- Artur Ruciński będzie kreował postać Piotra, bardzo ważną rolę w "Quo Vadis", zarówno w dziele pisanym, ale i muzycznym. Ta postać pojawia się mniej więcej w połowie utworu. I przez dłuższy czas śpiewa, dialogując z Ligią (Aleksandrą Kurzak) i z chórem. To bardzo wymagająca partia. Cieszę się, że tacy artyści będą kreować te postaci. Mogą stworzyć coś, o co kompozytorowi chodziło - o taką prawdziwość przekazu i łatwość wykonania tej partii, która jest trudna - opowiedział o oratorium "Quo Vadis" Piotr Sułkowski, dyrygent i dyrektor Filharmonii Warminsko-Mazurskiej im. Feliksa Nowowiejskiego w Olsztynie. - Jestem dumny, bo wspaniały chórmistrz - Włodzimierz Siedlik, który przez całe lata pracował z chórem, podjął się przygotowania. W chórze są wybrani soliści-artyści, którzy stworzyli 60-osobową grupę i w sposób fantastyczny współgrają z orkiestrą i solistami. Jest to bardzo wymagający materiał dla chóru. To dzieło zaczyna nabierać rumieńców. Będziemy z tego wszyscy dumni - dodał.
Piotr Sułkowski opowiedział również w "Nie tylko o muzyce" o swojej edukacji i początkach kariery. - Miałem być muzykiem. Pochodzę z rodziny o tradycjach muzycznych. W takim klimacie byliśmy wychowywani. Mój starszy brat grał na skrzypcach. Ja nie wyobrażałem sobie innej drogi. Całe moje rodzeństwo przechodziło taką ścieżkę. Zostałem zaangażowany w Starym Teatrze. Zauważył mnie Andrzej Wajda i zaprosił mnie do "Antygony". To były czasu stanu wojennego i nie mogliśmy po godz. 18 wychodzić na ulicę, ale miałem przepustkę. Ta cała przygoda toczyła się wiele lat. Jak byłem w klasie maturalnej, to na tyle dużo uczestniczyłem w tym życiu, że sam się zastanawiałem, czym się zająć - muzyką, skrzypcami, czy aktorstwem - mówił w rozmowie z Tadeuszem Deszkiewiczem. - Przez salmonellę nie pojechałem na egzamin do szkoły aktorskiej, ale tydzień później dotarłem na egzamin do szkoły muzycznej. Potem wydarzyło się również wiele rzeczy, które zadecydowały o tym, że nie poszedłem w kierunku skrzypiec, ale dyrygentury - tłumaczył.