielką skalę z półokrągłemi pawilonami, wyglądał na monarchiczne mieszkanie. Miał ze dwieście pokoi, pyszny ogród z wodotryskami i kaplicą przy pałacu arcybogatą. Byłem tam u syna jego Henryka, gubernialnego marszałka wołyńskiego. Nie mogłem się napatrzeć bogactwu malowideł, mebli i zwierciadeł. Były tam oryginały najpierwszych mistrzów, stoły malachitowe, i taka ilość kosztownych sprzętów, że wielka ich część złożona była w pakach, bo w takim gmachu nie mogły się pomieścić. Okna ogromne, z jednostajnych tafel, zwierciadła na całą wysokość pałacu. Miał pokój osobny, duży, w którym stały meble z pokoi cesarzowej Katarzyny; wielkie łóżko po Ludwiku XVI i mnóstwo przedmiotów wysokiej wartości. W drugiej sali podłużnej mieściły się pamiątki po Janie III. Pyszna szkatuła z mahoniu, cała inkrustowana zlotem i emalią, ulubiony sprzęt tego króla. Na ścianach wisiały makaty zdobyte pod Wiedniem, zbroje całe jakby wczoraj robione, w błyszczące łuski, szyszaki, puklerze i strzały tatarskie. Utrzymywano tu muzykę nadworną wyborową i kapelmistrzów pierwszorzędnych. Był i teatr, na którym grywano opery włoskie. Gdyby ten gmach był w wielkim mieście, stanowiłby jedną z pierwszych ozdób jakiej wielkiej stolicy. (Fryderyk Krauze)

 

Słabością Ilińskiego – na którą mógł sobie pozwolić – był przepych rodowego pałacu i architektoniczny rozmach parku. Nie wiadomo czy monumentalna rezydencja powstała w miejscu wcześniejszej, czy też może nieco dalej. Ale i tak wrażenie musiało być wielkie, bo jak pisał Antoni Urbański, korpus pałacu otaczał las pysznych kolumn korynckich. Pałac miał mieć 100 pokoi (niektórzy piszą, że 125 lub nawet 154!), kaplicę, cenne rodzinne archiwum, bibliotekę. Poza malarstwem, pałac zdobiły rzeźby, głównie pochodzenia włoskiego, być może zakupione przez senatora Ilińskiego podczas jego podróży po słonecznej Italii, inne zaś pochodziły z Pałacu Michajłowskiego - ulubionej petersburskiej rezydencji Pawła I. 

Wbrew obiegowym opiniom, to nie Józef August, a jeszcze jego ojciec Jan Kajetan Iliński wybudował dwupiętrowy pałac w Romanowie. Miejsce to wybrał z powodu jego bliskości do Żytomierza, a jak chce Jan Duklan Ochocki, również ze względu na okazałe lasy, pełne zwierzyny łownej. Pałac stanął nad rzeką Leśną, która w wyniku przekopania stała się przypałacowym kanałem. August Józef hr. Iliński ojcowski dom rozbudował i upiększył. Dobudował piętro w korpusie głównym oraz dostawił trzypiętrowe skrzydła, otaczając je owymi korynckimi kolumnami. 

W angielskim parku August wystawił pomnik w kształcie piramidy, poświęcony pamięci brata, generała Janusza Ilińskiego, poległego pod Markuszowem. 

Zbiory w Romanowie miał Iliński imponujące. I znów, jeżeli wierzyć Ochockiemu, na ścianach pałacu wisiało 295 obrazów najwybitniejszych twórców europejskich (włoskich, holenderskich) i polskich. Była  kolekcja dzieł sztuki i mebli po Katarzynie II, w tym jej łoże. Przedmioty te ofiarował swemu finansowemu wybawcy niekochany syn imperatorowej, car Paweł I. 

Wedle zapisów kronikarskich, w Romanowie miały też znajdować się meble po królowej francuskiej Marii Antoninie z jej wersalskiej rezydencji Petit Trianon.

Co do malarstwa, podajmy tylko kilka przykładów: Samarytanka Luca Giordano; Trzej królowie przy żłobku Chrystusa Jacopo Bassano; Charitas Bartolomeo Schedoniego; Trzy części świata Tycjana; Bitwa i Przechadzka Philipa Wuwermanna; Ofiara w Listrze Pietera Lastmana i inne

Roman Aftanazy uważał, że trudno dziś ocenić, czy dzieła te były oryginałami czy  kopiami. Dalej portrety, zapewne rodzinne, pędzla Bacciarellego, Grassiego, Lampiego (ojca) i innych. Był w tej kolekcji też portret słynnej Gertrudy z  Komorowskich Potockiej oraz jej sióstr: Korduli Teodorowej Potockiej, a przede wszystkim żony Józefa Augusta,

Antoniny Eleonory hr. Ilińskiej (1770-1838). 

Ta pyszna siedziba oraz folwarki romanowskie znajdowały się na fatalnym, podmokłym terenie. To miało przesądzić o upadku rezydencji, nie tyko pod względem ekonomicznym, ale – cytując obrazowe sformułowanie Idy Ilińskiej-Kaszowskiej – wszystko zaczęło się zapadać. Swoje też zrobiła rewolucja bolszewicka.

Pierwsze elementy degradacji zauważył Edward Chłopicki, który prawdopodobnie jako ostatni lub jeden z ostatnich, widział rezydencję w jeszcze niezłym stanie. 

Dziedzictwo Romanowa w rękach Steckich  

W 1876 roku, gdy właścicielami dóbr byli: wnuczka Augusta z mężem, Jadwiga z hr. Ilińskich (1824-1889) i Henryk (1823-1895) Steccy, pałac ogarnął potężny pożar. Pół roku wszystko się paliło! – opowiadała Ida Ilińska-Kaszowska. Mimo uratowania części zbiorów, a wobec słabnącej kondycji gospodarczej klucza romanowskiego, nie odbudowali oni tego wielkiego pałacu, wystawiając dla siebie mniejszy. 

Ostatnim właścicielem Romanowa był syn Henryka i Jadwigi, Henryk Stecki jr. (ur. 1847), ożeniony z Henryką z Kurzenieckich, swoją kuzynką, córką Gustawa i Oktawii z hr. Ilińskich. Steccy należeli do troskliwych opiekunów spuścizny Ilińskich, posiadali też własne zbiory, utrzymując – jak podaje Tadeusz Epsztein, w Romanowie bibliotekę, kolekcję malarstwa i inne przedmioty po Auguście Ilińskim. Steccy uzupełnili kolekcję o archeologię i numizmaty.    

    

Kategorie:

OGÓLNY OPIS PODCASTU

Rody i Rodziny Mazowsza

Mamy w Polsce i na Mazowszu całą mozaikę rodzin. Są rody wielkie, możne i zasłużone, które przez wieki miały znaczenie polityczne, wsławiały się mecenatem kulturalnym i szeroką działalnością filantropijną. O wszystkich tych rodach staramy się mówić w tej audycji, najczęściej z udziałem ich członków lub z pomocą historyków.

Odcinki podcastu (519)

  • Hordliczkowie - przemysłowcy i ziemianie, cz. 2

    • 23.03.2025

    • 50 min 08 s

  • Stanisław Wilhelm Lilpop współzałożyciel Podkowy Leśnej

    • 21.03.2025

    • 24 min 40 s

  • Hordliczkowie - przemysłowcy i ziemianie, cz. 1

    • 16.03.2025

    • 54 min 14 s

  • Steccy z Międzyrzecza Koreckiego; wspomnienia prof. Jana H. Steckiego

    • 09.03.2025

    • 01 godz 02 min 02 s

  • Bacciarellowie w służbie wojskowej, cz. 2

    • 02.03.2025

    • 49 min 45 s

  • Bacciarellowie w służbie wojskowej, cz. 1

    • 09.02.2025

    • 50 min 11 s

  • Tatrzańskie fotografie Klementyny Szembekowej

    • 12.01.2025

    • 42 min 22 s

  • Doria-Dernałowiczowie z Rewkowicz i Białki, cz. 2

    • 06.01.2025

    • 37 min 18 s

  • Doria-Dernałowiczowie z Rewkowicz i Białki, cz. 1

    • 06.01.2025

    • 40 min 10 s

  • Piękna Pani. Biografia Marii z Koplewskich Piłsudskiej

    • 26.12.2024

    • 50 min 03 s

1
2
3
...
50
51
52